Łukasz Warzecha o rządzie Donalda Tuska

Groteska, jaką funduje nam rząd Tuska, sięga w jednym momencie szczytu, by za chwilę go przeskoczyć, choć wydawało się, że nic głupszego, bardziej absurdalnego i idiotycznego wymyślić się nie da – zauważa publicysta

Publikacja: 15.07.2011 01:13

Łukasz Warzecha o rządzie Donalda Tuska

Foto: Fotorzepa, Marek Obremski Marek Obremski

Na ławeczce siedzi kobieta. Wokół niej ponure biurowce, wszystko pogrążone w szarościach. Nagle do kobiety zbliża się dziarski młodzieniec, porywa ją do tańca. Wszystko dookoła zaczyna się zmieniać, biurowce wzlatują w powietrze, chodnik także zaczyna fruwać. Para tańczy. Potem kobieta siada z powrotem na ławce, ale otoczenie jest już kolorowe. To filmik mający promować polską prezydencję w Unii Europejskiej. W ostatniej sekwencji pojawia się jej logo: słynne strzałki.

Konia jednak z rzędem temu, kto bez tego logo, widząc spot po raz pierwszy, potrafiłby wskazać, o co w nim chodzi. Mogłaby to być właściwie reklama czegokolwiek: sieci telefonii komórkowej, podpasek, proszku do prania albo szkoły tańca. Co w nim nawiązuje do Polski – obojętnie: nowoczesnej czy tradycyjnej?

Politycy Platformy tłumaczyli, że promować ma nas sam fakt, iż filmik jest stworzony w technice 3D, tak jakby przy dzisiejszych możliwościach technicznych było to coś wyjątkowego. Równie dobrze moglibyśmy się chwalić, że w komórkach w Polsce działa Internet.

Spot ten jest całkowicie zawieszony w próżni, oderwany od jakiejkolwiek czytelnej symboliki czy realiów. I dlatego właśnie, w niezamierzony zapewne przez jego autorów sposób, jest bardzo adekwatny do sytuacji. Taka właśnie, zaledwie trzy miesiące przed wyborami, jest polska polityka: istnieje jako alternatywna rzeczywistość, coraz bardziej przypominająca sytuację już nawet nie z Peerelu takiego, jak on faktycznie wyglądał, ale z tego w przerysowanej wersji, znanej z filmów Barei. Wygląda na to, że słuszne jest stare powiedzenie, iż historia może się powtórzyć najwyżej jako farsa.

Groteska, jaką funduje nam rząd Tuska, sięga w jednym momencie, wydawałoby się, szczytu, by za chwilę go przeskoczyć, choć wydawało się, że już nic głupszego, bardziej absurdalnego i idiotycznego nie da się wymyślić. A jednak.

Piar piaru

Po wojnie premiera z pedofilami, dopalaczami, kibolami przyszedł czas na wojnę z o. Tadeuszem Rydzykiem. Wobec rozmachu tej ofensywy staje się obojętne, że toruński redemptorysta istotnie walnął w Brukseli głupstwo, a w swoich ocenach mocno przesadził. Był w tym wszystkim bowiem tylko w jednej dziesiątej tak zabawny jak minister spraw zagranicznych odgrażający się na Twitterze (ostatnio ulubiona zabawka Radosława Sikorskiego), że „państwo polskie zareaguje".

W trakcie krótkiej kampanii utracony zostanie już jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Opozycja wieszczy masowe fałszerstwa wyborcze, a Platforma serwuje nam infantylny spektakl głupawej radości

Ale na tym się nie skończyło: była nota dyplomatyczna do Watykanu, spotkanie z nuncjuszem oraz triumfalny wpis Sikorskiego na Twitterze: „Nota poskutkowała, Ojciec Dyrektor przeprosił. Oby już nikt nie dawał fałszywego świadectwa przeciw Polsce".

I nie to nawet jest najbardziej przerażające, że Sikorski przez kilka dni z pełną powagą zajmuje się sprawą kompletnie marginalną, a wobec realnych problemów Polski wręcz śmieszną. Przerażające jest, że całkiem spory medialny chór mu w tym basuje i traktuje jego błazeństwa – oraz wszystkie inne – z pełną powagą.

Wygląda wręcz na to, że im bardziej absurdalne działania i im mniejsze ich znaczenie dla państwa, tym bardziej są rozdymane. Warto tu przypomnieć, że nierozwiązany pozostaje problem zablokowania przez Nordstream jednego z torów podejścia do portu w Świnoujściu (bo trudno ustne obietnice Angeli Merkel uznać za rozwiązanie), zła jest sytuacja polskiej mniejszości w Niemczech czy na Litwie, wrak tupolewa zaś nadal pozostaje na smoleńskim lotnisku, tyle że od paru miesięcy pod brezentową płachtą. Nie wspominając o sytuacji na Ukrainie i Białorusi.

Ale cóż z tego, skoro (znów sięgam po twitterowe mądrości szefa MSZ) „Relacje pol.niem. przykładem dla Europy. W 20-lecie traktatu nowa Deklaracja i wspólne dobre projekty na przyszłość". Czyli – alles gut, nie ma żadnych problemów. To już nawet nie jest piar. To piar piaru, karkołomna konstrukcja jednej fikcji zwieńczonej kolejną.

Rzeczywistość alternatywna

Warto przypomnieć sobie – lub odnaleźć na YouTube, kto jest za młody, aby pamiętać – konferencje prasowe Jerzego Urbana z lat 80. Urban z całkowitym spokojem tworzył podczas nich alternatywną rzeczywistość, w której Polska była państwem w pełni demokratycznym, pielęgnującym wolność polityczną i religijną, a ponadto dość zasobnym. Był to oczywiście absurd jak z „Latającego cyrku Monty Pythona", wszyscy o tym wiedzieli z Urbanem na czele i dlatego poczucie odrealnienia było wyjątkowo potężne.

Dziś zbliżamy się do Urbanowego poziomu. Jak inaczej odbierać choćby tę słynną sytuację, gdy minister Grabarczyk dostaje kwiaty w Sejmie tuż po katastrofalnej zapaści na podlegającej mu kolei (zapaść jest tam już zresztą stanem permanentnym)? Lub taką, gdy setki tysięcy Polaków tkwią w korkach na rozgrzebanych remontami drogach, a Radosław Sikorski radośnie twittuje: „W MI-8 do Wrocławia na GForum. Jak sięgnąć okiem żółte wstęgi budowanych autostrad. Buldożery jak mrówki. Gdyby można po nich już pojechać!". Innymi słowy – rząd się sam wyżywi, jak niegdyś stwierdził Urban.

Nic to, że na razie – i nie wiadomo jeszcze jak długo – nie da się po Polsce jeździć jeszcze bardziej, niż zanim pojawiły się „buldożery jak mrówki" (minister nie leciał widać akurat nad chińskim odcinkiem A2), że kolejne przebudowy ważnych dróg odsuwają się ad calendas graecas (zakopianka ma być gotowa w... 2034 r.), że cena przejechania kilometra polską autostradą w porównaniu z zarobkami jest zapewne najwyższa na świecie, że kosztowny system myta ViaToll okazał się spektakularną klapą, kolej zaś coraz bardziej przypomina tę z trzeciego świata, pod każdym względem. Nic to, że raport NIK o sytuacji w roku 2010 jest dla rządu wprost miażdżący – i dlatego zapewne został niemal całkiem przemilczany.

Co do dróg, zrobi się kolejny „Narodowy eksperyment bezpieczeństwa" i postawi kolejne fotoradary, a co do kolei – pokaże się nowiutkie pendolino za ciężkie pieniądze, tyle że bez wychylnego pudła. Zwracanie uwagi na problemy to – dla polityków rządzącego obozu – malkontenctwo, wichrzycielstwo i kwękolenie (zwłaszcza to ostatnie – widocznie tak stało w przekazach dnia). A w ogóle to zawracanie ludziom głowy przed wakacjami – jak skomentował raport Macierewicza w sprawie katastrofy w Smoleńsku poseł PO Paweł Olszewski.

Wieczny matrix

Rafał Ziemkiewicz pisał niedawno na portalu „Rzeczpospolitej" o zaskakujących wynikach badania optymizmu Polaków. Wynika z nich, że jesteśmy najbardziej optymistycznie nastawionym narodem w całej Unii Europejskiej. Choć generalnie do badań demoskopijnych, prezentowanych przez polskie ośrodki, nie mam najmniejszego zaufania, w tym akurat wypadku sądzę, że wynik jest bliski prawdy.

Kręcimy się coraz szybciej na karuzeli absurdu. Siedzą na niej wszyscy: rząd, wyborcy Platformy, ale także, chcąc nie chcąc, główna partia opozycyjna i jej zwolennicy. Wynik badania optymizmu jest świadectwem istnienia niezwykle silnego efektu wyparcia: im bardziej podświadomie czujemy, że coś jest nie tak (a właściwie nie coś, ale wszystko), tym bardziej nie chcemy tego przyjmować do wiadomości. Optymizm, który Donald Tusk uczynił lejtmotywem kampanii wyborczej Platformy, to w istocie zaproszenie do ignorowania realiów i przeniesienia się na stałe w świat matriksu. Ogromna grupa Polaków to zaproszenie akceptuje, zachowując się jak Cypher z pierwszej części filmu braci Wachowskich, który za cenę zdrady towarzyszy walki kupił sobie niewiedzę o rzeczywistości, zapomnienie i wygodne życie w wirtualnym świecie.

Z rzadka odzywają się głosy autentycznej analizy i zrozumienia sytuacji politycznej, jak choćby opublikowany niedawno na portalu wPolityce.pl znakomity wywiad z Pawłem Kowalem o polskiej prezydencji i o Unii w ogóle. Niestety, pozostają całkowicie niezauważone, ponieważ rzeczywistość wirtualna i prawdziwa zamieniły się już miejscami. To ta pierwsza jest wszechobecna i ona wyznacza standardy.

Z jednej strony mamy więc Antoniego Macierewicza, którego raport zawiera wiele celnych spostrzeżeń i zestawia mnóstwo ważnych faktów, ale wszystko to zostaje zepchnięte na dalszy plan kwiecistą retoryką jego autora, który mówi o „obezwładnieniu" samolotu prezydenta i swojej wierze w siły zewnętrzne (wiara nie należy do sfery faktów). Z drugiej – ministra Sławomira Nowaka, który nawet nie stara się w jakikolwiek racjonalny sposób odnieść do sprawy i kwituje wszystko mało oryginalnym grepsem: „A co na to lekarz?".

Jak z Boscha

Wszystko wskazuje na to, że w trakcie krótkiej kampanii utracony zostanie już jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Opozycja wieszczy masowe fałszerstwa wyborcze, co z punktu widzenia rządzących nie jest ani opłacalne (zbyt duże ryzyko w stosunku do potencjalnego zysku), ani przede wszystkim potrzebne. Platforma zaś odpływa całkowicie w świat fantasmagorii, serwując nam cukierkowy, infantylny spektakl głupawej radości z faktu, że zgodnie z unijnym kalendarzem akurat nam przypadła teraz prezydencja.

Na obrazie Hieronima Boscha „Statek głupców" grupka pasażerów zapełnia niedużą łódź. Jedni muzykują, inni grają w karty, jeszcze inni łapczywie jedzą – słowem, zajmują się wszystkim poza sprawą najważniejszą: nawigowaniem. My płyniemy dziś na Boschowskim statku głupców. Z tą różnicą, że u flamandzkiego mistrza woda, po której płynęła łódź, była spokojna. Tymczasem ci, którzy u nas zachowali jeszcze przytomność umysłu, słyszą narastający szum wodospadu. Niestety, mają zbyt daleko do steru.

Autor jest komentatorem dziennika „Fakt"

Na ławeczce siedzi kobieta. Wokół niej ponure biurowce, wszystko pogrążone w szarościach. Nagle do kobiety zbliża się dziarski młodzieniec, porywa ją do tańca. Wszystko dookoła zaczyna się zmieniać, biurowce wzlatują w powietrze, chodnik także zaczyna fruwać. Para tańczy. Potem kobieta siada z powrotem na ławce, ale otoczenie jest już kolorowe. To filmik mający promować polską prezydencję w Unii Europejskiej. W ostatniej sekwencji pojawia się jej logo: słynne strzałki.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA