Ten cel to przekształcenie PSL, partii według stereotypu chłopskiej, w szerszą formację chadecką. Według wzoru znanego z innych krajów Europy. Np. z Finlandii, gdzie tamtejsza Partia Centrum kontroluje dziś ponad połowę parlamentu, a zaczynała ponad 100 lat temu jako ugrupowanie chłopskie. Podobnie było i jest ze szwajcarską Partią Ludową.
Chemii nie było
Janusz Piechociński mówi o tym od dawna i jest postrzegany jako autor tej koncepcji. To o tyle nieprawda, że w PSL przebąkiwano o tym już krótko po 1989 r. Piechociński jednak jest politykiem, który na własnej skórze odczuł niezbędność tej transformacji. Jest posłem z okręgu podwarszawskiego. Dwa razy, w latach 1997 i 2005, nie starczyło mu głosów, aby wejść do parlamentu. Także w ostatnich wyborach dostał nieco mniej głosów niż w 2007 r., co może świadczyć, że w urbanizującym się podstołecznym okręgu demografia wskazuje, jaki będzie dalszy los ruchu ludowego.
Pytanie tylko, czy nowy lider wie jak, czy potrafi i czy ma dość sił, aby osiągnąć cel. Przez lata był postrzegany w PSL jako człowiek rzucający pomysły, ale czekający, aż inni je wykonają. Owszem, inteligentny i medialny, także pracowity, lecz singiel. Ktoś – używając języka wielkich korporacji – creative, ale nie executive.
Od razu po wyborze zaskoczył talentem oratorskim. Jego przemówienia były poruszające i brzmiały świeżo w porównaniu z sobotnimi wypowiedziami Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Piechociński pozytywnie odróżnił się od łatwej do przewidzenia agresji werbalnej liderów dwóch dominujących partii.
Podobno jest już tego efekt – twierdzą zwolennicy nowego prezesa PSL. W terenie miały posypać się deklaracje wstąpienia do Stronnictwa, a gdzieś nawet kilku radnych na fali entuzjazmu dołączyło do klubów PSL. Zrobiony naprędce sondaż dla TVN wskazał skok sondażowy PSL z czterech do sześciu punktów.