Demograficzna pułapka

Ludzi trzeba zagospodarować. Co z tego, że mielibyśmy dziś parę milionów obywateli więcej, skoro nadal nie byłoby pomysłu, co z nimi zrobić. Zamiast 2,3 mln dzisiejszych bezrobotnych mielibyśmy na przykład 4 mln rodaków bez pracy – zauważa pisarz.

Publikacja: 27.02.2013 00:05

Demograficzna pułapka

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Red

Polsce grozi wyludnienie. Ekonomista Krzysztof Rybiński proponuje rozwiązać ten problem przyznaniem nowo narodzonym dzieciom stypendium demograficznego (premier Tusk natychmiast uznał to za abstrakcję), a prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że trzeba sprawić, by posiadanie dzieci stało się modne.

Głosy takie będą się pojawiać coraz częściej, gdyż nic nie wskazuje na to, by Polacy chcieli mieć więcej dzieci.

Nie jest to kwestia nowa. W futurologii dane demograficzne są jedyną pewną podstawą, na której można budować prognozy o stanie społeczeństwa jutra. W wydanej w 2006 roku książce „Krótka historia przyszłości" Jacques Attali podał, że przy obecnych tendencjach ludność Polski do roku 2020 zmniejszy się o milion, a w 2050 roku spośród ludzi aktywnych zawodowo 56 procent będzie liczyć ponad 65 lat (obecnie jest to 18 procent). System emerytalny i świadczenia społeczne już dziś robią bokami – w przyszłości kataklizm w tej sferze jest nieunikniony.

Troska, by rodziło się więcej Polaków – najzupełniej słuszna – kończy się u nas na liczbach. Tymczasem przyrost demograficzny to zaledwie warunek konieczny – jeśli nie będzie ludzi, nie będzie o czym rozmawiać – ale nie wystarczający.

Ludzi trzeba zagospodarować. Co z tego, że mielibyśmy dziś parę milionów obywateli więcej, skoro nadal nie byłoby pomysłu, co z nimi zrobić. Zamiast 2,3 mln dzisiejszych bezrobotnych mielibyśmy na przykład 4 mln rodaków bez pracy, dodatkowy milion udałoby się może upchnąć za granicą – i nadal mimo wyższego przyrostu mielibyśmy to, co mamy.

Piekło dzieci

W dzisiejszych czasach mieć dziecko to rzecz niebezpieczna. Z dnia na dzień może zostać uprowadzone, zgwałcone, oszołomione narkotykami; rodzice nie są w stanie go upilnować. Specyfika dzisiejszej przestępczości wobec dzieci to nie tylko większe liczby, to także rodzaje czynów, jakie dawnym przestępcom nie powstałyby w głowie.

Doszło do złamania jakiegoś sacrum w tej dziedzinie: martwe dzieci znajduje się w stawach, pobite niemowlęta umierają w szpitalach, miesiącami i latami trwają w zwierzęcym zaniedbaniu. Większe mdleją w szkole z głodu, chowa je ulica, żyją wraz z rodzicami w skrajnej nędzy. Należy najpierw zająć się żywymi, a dopiero potem apelować o wzrost dzietności, ponieważ zachodzi obawa, że ewentualny przyrost nastąpiłby głównie wśród najuboższych.

Dziś 22 procent dzieci w Polsce żyje w nędzy, czyli przeciętnie jedno na pięć. Daje to liczbę 1,3 miliona, czyli Warszawę dzieci pogrążonych co do jednego w ubóstwie. W Europie w tej konkurencji zajmujemy miejsce na podium, po Bułgarii i Rumunii.

W modelu życia społecznego, jaki się ustalił w Europie, Polacy – choć nie tylko oni – nękani są wizjami życia w dobrobycie, szczuci na dobra doczesne. Reklamy w telewizji pokazują kolorowy świat i kuszą: wszystko to wam się należy. W społeczeństwie spauperyzowanym, jak nasze, dziecko staje się nie tylko luksusem, bo dużo kosztuje; staje się konkurentem dorosłego w dostępie do dóbr konsumpcyjnych. Gorzej, gdy rywalizuje z dorosłymi o dobra zapewniające przetrwanie biologiczne, jak żywność, odzież i dach nad głową. „Przedustawne" wyeliminowanie go staje się wtedy odruchowym gestem, podejmowanym nawet nie po to, by żyć wygodnie, ale by jako tako wiązać koniec z końcem.

Interwencja państwa wydaje się tu nieodzowna, przynajmniej w takiej formie, w jakiej nastąpiło to we Francji, gdzie kryzys demograficzny został dzięki temu powstrzymany. W Polsce jednak państwo nie wywiązuje się ze swych podstawowych powinności: 20 lat po odzyskaniu niepodległości nadal brakuje żłobków i przedszkoli, nastąpił spadek poziomu nauczania w szkołach publicznych, ale za to wzrósł tam poziom przestępczości. Mimo wielu oznak, że należałoby bić na alarm, minister oświaty pozostaje bezczynna.

Zohydzona Polska

Istnieje jeszcze jeden czynnik mający wpływ na dzietność w Polsce. Otóż dzieci chcą mieć i mają ludzie szczęśliwi, zadowoleni z życia, usatysfakcjonowani, że żyją tu, a nie gdzie indziej.

W Polsce przez ostatnie 20 lat jedna rzecz udała się władzy nadzwyczajnie: zohydzenie Polakom ich własnego kraju i uczynienie go miejscem coraz gorzej nadającym się do życia. Polska stała się krajem represyjnym, na obywatela odbywają się polowania z lądu, wody i powietrza (na przykład słynne fotoradary czy straż mandatowa, dawniej zwana miejską); w dziedzinie fiskalnej władza koncentruje się głównie na wynajdywaniu rzeczy, które jeszcze opodatkowane nie zostały. Dziarscy komornicy puszczają obywateli i firmy z torbami, nieraz w wyniku pomyłki (ale nie słyszałem jeszcze, by jakiś komornik poniósł z tego powodu konsekwencje). Sekunduje im wymiar sprawiedliwości, zwykle mało rychliwy, ale gdy trzeba zrujnować przedsiębiorcę, w sądach i prokuraturze następuje dopływ wigoru. Roje urzędników przeszkadzają obywatelowi jak mogą, przeciągając decyzje i dowodząc własnej niezbędności piętrzeniem przeszkód przy załatwianiu najprostszych spraw.

Państwo z dużą bezwzględnością rozlicza obywateli z powinności wobec siebie, ale swoich obowiązków nie dopełnia (chociażby skandaliczna służba zdrowia). Podatki zabrane ludziom niemającym nieraz co do garnka włożyć rozdysponowywane bywają pańskim gestem, na przykład trafiają do ludzi władzy, którzy już żyją dostatnio, ale chcą jeszcze dostatniej – vide niedawna sprawa przyznania sobie przez wicemarszałków Sejmu po 40 tys. złotych premii.

Droga do zwiększenia dzietności przez Polaków wiedzie przez poprawę losu ich potencjalnych rodziców oraz uczynienie znośniejszym kraju, w którym żyją. Bieżąca władza, rządząca do jutra, w myśl zasady „po nas choćby potop", albo tego nie widzi, albo kompletnie się tym nie przejmuje.

Autor jest pisarzem i publicystą. Ostatnio wydał powieść „Trzeci najazd Marsjan"

Polsce grozi wyludnienie. Ekonomista Krzysztof Rybiński proponuje rozwiązać ten problem przyznaniem nowo narodzonym dzieciom stypendium demograficznego (premier Tusk natychmiast uznał to za abstrakcję), a prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że trzeba sprawić, by posiadanie dzieci stało się modne.

Głosy takie będą się pojawiać coraz częściej, gdyż nic nie wskazuje na to, by Polacy chcieli mieć więcej dzieci.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?