W wolnym, demokratycznym kraju każdy, także szaleniec, może wyrazić swoje opinie na dowolny temat. Jednak artykuł Joanny Lichockiej "Wszystko już było" przekracza wszelkie granice cywilizowanej debaty i dziwię się, że poważna gazeta, jaką jest "Rzeczpospolita", w ogóle zdecydowała się go opublikować. Tu widać, jak doprawdy uzasadnione są niekiedy zastrzeżenia co do bezwzględnej wolności słowa. Od lat wyrażam poparcie dla stanowiska pełnej wolności wypowiedzi, czuję się jednak całkowicie bezradny wobec takich tekstów, jak ten pani Lichockiej.
Totalitarna propaganda
Trudno prowadzić polemikę z tezami autorki, nade wszystko z przyjętymi założeniami, które przedstawiła jako coś oczywistego w swoim tekście. Porównanie "Gazety Wyborczej" do "Żołnierza Wolności", na którym autorka oparła swój artykuł, jest czymś po prostu niewiarygodnie obrzydliwym. W istocie, sensowną odpowiedzią na taki tekst byłoby skierowanie na badania psychiatryczne albo pozew do sądu.
Jak widać, tekst niesie tak potężny ładunek negatywnych emocji, że nie potrafię się powstrzymać przed odpowiedzią emocjami. Nawet zdając sobie sprawę, że to nie jest dobry sposób na prowadzenie debaty. Niestety, to nie jest tekst, z którym można dyskutować: oznaczałoby to konieczność potraktowania na poważnie przyjętych z góry założeń, zasadniczo wrogich i oskarżycielskich wobec całego świata poza własnym.
Artykuł Lichockiej może służyć za sztandarowy przykład paranoi, w którą popada część środowisk prawicowych po katastrofie smoleńskiej. Ludzie, którzy lubią prezentować się jako wykluczeni i zmarginalizowani, sami używają języka nacechowanego pogardą i skrajną, zwierzęcą wręcz nienawiścią do tych, którzy mają inne zdanie. Dotyczy to nie tylko pani Lichockiej, ale większości spośród tych, którzy zebrali się w rocznicę katastrofy smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim.
Jaką dyskusję można nawiązać z ludźmi, którzy umieszczają swastykę albo sierp i młot w nazwiskach demokratycznie wybranych premiera i prezydenta? Rozpętana przez PiS paranoja polityczna zaszła za daleko i od jakiegoś czasu zaczęła zagrażać fundamentom naszego państwa. To właściwie na przykładzie tekstu Lichockiej można uczyć młode pokolenie, w jaki sposób działała totalitarna propaganda.