"Daleko od Wawelu" to książka interesująca i dobrze napisana. Co więcej, taka, której nie sposób będzie kiedyś pominąć, opisując historię polityczną Polski. A jednak mam zasadnicze wątpliwości co do przesłania kryjącego się za tytułem. I co do decyzji o jej wydaniu w październiku 2010 r. Czy opisane w niej historie są dla mnie niewiarygodne? Reporterzy "Rzeczpospolitej" Michał Majewski i Paweł Reszka obiecują nam "straszny dwór" Lecha Kaczyńskiego i mamy go jak na dłoni. Sypią anegdotami zupełnie prawdopodobnymi. Więcej, każdy, kto zna realia opisywanych miejsc i środowisk, wie, że zapewne się wydarzyły, może tylko w paru miejscach przerysowane przez rozmówców obu dziennikarzy.
Większością z nich Majewski i Reszka podzielili się zresztą już wcześniej w reportażach publikowanych w "Dzienniku" i "Rzeczpospolitej". Wiele autor tej recenzji zna z innych źródeł, niektóre sam opisywał, co nie jest zarzutem, ale stwierdzeniem faktu, bo obaj autorzy wykonali imponującą pracę. Mam świadomość, że wielu zwolenników PiS odrzuci taką wizję prezydentury tragicznie zmarłego polityka. Oni jednak oczekują panegiryku, a wszystko, co nim nie jest, potępią w czambuł.
[srodtytul]Przypowieści o ludzkich słabościach [/srodtytul]
Co jednak mnie samego od tej książki po całkiem emocjonującej skądinąd lekturze odpycha? Majewski i Reszka opowiadają nam historię Lecha Kaczyńskiego jako nazbyt zestresowanego i impulsywnego mężczyzny, który skazany jest na psychodramę nieustannego wspierania i bycia wspieranym przez swego brata, za to nie panuje nad swoim otoczeniem, skłóconym i rozedrganym.
Są to historie ciekawe, ale... no właśnie, zgodnie z zapowiedzią samych autorów w większości "dworskie", czasem wręcz pisane "z perspektywy kamerdynera". Nie wszystkie – w rozważaniach nad zagraniczną aktywnością prezydenta jest trochę prawdziwej polityki. Ale i tam częściej służy ona jako tło dla przypowieści o ludzkich słabościach.