Historia: Rówieśnicy II RP

Ksiądz, artylerzysta i lotnik – trzech Polaków, którzy urodzili się w roku 1918, roku wskrzeszenia państwa polskiego – opisuje publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 09.11.2011 21:15

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

- Tak naprawdę to jestem starszy niż II Rzeczpospolita. Urodziłem się 18 stycznia 1918 roku. Przez dziesięć miesięcy byłem więc poddanym austriackim. Dopiero w listopadzie stałem się obywatelem polskim – opowiada ks. Tadeusz Ślipko, znany polski filozof.

Pochodzi ze Stratynia w powiecie Rohatyn w Galicji. Całą młodość spędził w Gródku Jagiellońskim w pobliżu Lwowa. – W miasteczku znajdował się staw, a na nim były wyspy. Mieszkały na nich słowiki, które wieczorami urządzały wspaniałe koncerty. Podobno uwielbiał ich słuchać król Władysław Jagiełło, który kilka razy przyjeżdżał do Gródka. To właśnie tam w roku 1434 umarł – opowiada ksiądz. On sam, jako podrostek, łapał w stawie ryby i patrzył na miejsce, gdzie niegdyś wznosił się zamek Jagiełły.

Uratowany przez Ukrainkę

W 1924 roku Tadeusz Ślipko poszedł do szkoły powszechnej, potem do gimnazjum. Maturę zdał w 1936 roku. Rok później wstąpił na Uniwersytet we Lwowie. Studiów nie ukończył z powodu wojny. – Dostałem przydział i musiałem udać się do pułku. Niestety na drogach zapanował chaos, nikt nie wiedział, gdzie jest mój oddział, i zanim zdołałem go odnaleźć, wojna dobiegła końca – opowiada.

Błąkając się z kolegą w pobliżu rodzinnej miejscowości, został schwytany przez uzbrojoną grupę ukraińskich nacjonalistów, którzy w momencie załamania się państwa polskiego wystąpili przeciwko niemu z bronią w ręku. Ich aktywność na ogół ograniczała się do wyłapywania, rozbrajania, a czasem nawet do mordowania, pojedynczych polskich żołnierzy, którzy oddzielili się od oddziałów.

– Było ich pięciu. Czterech szeregowców i dowódca. Postanowili nas rozstrzelać. Ale naszym przewodnikiem był brat służącej z mojego rodzinnego domu, który zaczął z nimi pertraktować. Nagle z położonej pod lasem chaty zaczęła biec do nas ukraińska kobieta. Rozepchnęła tych mężczyzn, złapała nas za ręce i zaprowadziła do domu. Uratowała nas – mówi ks. Ślipko.

Okazało się, że w trakcie I wojny światowej ojciec przyszłego kapłana – komendant miejscowego posterunku policji – pomógł kobiecie w trudnej sytuacji. Jej mąż był w wojsku, a ona nie była w stanie spłacić długów i groziła jej licytacja domu. Policjant spowodował przedłużenie terminu spłaty. – W ten sposób dobro, którego ćwierć wieku wcześniej dokonał mój ojciec, wróciło do mnie – podkreśla ksiądz Tadeusz Ślipko.

To właśnie po tych wydarzeniach postanowił wstąpić do zakonu jezuitów. – Może dziś trudno to zrozumieć, ale dla mnie, człowieka wychowanego i ukształtowanego przez II RP, jej upadek był szokiem. Zawalił się cały mój świat – opowiada kapłan. – Wychowano mnie w duchu patriotycznym. W duchu miłości i szacunku dla państwa i jego instytucji. Być może tak je wtedy ceniliśmy, bo odzyskaliśmy je po 120 latach zaborów?

– Dziś często wracam myślami do  II RP i jej ziem wschodnich. Do tamtej przyrody, krajobrazów, miasteczek i ludzi. Polaków, Żydów, Ukraińców i spolszczonych Niemców, którzy przyjechali już za czasów austriackich – opowiada ks. Ślipko. – Tego świata i jego etosu już nie ma. Z bólem obserwuję, że wartości, które wtedy były dla nas święte, dziś dla wielu Polaków są niezrozumiałe lub wręcz śmieszne.

4000 pocisków  pod Monte Cassino

Mieczysław Herod pochodzi z rodziny o długich wojskowych tradycjach. Pradziad służył w armii carskiej, ojciec w 1920 roku bił bolszewików pod Kijowem, a on sam w 1938 roku wstąpił do 6. Pułku Artylerii Lekkiej w Krakowie. – Czy pan wie, co przed wojną znaczyło być żołnierzem?! Polacy kochali wojsko. Mundur i czapka z orzełkiem wzbudzała największy szacunek – opowiada. – Jak w III RP słyszałem, że ludzie nie chcą iść do wojska, to nie mogłem tego zrozumieć. W II RP zawsze było więcej chętnych, niż armia mogła przyjąć.

Herod urodził się w rodzinie chłopskiej w Rzeplinie, na terenie, który wcześniej wchodził w skład zaboru rosyjskiego. Jego jednostka wojskowa stacjonowała w koszarach przy ul. Głowackiego. Dziś budynek zajmują wojska spadochronowe i Herod jest tam regularnie zapraszany z okazji świąt narodowych. Gdy wybuchła II wojna, skierowano go na Śląsk. Był kapralem i pod Pszczyną wziął udział w bitwie z Niemcami, za którą dostał Virtuti Militari.

– Niemcy starali się nas obejść bokiem. Kolumna około 150 pojazdów. Z całej baterii tylko ja zdołałem obrócić działo o 90 stopni i zacząłem do nich rąbać. Huk eksplozji, płomienie, rozbiegający się żołnierze nieprzyjaciela. Co najmniej trzy pojazdy zniszczyłem, a kilka kolejnych uszkodziłem – opowiada. Walczył jeszcze w kilku innych potyczkach. W okolicach Lublina jego działo zostało rozbite. Dostał się do niewoli, ale – wraz z dwoma szeregowcami – uciekł jeszcze z kolumny. Powiedział, że musi iść za potrzebą do pobliskiego lasu, i tyle go Niemcy widzieli. Przedostał się do rodzinnej miejscowości. Ale już wiosną 1940 roku wyruszył na południe. Słowacja, Węgry, Serbia, Grecja, Liban. Na Bliskim Wschodzie dołączył do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich.

– Dlaczego przedostałem się do polskiego wojska? Bo byłem żołnierzem!  II RP ukształtowała mnie jako człowieka, dla którego przysięga żołnierska była świętością – podkreśla Herod. Bił się pod Tobrukiem, a potem po połączeniu z armią Andersa, która wyszła z Sowietów, przeszedł przez całą kampanię włoską. Między innymi wziął udział w bitwie pod Monte Cassino.

– Byłem już wtedy podchorążym artylerii. Niemcy trzymali się niezwykle mocno. Wpakowaliśmy w nich cztery tysiące pocisków. Trudno dziś opisać uczucie, jakiego doznałem, gdy twierdza padła i na gruzach klasztoru załopotała biało-czerwona flaga – opowiada. Do Polski wrócił w 1947 roku. Padł ofiarą komunistycznych szykan. Za walkę w szeregach armii Andersa dwa razy wyrzucano go z pracy.

– Gdy w 1989 roku Polska po raz kolejny odzyskała niepodległość, myślałem, że będzie tak jak w 1918 roku. Że wrócą przedwojenne czasy. Oczywiście nasza niepodległość ma się bardzo dobrze, ale ostatnie dwudziestolecie przyniosło także sporo rozczarowań – zaznacza Mieczysław Herod. – Ludzie pędzą za pieniędzmi i posadami. Politycy myślą zaś tylko o tym, jak się nachapać. Liczy się dla nich tylko prywata. A jakim mówią językiem! Mojemu ojcu, choć był zwykłym rolnikiem, nigdy nie przyszłoby do głowy, żeby wyłudzić od państwa choćby złotówkę. Dziś państwo dla wielu to dojna krowa. II RP to był inny świat.

W bombowcu nad Dreznem

– Na własne oczy widziałem, jak powstawała Polska. Wraz z nią dorastałem. Byłem świadkiem jej triumfów, a później katastrofy – opowiada Czesław Blicharski, który urodził się w 1918 roku w Tarnopolu. – Gdy przyszedłem na świat, do chleba dodawano trocin. Kraj był spustoszony po I wojnie światowej, a do tego trzeba go było zszywać z trzech zupełnie różnych kawałków. To, co osiągnięto w ciągu tych 20 lat, było wspaniałe. Pamiętam, jak z kolegami po szkole szliśmy oglądać odbudowę rodzinnego Tarnopola. Niestety dzieło tworzenia potężnej Rzeczypospolitej przerwała wojna.

Podobnie jak wielu innych młodych ludzi z okolicy w 1940 roku próbował przedostać się do polskiej armii na Zachodzie. Został jednak schwytany na granicy węgierskiej przez sowiecki patrol. Był w kilku więzieniach, potem skazano go ze słynnego artykułu 58 i jako "wroga ludu" zesłano do łagru w Workucie za kręgiem polarnym. – To był najgorszy okres w moim życiu. Głód, ciężka praca i straszliwa nienawiść otoczenia do Polaków – opowiada.

Blicharski chorował na szkorbut, tyfus i kurzą ślepotę. Przed śmiercią w obozie koncentracyjnym uratował go pakt Sikorski-Majski. Trafił do armii Andersa, z którą wydostał się na Bliski Wschód. Pod koniec wojny służył w Dywizjonie 300, brał udział w bombardowaniu Trzeciej Rzeszy. W nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku wziął udział w słynnym nalocie dywanowym na Drezno.

Po wojnie zamieszkał w Argentynie, ale w 1956 roku przyjechał do komunistycznej Polski. Postanowił wziąć ślub ze swoją ukochaną z lat młodości. – Inaczej wyobrażałem sobie powrót do Polski. Myśleliśmy, że przyjedziemy, uklękniemy i pocałujemy ojczystą ziemię. Ale jak tu całować, gdy przede mną stały buty z sowieckiej dermy, na nogach komunistycznego "oficera". Same chamy. Chamskie zachowanie, chamskie, czerwone, toporne gęby. Mówiliśmy tym samym językiem, ale to byli inni ludzie. Przedstawiciele innego narodu – dodał.

Według niego do dziś III RP naznaczona jest silnie piętnem komunizmu, co sprawia, że "jeszcze daleko jej do przedwojennej Polski". – To, czego brakuje obecnie naszemu państwu, to przede wszystkim kultura. Czyli to, co w latach 20. i 30. wydawało się nam czymś zupełnie naturalnym, a teraz jest towarem deficytowym. Stalin przebudował nasze społeczeństwo, na wierzch wypłynęły męty. Pomimo upływu trzech pokoleń nadal borykamy się ze skutkami tej inżynierii – podkreśla Czesław Blicharski.

To II RP była krajem, z którym się w pełni identyfikował i w którym czuł się najlepiej. – To właśnie to państwo powinno być dla nas wzorem. Było bowiem dowodem, że Polacy potrafią dokonać rzeczy wielkich. Że mogą stworzyć silne, nowoczesne państwo i wspólnotę, z której mogą być dumni. Brakuje mi tamtych czasów – mówi.

- Tak naprawdę to jestem starszy niż II Rzeczpospolita. Urodziłem się 18 stycznia 1918 roku. Przez dziesięć miesięcy byłem więc poddanym austriackim. Dopiero w listopadzie stałem się obywatelem polskim – opowiada ks. Tadeusz Ślipko, znany polski filozof.

Pochodzi ze Stratynia w powiecie Rohatyn w Galicji. Całą młodość spędził w Gródku Jagiellońskim w pobliżu Lwowa. – W miasteczku znajdował się staw, a na nim były wyspy. Mieszkały na nich słowiki, które wieczorami urządzały wspaniałe koncerty. Podobno uwielbiał ich słuchać król Władysław Jagiełło, który kilka razy przyjeżdżał do Gródka. To właśnie tam w roku 1434 umarł – opowiada ksiądz. On sam, jako podrostek, łapał w stawie ryby i patrzył na miejsce, gdzie niegdyś wznosił się zamek Jagiełły.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska