Jaruzelski w kabarecie

Dziś dawna walka lewicowych buldogów, Millera i Kwaśniewskiego, przypomina raczej krzykliwe ujadanie pekińczyków – pisze publicysta.

Publikacja: 23.04.2013 19:37

Miarą słabości Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego jest próba szukania ratunku u gen. Jaruzel

Miarą słabości Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego jest próba szukania ratunku u gen. Jaruzelskiego

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Red

Kalisz opuszcza Millera, Miller odwraca się od Palikota, Palikot łapie się za Kwaśniewskiego, Kwaśniewski próbuje pomóc, ale dopada go (podobno) choroba filipińska. Na starej łajbie, nieco myląco zwanej polską lewicą, zaczyna już przeciekać dno. Miller, Palikot i Kwaśniewski w popłochu szukają tratwy ratunkowej, ale miejsca dla wszystkich nie starczy. Ktoś utonie, ktoś inny ocaleje. Tylko kto? To nie są sceny z kabaretu, lecz skrócony opis najważniejszych wydarzeń po lewej stronie polskiej sceny politycznej.

Plajta Palikota

Bohaterom kabaretu nie jest wcale do śmiechu. Zwłaszcza że stawką jest przetrwanie. A ten, kto przetrwa, może mieć nadzieję nie tylko na powrót do gry, ale być może także na rozdawanie kart. Wszyscy po cichu liczą bowiem na to, że kryzys doprowadzi do pęknięć na scenie politycznej i cała dzisiejsza konfiguracja partyjna z Platformą na czele wywróci się z hukiem do góry nogami. Czy mają podstawy do takich kalkulacji?

Szorstka przyjaźń Millera i Kwaśniewskiego sięga czasów, gdy obaj byli hegemonami w polskiej polityce. Ale dziś dawna walka buldogów przypomina raczej krzykliwe ujadanie pekińczyków. Tym bardziej że między zwaśnione strony wkroczył Palikot, człowiek, któremu polska scena polityczna zawdzięcza – w kolejności chronologicznej – plastikowego penisa, świński łeb oraz – ostatnio – szampana otwartego z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Palikot, jeszcze niedawno pozujący na „pogromcę" polskiego zaścianka, właśnie splajtował, nie tylko jako „pogromca", ale również jako samodzielny polityk. W ostatnim sondażu CBOS wyborcy bardzo precyzyjnie oszacowali jego społeczną użyteczność, otrzymał 2 proc. poparcia.

Kwaśniewski – choć oficjalnie tego nie potwierdza – liczy na wysokie stanowisko w instytucjach międzynarodowych. Jednak lata mijają, a spodziewanych ofert ciągle brak. W tej sytuacji wyjściem może być kandydowanie w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Gdyby do tego doszło, Palikot mógłby zostać plenipotentem Kwaśniewskiego w kraju, budując zaplecze polityczne dla nowej formacji liberalnej.

Taka formacja musiałaby pewnie stanąć w umiarkowanej opozycji wobec Platformy, a w wypadku przesilenia politycznego mogłaby zawalczyć o udział we władzy. Jej nadzieją może być coraz bardziej sfrustrowany elektorat PO. Bronią – liberalna retoryka, zarówno światopoglądowa, jak i gospodarcza. Pytanie tylko, czy potencjalni wyborcy takiej partii z entuzjazmem przyjmą zapowiedzi tęczowych rewolucji w chwili, gdy coraz częściej muszą walczyć o utrzymanie własnych zarobków i pracy.

Dlatego też Miller uderza w zupełnie inne tony. Z trudem ukrywając wzgardę wobec salonowych aspiracji Kwaśniewskiego, stawia na wyborców poszkodowanych kryzysem. Nawołuje do zasypywania nierówności społecznych, odwiedza górników na przodku, chce utrwalić wizerunek obrońcy najuboższych. Wyraźnie dystansuje się od inicjatywy Kwaśniewskiego i Palikota nazywając ją – w dużej mierze trafnie – „związkiem biznesowo-towarzyskim".

Wszystko to przypomina trochę początki wojny między Platformą i PiS, gdzie jedna strona odwoływała się do haseł liberalnych, a druga – socjalnych i roszczeniowych.

Bunt lemingów

Ażeby Kwaśniewski z Palikotem mogli przeciągnąć na swoją stronę część elektoratu Platformy, potrzeba im przynajmniej jednej z dwóch rzeczy: albo wiarygodnego programu, który zdoła zaspokoić rozbudzone aspiracje wyborców Tuska, albo antysystemowego buntu lemingów będących podporą jego rządów.

Pierwszą okoliczność należy chyba odrzucić. Wyborcy – i to nie tylko Platformy – oczekują przede wszystkim stabilizacji, rosnącego poziomu życia, miejsc pracy i pewnej przewidywalności rządzących. Co może zaoferować w zamian Palikot, to już wszyscy wiedzą: plastikowego penisa, świński ryj i tańce z posłanką Grodzką. Rezultat tych harców też jest już wszystkim znany: spadek notowań poniżej progu wyborczego. Palikot, nawet wsparty przez Kwaśniewskiego, nie jest wystarczająco wiarygodny, ażeby przechwycić elektorat Platformy.

Zatem pozostaje okoliczność druga: antysystemowy bunt lemingów. Szanse na taki rozwój wydarzeń są jednak również znikome. System liberalny, do którego utrwalenia znacząco przyłożyli ręce zarówno Kwaśniewski, jak i Palikot, ma to do siebie, że doskonale chroni establishment przed rokoszem pospólstwa.

Leming, jako produkt tego systemu, chcąc kontestować rzeczywistość, musiałby się więc najpierw zbuntować przeciwko sobie samemu. Od chwili bowiem, gdy zaczął karierę w międzynarodowej korporacji, ma wbijaną do głowy liberalną mantrę, że jest kowalem swojego losu i jeżeli przytrafi mu się w życiu cokolwiek złego, to winny temu jest on sam, a nie system. Dlatego też frustracje wyładuje przede wszystkim na sobie i swoim najbliższym otoczeniu, ewentualnie poubliża rządzącym na Facebooku i forach internetowych, ale do żadnej rewolucji na pewno się nie przyłączy.

Do buntu nie zachęci go też wpojone mu przekonanie, że protest jest obciachem, wyrazem niezaradności życiowej i oznaką prawicowego obskurantyzmu. Sam Palikot ma zresztą wielkie zasługi w krzewieniu takiej postawy.

Oznacza to więc, że jedyną nadzieją dla inicjatywy Kwaśniewskiego i Palikota może być już tylko wsparcie wpływowych środowisk liberalnych z zagranicy. Jeżeli udałoby im się przedstawić światu, jako bardziej „nowoczesna" alternatywa dla rządów Tuska, to niewykluczone, że Platforma zmuszona byłaby rozważyć zaproszenie „człowieka z plastikowym penisem" do przyjęcia wspólnej odpowiedzialności za kraj. Ale na razie ani Kwaśniewski, ani tym bardziej Palikot, nie mają wystarczających atutów w ręku. I niewiele wskazuje na to, że je zyskają.

Trzeciej siły nie będzie

Z tej perspektywy Miller zdaje się być na znacznie lepszej pozycji. Elektorat, w który celuje, jest silny liczebnie, choć pozbawiony jakichkolwiek wpływów i przywództwa. Odwołując się do najbardziej upośledzonych ekonomicznie warstw społeczeństwa, Miller naraża się wprawdzie na oskarżenia o populizm i bojkot ze strony liberalnego mainstreamu, ale że nigdy nie był ulubieńcem salonów, niewiele sobie z tego robi. Gdyby udało mu się pozyskać zaufanie ludzi, rozbudzić ich emocje, teoretycznie mógłby na fali społecznego buntu odzyskać część utraconych wpływów.

Problem w tym, że Miller nigdy nie zdoła stanąć na czele żadnego ruchu oburzonych. Nie tylko dlatego, że był już premierem i nie zasłynął wtedy ze szczególnej wrażliwości społecznej, i nie tylko dlatego, że jeszcze kilka lat temu, na łamach tygodnika „Wprost", przedstawiał się jako gospodarczy liberał. Miller nie zostanie buntownikiem, dokładnie z tego samego powodu, z jakiego nie może nim zostać Kwaśniewski, Palikot czy ktokolwiek ze środowisk liberalnych i postkomunistycznych. Środowiska te nie są bowiem w stanie zrozumieć natury polskiej kontestacji, w której zawsze – oprócz kwestii socjalnych – ogromną rolę odgrywały czynniki narodowe – ta wyśmiewana dziś przez liberalną lewicę martyrologia.

W Polsce niemożliwy jest masowy protest bez odwołania do patriotycznych emocji, a te – z powodów historycznych – są ściśle związane z tradycją religijną i symboliką narodową. Dobrze rozumiała to w latach 80. wielonurtowa „Solidarność", a kiedyś także przedwojenna PPS, która choć ostro zwaśniona z konserwatywną endecją i sceptyczna wobec Kościoła, nigdy nie pozwoliła się odepchnąć od tradycji niepodległościowej i patriotycznej. Trudno się zatem dziwić, że podejmowane dziś przez liberalny mainstream próby nadania patriotyzmowi „fajnego" oblicza, zawsze kończą się niepowodzeniem.

Oczywiście istnieją w Polsce, całkiem liczne, a być może coraz liczniejsze, środowiska wykluczone nie tylko ekonomicznie, ale także kulturowo i społecznie. Jednak przykład Samoobrony pokazuje, że opieranie się na takich pozbawionych tożsamości grupach nie daje większych nadziei na stworzenie trwałej jakości w życiu publicznym.

Wniosek z tego płynie taki, że ani Miller, ani Kwaśniewski z Palikotem nie zbudują trzeciej siły i będą nadal tonąć. Nie oferują żadnej nowej jakości, nie bardzo też mają do kogo się odwołać. Polski system wyborczy trwale podzielił scenę polityczną między Platformę i PiS. Przy czym Platforma zabezpiecza tu liberalną flankę, a PiS – socjalną i konserwatywną zarazem. Daje to – pomimo wrogości między obydwiema partiami – względną równowagę i jak dotychczas odpowiada światopoglądowym preferencjom większości aktywnych wyborców.

Generał z futerału

Niechęć do nowych inicjatyw nie powinna dziwić. Prawica nie jest nimi zainteresowana ze względów ideowych, a Platforma również z powodów taktycznych – konkurencja nie jest jej do niczego potrzebna.

Nowe inicjatywy nie wzbudzają też na razie entuzjazmu w środowiskach liberalnych. O ile Miller jest tam – przynajmniej od czasów afery Rywina – persona non grata, o tyle znacznie bliżsi sercu liberalnej lewicy Kwaśniewski i Palikot także nie mogą dziś liczyć na nic więcej niż tylko sympatię. Ich pojawienie się może bowiem osłabić lewe skrzydło Platformy i w rezultacie wzmocnić prawicę. A to scenariusz, którego liberalna lewica nie jest w stanie zaakceptować.

Do pewnego stopnia Miller i Kwaśniewski są ofiarami systemu liberalnego, w którego budowanie obaj – z gorliwością neofitów – włączyli się w czasie, gdy sprawowali władzę. System ten – co akurat można poczytać za korzystne dla kraju – pozbawił ich zaplecza finansowego, odbierając kapitał peerelowskiej nomenklaturze i uprzywilejowując w zamian zachodnie korporacje. Dlatego dziś są zbyt słabi, by wrócić do pierwszej ligi.

Miarą ich słabości może być rozpaczliwa i groteskowa zarazem próba szukania ratunku u Jaruzelskiego. Wyciągnięty z futerału Jaruzelski ma być w zamyśle Millera jednym z patronów kongresu lewicy społecznej. Powszechnie znany ze swojej wrażliwości na ludzką krzywdę generał był nieco wcześniej obiektem zabiegów Palikota, któremu udzielił jakoby błogosławieństwa. Można więc wnioskować, że Jaruzelski na stare lata stał się orędownikiem swobody obyczajowej. Drwiny? Trudno nie drwić, gdy Jaruzelski, który całą swoją karierę zawdzięcza bezgranicznemu wręcz oportunizmowi, ogłoszony zostaje symbolem kontestacji. Kabaret trwa w najlepsze.

Autor jest publicystą, był zastępcą redaktora naczelnego „Dziennika".

Kalisz opuszcza Millera, Miller odwraca się od Palikota, Palikot łapie się za Kwaśniewskiego, Kwaśniewski próbuje pomóc, ale dopada go (podobno) choroba filipińska. Na starej łajbie, nieco myląco zwanej polską lewicą, zaczyna już przeciekać dno. Miller, Palikot i Kwaśniewski w popłochu szukają tratwy ratunkowej, ale miejsca dla wszystkich nie starczy. Ktoś utonie, ktoś inny ocaleje. Tylko kto? To nie są sceny z kabaretu, lecz skrócony opis najważniejszych wydarzeń po lewej stronie polskiej sceny politycznej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?