Miniony rok był dla Unii Europejskiej wyjątkowy i pełen wyzwań. Pierwszy rok obowiązywania traktatu lizbońskiego przypadł akurat na czas kryzysu gospodarczego i związanych z nim wyzwań politycznych. Traktat ten zmienił w sposób zasadniczy nie tylko to, czym Unia się zajmuje, lecz również podstawowe mechanizmy jej funkcjonowania.
Nie wszyscy byli co do niego przekonani. Część jego krytyków twierdzi, że komplikuje on jeszcze bardziej i tak już złożony system instytucjonalny. Inni powtarzają opinię, iż stosunki między różnymi częściami składowymi Unii opierają się na zasadzie zwycięzca – przegrany: tam, gdzie jedna instytucja zyskuje, inna musi coś stracić. Słyszymy też oskarżenia, iż UE znajduje się na drodze wiodącej prosto do utworzenia struktury międzyrządowej.
Jako członek Komisji Europejskiej odpowiedzialny za sprawy międzyinstytucjonalne bezpośrednio śledzę funkcjonowanie traktatu lizbońskiego od samego początku jego obowiązywania.
W przeciwieństwie do opinii pesymistów moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Kiedy w tym roku stanęliśmy w obliczu kryzysu związanego z zadłużeniem publicznym, traktat lizboński pozwolił Unii na błyskawiczne podjęcie kluczowych decyzji.
Dzięki zwiększeniu roli Parlamentu Europejskiego oraz parlamentów krajowych przyczynił się do wzmocnienia demokracji zarówno na szczeblu unijnym, jak i krajowym. Zwiększył również rolę obywateli dzięki temu, iż nadał moc wiążącą Karcie praw podstawowych oraz wprowadził europejską inicjatywę obywatelską będącą pierwszym unijnym instrumentem demokracji bezpośredniej.