Więc Waldemar Kuczyński zaproszony do TVN 24 komentować mszę pogroził palcem: owieczki mogą sobie wybrać "nowych pasterzy". Liberalne elity oburzone kazaniami Jana Pawła II podczas pielgrzymki w Polsce w 1991 roku jedynie coś takiego sugerowały. Zgroza, miał chwalić, ale nie chwalił.
Na końcu Kuczyński rzucił się na swój ulubiony temat: polska wolność jest dobra, tylko "niektóre grupy polityczne przeszkadzają". Chodzi o PiS obsadzany w roli warchołów wkładających kij w szprychy. Ale sądziłem, że na tym się skończy.
Nie doceniłem nowych czasów. To, co starszy pan formułuje na poły aluzyjnie, inni rąbią. Katarzyna Wiśniewska wydała w "Wyborczej" wyrok: "Arcybiskup Gądecki wypożyczył język partii zainteresowanej jedynie dzieleniem, jątrzeniem, wskazywaniem winnych lub stawianiem siebie w roli ofiar czy pogardzanych bohaterów".
Można by próbować zainteresować Wiśniewską resztą tej homilii, jednej z najwybitniejszych w ostatnim 20-leciu, fragmentami, w których arcybiskup rozważał sens cierpienia i śmierci albo przejmująco nawoływał do przebaczenia. Ale po co – ona nie widzi niczego poza doraźną polityką. Można wskazywać, że zarzuty wobec polityki były adresowane do wszystkich. Ale i to próżny trud. Zjawisko nazywane przez Wildsteina "redukcją ad pisum" to główne zajęcie "Wyborczej".
Sprawa wykracza poza logikę bieżącej polityki. Wizja Kościoła, który "obsługuje polską wolność" i nie stawia wymagań poszczególnym wiernym ani całej zbiorowości, jest spójna. Towarzyszy jej coraz większe zniecierpliwienie progresywnych elit nie tylko PiS-em, ale wszystkimi, którzy widzą inaczej świat. To dlatego Magdalena Środa, żądająca 10 kwietnia tolerancji dla siebie, europosła PO Bogusława Sonika blokującego uchwałę narzucającego państwom proaborcyjne rozwiązania przedstawia jako oszusta (zdradził postęp).