Zagrożona przyszłość OFE

Istnienie Otwartych Funduszy Emerytalnych jest zabezpieczeniem przed rozrzutnością polityków. To ściana, która zmusza ich do szukania oszczędności. Jeśli jej zabraknie, chęć do reform strukturalnych zmaleje proporcjonalnie do „przejętej" z OFE kwoty – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 12.03.2013 18:17

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Nad Otwartymi Funduszami Emerytalnymi zbierają się czarne chmury. Pod pretekstem tak zwanego przeglądu systemu kapitałowego rząd najpierw będzie chciał zawiesić transfer pieniędzy do funduszy, a następnie znacjonalizować oszczędności osób w wieku od 55. roku życia z drugiego filaru, by ostatecznie go znieść. Będzie to droga na skróty, która przyniesie więcej strat niż korzyści. Jeśli mamy wybór: nasze pieniądze trafiają do ZUS i OFE lub wyłącznie do ZUS, lepiej pozostać przy dwóch filarach.

Fundusze nie mają przyjaciół

W rządzie wicepremierem został właśnie minister finansów Jacek Rostkowski, zagorzały przeciwnik OFE. Minister Michał Boni, który ratował je w 2011 roku, zajmuje się administracją i cyfryzacją. Kierujący resortem pracy Władysław Kosiniak-Kamysz jest politykiem namaszczonym przez PSL, tak więc OFE nie są podstawowym problemem jego elektoratu – może się zgodzić na ich likwidację, w zamian uzyskując obietnicę konserwowania KRUS. Przyjaciół brakuje też wśród ekspertów i ekonomistów – nie wystarczy tu sam profesor Leszek Balcerowicz. Funduszom coraz rzadziej i ciszej sprzyjają też media. Co ciekawe, nie bronią ich także przedstawiciele instytucji finansowych, które są beneficjentami drugiego filaru lub którym powinno zależeć na jego istnieniu. Nie jest ani nie był wyraźnie słyszalny w obronie funduszy głos szefów giełdy, domów maklerskich czy nadzoru.

Pada też ostatnia – i tak naprawdę jedyna skuteczna – linia obrony. Członkowie OFE, których jest 16 mln, nie wierzą w drugi filar, nie mają świadomości, że są tam ich „prawdziwe" pieniądze, które trudniej, niż te z ZUS przejąć politykom. Za złe mają też zarządzającym funduszami, nie bez racji, wysokie koszty, jakie ponoszą z tytułu przynależności do nich.

Ponadto na ten obraz nakładają się dwa fakty. Pierwszy z obszaru psychologii sprawowania władzy. Rząd raz już zgrzeszył, nie poniósł pokuty, nie wyraził żalu. Cięcie składki nie przyniosło żadnych negatywnych skutków politycznych, ale za to dało budżetowi – pamiętajmy, że politycy są zawsze w permanentnym stanie głodu pieniędzy – ponad 15 mld złotych. Druga kwestia to kondycja tegorocznego i następnych budżetów. W tym roku w kasie państwa zabraknie około 20 mld złotych, a cięcie OFE to najprostszy sposób zasypywania tej dziury. Rząd nie naraża się wyborcom (nie musi podnosić podatków ani ciąć wydatków), niezauważalnie zwiększa jedynie zobowiązania ZUS na przyszłość. Ale kto myśli, co będzie za 30–40 lat? Cięcia w OFE są zatem przesądzone. Pytanie, co to oznacza.

Mniejsza składka do ZUS, a to jedna z głównych zalet istnienia OFE, oznacza, że w przyszłości będzie on musiał wpłacać do nich mniej pieniędzy. A skąd ZUS bierze pieniądze? Z podatków. Istnienie OFE gwarantuje zatem, że nasze dzieci i wnuki będą obciążone niższymi podatkami.

Przejemy oszczędności

Już słyszę w tym miejscu głosy wrogów drugiego filara: przecież teraz fundusze powodują narastanie długu publicznego i w związku z tym koszty jego obsługi w przyszłości przewyższą zyski z niższych podatków. Nasze dzieci zapłacą więcej z tytułu wykupu obligacji niż z tytułu podatku.

Ale co się stanie z pieniędzmi, których nie zaoszczędzimy na przyszłość. Rząd mówi nam: zmniejszymy deficyt, a w konsekwencji dług publiczny. Tyle że rządzący uwielbiają wydawać nasze pieniądze. Jeśli pojawi się w ich budżecie dodatkowe 10 mld złotych, wydadzą je na jakiś „szczytny" cel. W efekcie nie będziemy mieć ani oszczędności w funduszach emerytalnych, ani mniejszego długu publicznego.

Istnienie OFE jest zabezpieczeniem przed rozrzutnością polityków. To ściana, która zmusza ich do szukania oszczędności. Jeśli jej zabraknie, chęć do reform strukturalnych – na przykład zmian w Karcie nauczyciela, emeryturach górniczych i mundurowych, KRUS – zmaleje proporcjonalnie do „przejętej" z funduszy kwoty.

Spójrzmy też na nasze własne bezpieczeństwo. Jeśli gromadzimy pieniądze w OFE, mamy roszczenie egzekwowalne w sądzie powszechnym w stosunku do zarządzających nimi Powszechnych Towarzystw Emerytalnych (PTE), gdyby nie chciały one wypłacić nam naszych pieniędzy. Do kogo pójdziemy na skargę, gdy politycy nie dotrzymają umowy wypłaty pieniędzy zgromadzonych w ZUS? Chyba tylko do Pana Boga.

Roszczenie takie jest czysto teoretyczne, a właściwie go nie ma. Zwłaszcza po ubiegłorocznym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że kwotowa waloryzacja świadczeń jest zgodna z prawem. Politycy mogą zatem zrobić z pieniędzmi zgromadzonymi w ZUS to, co chcą.

Gdzie rynek i kapitał dla firm

Większość sektora bankowego nie jest nasza, polskie fabryki są w większości polskie tylko z nazwy. Taką zapłaciliśmy cenę transformacji, braku kapitału i know how. Nie oszukujmy się, że kapitał nie ma narodowości i dla rozwoju, innowacyjności oraz tego, gdzie trafiają zyski firmy, nie ma znaczenia miejsce jej siedziby. Siedziby koncernów samochodowych czy informatycznych laboratoriów mieszczą się w macierzystych krajach.

OFE są i będą – o ile ocaleją – naszą nadzieją na budowanie firm i ich dostęp do kapitału. Trudno będzie zrozumieć decyzje rządu o ich likwidacji w sytuacji, w której chcemy rozwijać przedsiębiorczość, innowacyjność czy giełdę. Premier Donald Tusk, który ogłasza na warszawskiej sali notowań, że jesteśmy zieloną wyspą, musi zdać sobie sprawę, że likwidacja funduszy po pierwsze uderzy w notowane na niej firmy, po drugie osłabi nasz rynek kapitałowy, po trzecie utrudni dostęp do pieniędzy na rozwój. Nic dziwnego, że Bruksela nakazuje nam, byśmy więcej pieniędzy inwestowali za granicą. To bezpardonowa walka o kapitał. Po cięciu funduszy sami się go pozbawimy.

Za drogo, zbyt histerycznie

A jednak jest dla jego klientów za drogi. Ponad 50-procentowa rentowność zarządzających nim towarzystw, koszty sięgające 8 proc. przekazanych do OFE składek są nie do utrzymania.

Systemowy błąd tkwi już w sposobie wynagradzana PTE – ich przychody niemal w ogóle nie zależą od tego, co najważniejsze dla ich klientów, czyli zysków z inwestycji. Najbardziej uzmysławia to sytuacja z 2008 roku. Aktywa emerytów stopniały o 22 mld złotych, a zarządzający OFE dostali rekordową kwotę 1,8 mld złotych. Z tego 740 mln złotych to ich zysk. Też rekordowy.

Taka sytuacja jest nie do zaakceptowania. I to nie tylko z powodu konieczności dbania o interes klientów czy bezpieczeństwo wypłacalności systemu emerytalnego. Zmiana sytuacji jest w interesie nie tylko klientów OFE, ale i zarządzających funduszami. Jeśli ci drudzy będą alergicznie, a czasem wręcz histerycznie reagować na próby obniżenia ich zysków, skończy się to całkowitym odwrotem od drugiego filara.

Nad Otwartymi Funduszami Emerytalnymi zbierają się czarne chmury. Pod pretekstem tak zwanego przeglądu systemu kapitałowego rząd najpierw będzie chciał zawiesić transfer pieniędzy do funduszy, a następnie znacjonalizować oszczędności osób w wieku od 55. roku życia z drugiego filaru, by ostatecznie go znieść. Będzie to droga na skróty, która przyniesie więcej strat niż korzyści. Jeśli mamy wybór: nasze pieniądze trafiają do ZUS i OFE lub wyłącznie do ZUS, lepiej pozostać przy dwóch filarach.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?