Rozbieżności między wynikami sondaży podczas wyborów powinny moim zdaniem skłonić Polskie Towarzystwo Socjologiczne i inne towarzystwa naukowe, szczególnie międzynarodowe, do poważnych przemyśleń, a także wyciągnięcia wniosków. Mówię o sondażach pokazywanych w telewizjach w niedzielę, 20 czerwca 2010 r., po godz. 20, po zamknięciu lokali, a robionych w trakcie czy pod koniec dnia wyborczego.
[srodtytul]Niedowierzanie i złość[/srodtytul]
Mówię szczególnie o dwóch sondażach – realizowanym przez sondażownię Homo Homini dla telewizji Polsat i przez SMG/KRC dla TVN 24. Ich wyniki nie tylko są kompromitujące naukowo, wadliwie pokazały różnicę około 14 i 12 pkt na korzyść Bronisława Komorowskiego w stosunku do rzeczywistych wyników wyborczych, posłużyły też komentatorom do fałszowania prognozy wyników II tury wyborów.
Sondaże wyborcze od 20 lat budziły coraz więcej niedowierzania, protestów i złości, a także podejrzeń o manipulacje. Socjologowie uzasadniali rozbieżności między poszczególnymi sondażami, a także między sondażami a wynikami wyborów tysiącem rozmaitych przyczyn metodologicznych, związanych m.in. z doborem próby i metody badawczej, losowych i innych. Już w 2007 roku skończyło się na dużym skandalu, który jednak nie zahamował podobnych praktyk.
Tym razem skandal, mam nadzieję, wyjdzie poza zaciszne gabinety i dowiemy się, co mają do powiedzenia nie tyle ci, którym się płaci i od których wymaga – nie tyle autorzy badań, dobierający próby i metodę, bo oni umieją się głównie tłumaczyć; nie tyle media, manipulujące wynikami na korzyść prezentowanej przez siebie opcji, aż miło – ile naukowcy niezależni, również zagraniczni (Polacy też wśród nich są).