Przeczytałem artykuł Igora Janke "Nie ma co marzyć o Budapeszcie" ("Rzeczpospolita" z 18 października 2011). Zgadzam się z tytułem, potem już nie. Wedle autora przeszkodą w powrocie PiS do władzy jest osobowość Jarosława Kaczyńskiego, czyli coś, co jest w nim, a nie poza nim. Jest on zarazem nieusuwalny, bo jak dowodzi sporo faktów, wyborcy PiS to głównie właśnie jego wyborcy.
Janke powtarza opinię najlepiej wyrażoną przez Marka Migalskiego – bez Kaczyńskiego PiS nie będzie istniał, z Kaczyńskim nie będzie rządził. Te dwa zdania właściwie kończą dyskusję. Pozostaje wiara w cud i Janke ją wyznaje, pisząc, że jeśli Kaczyński chce wrócić do władzy, musi się zmienić i stworzyć "wielki otwarty obóz".
Odpowiadam tak: Kaczyński nie może się zmienić i stworzyć wielkiego otwartego obozu. Może jedynie, by zdobyć władzę, znowu się przebierać, udając zmianę, otwarcie na nieufne mu środowiska i pozostając niezmiennym. Szansa powodzenia jest niewielka. PiS zapewne czeka uwiąd w antyustrojowej opozycji. A teraz uzasadnienie tych opinii.
Ujawniają się dwie Polski
W roku 1989 Polacy odzyskali wolność politycznego wyrazu. I od razu ujawniły się dwie odmienne grupy postaw, jakby dwie polskie rodziny, dwie Polski. Jedna przyjęła z aprobatą i nadzieją Okrągły Stół, rząd Tadeusza Mazowieckiego, jego reformy gospodarcze, otwarcie kraju na zagraniczne inwestycje i kapitał, ale także na obyczaje z Zachodu. Była też zdecydowanie za członkostwem i daleką integracją z Unią Europejską.
Ta część Polaków, jakieś 70 procent aktywnych wyborców, od dawna, jeśli wierzy, śpiewa "Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie". Pewno mniejszość z nich kocha Trzecią Rzeczypospolitą, chcą, by była lepsza, ale nie chcą jej zamieniać na inną.