Raport MAK ogłosił, że niekwestionowanym naciskiem na polskiego pilota była obecność w kokpicie generała Andrzeja Błasika i jego "milczenie". Dość daleko odeszliśmy od propagowanej przez szeptaną, a czasami głoszoną w mediach rosyjskich wersję bezpośredniego nacisku prezydenta na lotnika Arkadiusza Protasiuka zmuszonego jakoby przez Lecha Kaczyńskiego do lądowania. Polscy świadkowie, którzy znaleźli się w Smoleńsku w czasie katastrofy, opowiadali, jak bezpośrednio po niej niektórzy rosyjscy oficjele i dziennikarze dzielili się z nimi konfidencjonalną wiedzą o tym, że katastrofę spowodował naciskany przez prezydenta pilot.
Tej szeptanej propagandzie, która od razu dotarła do Polski i znalazła tu gorliwych propagatorów, chyba po raz pierwszy kształt oficjalny nadał Andrzej Wajda w wywiadzie dla "Le Monde" ogłoszonym 12 dni po tragedii, 22 kwietnia 2010 roku. Reżyser mówił: "Powinniśmy się dowiedzieć, w czym pomogą nam czarne skrzynki, czy decyzję o lądowaniu podjęto na jego [Lecha Kaczyńskiego] rozkaz. Czy to prezydent zaryzykował życie wszystkich pasażerów?".
To retoryczne pytanie, co więcej, skierowane przez międzynarodowego celebrytę do zagranicznej opinii publicznej, ma charakter czystej insynuacji. Sugeruje odpowiedzialność prezydenta za śmierć blisko 100 osób polskiej czołówki politycznej bez jakiejkolwiek rzeczowej przesłanki. Wyobraźmy sobie zbudowane na podobnej zasadzie, dużo bardziej niewinne pytanie skierowane do Wajdy: "Powinniśmy się dowiedzieć, czy twórca "Kanału" działa na zlecenie Moskwy".
Dwa dni później "GW" przypomniała sobie "zmuszanie" przez prezydenta w 2008 roku do lądowania w Tbilisi pilota Grzegorza Pietruczuka. Samolot z polskim prezydentem miał się udać do Baku. W związku z rosyjską agresją na Gruzję Kaczyńskiemu zależało na możliwie szybkim przybyciu do stolicy tego kraju. Pietruczuk, motywując to zarówno odmiennym planem lotu, jak i wojną, odmówił nie tyle lądowania, ile lotu do Tbilisi.
Analogia jest więc wyjątkowo naciągana. Jej rzecznicy powołują się na obawy, jakie podobno żywić mógł Protasiuk, wówczas drugi, a w czasie tragicznego lotu do Smoleńska pierwszy pilot tupolewa. Rzeczywiście, poseł PiS Karol Karski zwrócił się do prokuratury o oskarżenie Pietruczuka za niewykonanie rozkazu. Prokuratura odmówiła jednak podjęcia działań w tej sprawie. Pietruczuk natomiast dostał pochwałę i order od szefa MON, polityka PO Bogdana Klicha. Protasiuk sprawę znał doskonale. Czegóż miał się więc obawiać?
Propagandowym specom z "Wyborczej" i okolic zależało jednak na wbiciu w głowę Polaków skojarzenia: jeden lotnik poniósł już konsekwencje odmowy wykonania polecenia prezydenta Kaczyńskiego, drugi więc musiał się tego obawiać.