Wiem, że tacy istnieją i że imię ich legion, bo żyjąc w Polsce, nie sposób uniknąć kontaktu z nimi. Widzę ich aktywność w internecie, czytam o nich tu i ówdzie, a czasem mam okazję z nimi rozmawiać. Tak się jednak składa, że w moim otoczeniu nie ma zajadłych zwolenników PiS-u. Nikt nie zatruwa mi życia opowieściami o tym, jak Donald Tusk sprzedał Polskę Niemcom; nikt nie opowiada o nielegalnych imigrantach, którzy zniszczą Polskę; ani o „ideologii LGBT”. Jak chcę się dowiedzieć, czym straszy obecnie prawica, to muszę zajrzeć do sieci. Mieszkam w Warszawie, gdzie dominuje liberalny mainstream. Do tego pracuję w szeroko pojętych mediach, gdzie poglądy liberalne są bodaj jeszcze bardziej powszechne, więc to obsesje tej drugiej strony zwykle poznaję z pierwszej ręki. Od rozmaitych bliższych czy dalszych znajomych, a także od niektórych członków rodziny, słyszę na okrągło, że PiS nas ośmiesza, wyprowadza z Europy i kradnie. Że Duda to, Kaczor tamto, a Ziobro owamto. Czy może raczej należałoby powiedzieć w czasie przeszłym: „słyszałem”. Bo po ostatnich wyborach, by zacytować klasyka, coś w Polsce pękło, coś się skończyło.
Czytaj więcej
Dzisiaj polityk nie może przyznać się do błędów, a jeśli już, to tylko po to, żeby ogłosić, iż od...
Przez jakieś 20 lat fanatyczni anty-PiS-owcy w moim otoczeniu żyli w nieustannym pobudzeniu
Przez lata nauczyłem się nie reagować na zaczepki najbardziej zajadłych anty-PiS-owców. Każda najdrobniejsza nawet uwaga podważająca wersję, wedle której to Jarosław Kaczyński odpowiada za wszystkie nieszczęścia Polski, była powodem, żeby zaatakować jeszcze większą ilością tego samego, czyli emocji. A z emocjami, jak wiadomo, ciężko się dyskutuje. Ale nawet brak reakcji czasem nie pomagał. Chcąc nie chcąc, dziesiątki razy musiałem wysłuchiwać filipik na tematy, które kompletnie mnie nie interesowały. To znaczy może by mnie nawet zainteresowały, gdyby ich autorzy nie powtarzali banałów za TVN24 czy innym Onetem. Przez jakichś 20 lat fanatyczni anty-PiS-owcy z mojego otoczenia żyli w nieustannym pobudzeniu, karmionym przez ich ulubione media. I nagle po ostatnich wyborach prezydenckich pewna ich część udała się na wewnętrzną emigrację. W ostatnich dniach mam za sobą całą serię takich spotkań, podczas których tematy polityczne w ogóle się nie pojawiły, choć spodziewałem ich się ze strony rozmówców. Naturalnie stronnictwo #silnychrazem wciąż jest Giertychem silne, ale, szczęśliwie, mnie jakoś jego członkowie omijają.
Przez jakichś 20 lat fanatyczni anty-PiS-owcy z mojego otoczenia żyli w nieustannym pobudzeniu, karmionym przez ich ulubione media.
Czytaj więcej
Zakończona właśnie kampania wyborcza toczyła się wokół kwestii aktualnych 10, 20 czy 30 lat temu....