Jeszcze w maju tego roku Katarzyna Wiśniewska w tekście „Kto nienawidzi Kościoła" pouczała Michalika, by nie szukał wrogów katolicyzmu na zewnątrz, lecz wytropił nienawistników w środku. I wbrew słowom metropolity przemyskiego twierdziła, że nie przeszkadzają mu głębokie podziały polityczne konfliktujące polskie społeczeństwo.
Gdy w Naszym Dzienniku Michalik skrytykował Gazetę Wyborczą, Wiśniewska odgryzła mu się pamfletem „Wstydzę się moich tekstów" w którym pisała, jak bardzo wkurza ją Kościół i jak bardzo się go wstydzi i że jeśli ma sobie coś do wyrzucenia to chyba raczej tego, że ludzie odchodzą od Kościoła po tym, jak z dziennikarskiego obowiązku musi cytować głupstwa, które wygadują biskupi.
I oto nagle w ten weekend ta sama Katarzyna Wiśniewska z satysfakcją pisze: „W PiS konsternacja. Bo przewodniczący Episkopatu, sprzymierzeniec prawicy, odcina się od teorii zamachu." W piątek odwagę arcybiskupa przeciwstawiającego się pisowskiej rusofobii chwaliła Monika Olejnik. I można się spodziewać, że nie jest to koniec zachwytów.
Identyczną woltę widać wśród polityków. Politykom Platformy obywatelskiej nie przeszkadzało, gdy ich były kolega partyjny Janusz Palikot w marcu tego roku nazwał Michalika chamem. No bo jak mogłoby przeszkadzać, jeśli kilka miesięcy wcześniej, w grudniu, nieoceniony Stefan Niesiołowski bluzgał na przemyskiego metropolitę. - Biskup jest krętacz! – wołał.
Dziś jest zupełnie inaczej. Biskupa chwali nie tylko senator Jan Filip Libicki, który również martwi się, że teraz biskup będzie miał kłopoty z Jarosławem Kaczyńskim. Również szef dyplomacji Radosław Sikorski uznał, że trzeba Michalika za wypowiedź pochwalić. Gdy zapytałem go w piątek na Twitterze o komentarz do konferencji prasowej Antoniego Macierewicza odpisał: „Arcybiskup Józef Michalik już skomentował, choć szkoda, że dopiero teraz".
I oto nagle okazuje się, że biskup, którego jeszcze niedawno oskarżano o to, że wtrąca się do polityki, nagle jest chwalony za „wtrącanie się do polityki". Nie miejmy jednak złudzeń. Nie chodzi o żadne obiektywne kryteria wypowiedzi o polityce. Tylko o to, do której partii mu bliżej. Jak ksiądz krytykuje się Platformę albo prezydenta Bronisława Komorowskiego, łatwo być oskarżonym o mieszanie sfer tronu i ołtarza. Gdy jednak duchowny da prztyczek prawicy, nagle jego słowa są komentowane i analizowane przez wszystkie liberalne media. Medialni duchowni otwarcie sympatyzują z PO i liberalne media nie robią im z tego powodu wyrzutów. Ale gdy biskup Libera mówił o in vitro, był krytykowany, że wtrąca się w politykę. Gdy bp Ryczan gorzko wypowiedział się o demokracji w Polsce – to samo. O szyderstwach z biskupów, którzy domagali się koncesji cyfrowej dla Telewizji Trwam już chyba nie trzeba przypominać.