Z perspektywy plażowego leżaka mało który naród wygląda tak sympatycznie jak Rosjanie. Po pierwsze, w przeciwieństwie do Niemców czy Anglików, a podobnie jak mieszkańcy południa Europy, przyjeżdżają całymi rodzinami, z dziećmi i dziadkami. I w przeciwieństwie do nacji, które cały dzień siedzą z nosami w laptopach, przenośnych odtwarzaczach DVD albo kolorowych gazetkach o życiu gwiazd, a zainteresowanie dziećmi ograniczają do ich pasienia, Rosjanie spędzają czas razem, bawią się z pociechami, rozmawiają, grają czy to w piłkę, czy w warcaby albo szachy.
Po drugie ? czytają. W kurorcie, gdzie już po raz drugi spędzałem wakacje, wczasowiczów z Rosji nie było więcej niż jedna czwarta, no, może jedna trzecia. A jedynymi książkami w hotelowym kiosku były książki rosyjskie. I wyraźnie się sprzedawały. Nic nowego, już dawno temu uderzyło mnie, że na stadionie dziesięciolecia prosperowały aż cztery rosyjskie wypożyczalnie książek, i niemal każdy handlarz przy barachołce coś tam czytał, niekiedy rzeczy z naprawdę wysokiej półki.
Rzecz trzecia ? Rosjanie noszą złote krzyżyki albo medaliki. Prawie wszyscy, nawet małe dzieci. I to wydaje mi się rzeczą nową, dwa lata temu, gdy byli w tym samym hotelu nawet liczniejsi, nie zauważyłem, by wyróżniali się pod tym względem.
Nie będę tych badań kontynuował, bo, niestety, miejsce, w którym poprzednio byliśmy jedynymi Polakami, został już przez rodaków odkryte. Także przez tych najbardziej żenujących, od rana lejących w siebie w basenowym barku piwo i inne „olinkluzywne" trunki, ryczących na cały hotel „kurwa, kurwa, chuj, kurwa" i rechoczących, że udało im się nauczyć tych wyrazów Turka z obsługi. Jeszcze na szczęście nie doszło do takiego obciachu, jaki przeżyłem u schyłku PRL w Wiedniu, gdzie ze wstydu w miejscach publicznych rozmawialiśmy z żoną między sobą po angielsku, obiektywnie przyznać trzeba nawet, że wygląd zewnętrzny i zachowanie Polaków za granicą generalnie się poprawia ? ale mimo wszystko jakoś odruchowo cieszyłem się, że żona z racji typu urody brana jest zwykle za Włoszkę lub Hiszpankę, a przy niej i ja się jakoś łapię na Europejczyka, byle opalony.
Wracając do Rosjan ? trzeba oczywiście wziąć poprawkę, że rosyjski poziom życia jest znacznie niższy niż w Polsce, nie mówiąc o Zachodzie, i ci Rosjanie, którzy mogą sobie pozwolić na spędzenie wakacji w Anatolii pochodzą zapewne z wyższej półki, niż przyjeżdżający w to samo miejsce Polacy. Zwłaszcza wobec notorycznej w naszym narodzie finansowej bezmyślności, która czyni Polaka podatnym na reklamowe akcje banków, namawiających, by na wakacje wziąć kredyt gotówkowy, nie martwiąc się, czym go potem spłacić (pewnie kredytem wziętym na święta). Ale mimo wszystko, wakacje, jak każde właściwie spotkanie z przypadkowymi przedstawicielami tej nacji, pogłębia mój dysonans poznawczy: jak to jest, że naród w bezpośrednim kontakcie tak sympatyczny, wydał z siebie tak parszywą władzę? Jak to jest, u diabła ciężkiego, że te wszystkie fajne, pobożne Iwany i Natasze ze swoimi udanymi dziećmi wiernie popierają terroryzujących pół świata czekistów?