Jak rodzi się błąd

Przy niskiej frekwencji ważne jest, aby dobrze określić, czy wyborca w dniu głosowania pozostanie w domu – pisze statystyk z Uniwersytetu Gdańskiego.

Publikacja: 26.08.2013 19:36

Mirosław Szreder

Mirosław Szreder

Foto: Materiały prasowe.

Red

Część polityków i komentatorów z niedowierzaniem przyjęła wyniki sondażu, w którym liderem okazał się PiS z 11-punktową przewagą nad PO. Sondaż ten wykonał TNS Polska (dawniej TNS OBOP) dla TVP 13 sierpnia. Z powodu wielkości przewagi Prawa i Sprawiedliwości nad Platformą Obywatelską zaczęły się pojawiać próby jego dyskwalifikowania, jako że wykonany został w pełni sezonu urlopowego. Tymczasem inne badania, w tym sondaż CBOS, wg którego PO ma jeden punkt proc. przewagi nad PiS, także wykonano w sezonie wakacyjnym (1–12 sierpnia) i komentarzy podobnych nie prowokowały.

Instytut Gallupa zauważył, że w grupie posiadaczy telefonów komórkowych jest więcej sympatyków Partii Demokratycznej, niż wśród posiadaczy telefonu stacjonarnego


Sądzę, że na różnice w wynikach poszczególnych sondaży większy wpływ ma procent niezdecydowanych i procent tych, którzy nie wezmą udziału w głosowaniu, aniżeli miesiąc jego realizacji.

Dzień prawdy

W przywołanych tu badaniach aż 30–35 proc. deklaruje, że nie wie jeszcze, na kogo zagłosuje. Ta grupa, jeżeli ostatecznie w ogóle weźmie udział w wyborach, może wyniki dzisiejszych sondaży zarówno wzmocnić, jak i zmienić. Ponadto oba ośrodki badawcze wskazują na dopuszczalny błąd badania ok. 3 proc., jednak w rzeczywistości błąd ten ma prawo być większy.

Jednym z powodów tego jest fakt obliczania procentowego poparcia dla poszczególnych partii w odniesieniu tylko do tych respondentów, którzy zadeklarowali chęć udziału w wyborach i wiedzą, na kogo zagłosują. Tych jednak jest jedynie 53 proc. w badaniu TNS Polska i mniej niż 52 proc. w badaniu CBOS. W rzeczywistości więc struktura preferencji wyborczych zostaje określona na podstawie deklaracji nie 1000 osób lecz około 500, co rodzi większy niż 3-proc. błąd statystyczny.

Rodzi się więc pytanie, kto jest bliższy prawdy? Którą z kilku pracowni regularnie wykonujących sondaże wyborcze obdarzyć zaufaniem? Czy jest dla nich jakiś „dzień prawdy”, jakiś moment, w którym każdy z nas może stwierdzić, że jeden z ośrodków jest bardziej, a inny mniej profesjonalny?

Tym wyjątkowym dniem jest dopiero dzień wyborów. Zgodność prognozy z rzeczywistym wynikiem wyborów jest dla pracowni sondażowych najważniejszym testem ich wiarygodności i profesjonalizmu.

Okazuje się jednak, że ów najważniejszy egzamin zdarza się od czasu do czasu oblać także tym największym. Instytut Gallupa po raz pierwszy (od 1948 r., kiedy wszystkie liczące się w USA pracownie błędnie typowały jako zwycięzcę wyborów prezydenckich Thomasa Deweya, a w rzeczywistości wygrał Harry Truman) ponownie pomylił się w ubiegłym roku. Według prognozy Gallupa wybory 2012 roku miał wygrać Mitt Romney (49 proc.), wyprzedzając o jeden punkt procentowy Baracka Obamę. Wybory 6 listopada 2012 r. wygrał tymczasem Barack Obama z wynikiem o 3,85 pkt proc. lepszym od swojego republikańskiego rywala.

Wśród wielu rozważanych źródeł pomyłki, za decydujące uznano cztery: nieskuteczność dotychczasowego modelu wnioskowania o prawdopodobieństwie uczestniczenia respondenta w wyborach, nie w pełni reprezentatywna próba w ujęciu geograficznym, błędy w określeniu struktury etnicznej respondentów oraz niezweryfikowany wystarczająco sposób losowania respondentów do próby – użytkowników telefonów stacjonarnych i komórkowych.

Konieczna weryfikacja

Dla polskiego odbiorcy sondaży i badań przedwyborczych godne uwagi są dwa z tych źródeł, pierwsze i ostatnie. W konstrukcji prognozy wyborczej zawiódł Gallupa przede wszystkim mechanizm przypisywania respondentowi subiektywnego prawdopodobieństwa, że weźmie on udział w wyborach. Ten sam mechanizm, z którego przez wiele lat dumni byli badacze Instytutu Gallupa, i który pozwolił im 10 lat wcześniej (5 listopada 2002 r.) przewidzieć wynik wyborów do Kongresu USA z błędem niewiele przekraczającym pół punktu procentowego.

Tym razem okazało się, że wnioskowania o tym, czy w dniu wyborów dana osoba pójdzie zagłosować, nie wystarczyło jak dotychczas oprzeć na kilku dodatkowych pytaniach o: uczestnictwo w wyborach w przeszłości, zainteresowanie wyborami, zamiar głosowania i znajomość miejsca lokalu wyborczego. Analitycy Gallupa przyznali, że zbyt dużą wagę w tym modelu przypisują zachowaniom wyborcy w przeszłości.

Oznacza to, że część wyborców, którzy do tej pory brali udział w wyborach, pozostała w domach, a z kolei pewna część uprawnionych, którzy w przeszłości nie korzystali ze swojego prawa wyborczego, zdecydowała się zagłosować. Widać więc, że model ten, który z powodzeniem stosują także niektóre polskie pracownie sondażowe, wymaga weryfikacji i uzupełnień. Przy stosunkowo niskiej frekwencji wyborczej w Polsce ważne jest, aby na nowo określić czynniki decydujące o tym, czy dany wyborca w dniu wyborów zagłosuje, czy też pozostanie w domu.

Dużo emocji przy okazji wielu sondaży budzi kwestia sposobu losowania i ankietowania respondentów. W ubiegłym roku Instytut Gallupa zmienił swój dotychczasowy sposób losowania wyborców poprzez losowe generowanie numerów telefonicznych na rzecz tańszego sposobu, polegającego na losowaniu publikowanych numerów telefonów stacjonarnych (50 proc. próby) oraz losowego generowania numerów telefonów komórkowych (pozostałe 50 proc.). Celem tej zmiany było objęcie tak określonym operatem możliwie jak największej frakcji gospodarstw domowych.

Jedną ze słabości włączenia do operatu posiadaczy telefonów komórkowych okazała się ich specyficzna struktura. Ta część próby, jak stwierdza Instytut Gallupa, okazała się wiekowo młodsza, o większej przewadze sympatii dla Partii Demokratycznej, i w większym stopniu skłonna poprzeć Baracka Obamę jako prezydenta, aniżeli respondenci wylosowani z racji posiadania telefonu stacjonarnego. I mimo że zastosowanie odpowiednich wag może strukturę tę zbliżyć do ogólnokrajowej, to uznano to za jedno ze źródeł błędu.

Warto się przyglądać doświadczeniom innych i warto samemu kształtować swoją opinię o kompetencji i wiarygodności danego ośrodka badawczego. Obecne sondaże są przecież zaledwie początkiem długiego okresu przedwyborczego, który otwierają przyszłoroczne eurowybory lub wybory prezydenta Warszawy.

Część polityków i komentatorów z niedowierzaniem przyjęła wyniki sondażu, w którym liderem okazał się PiS z 11-punktową przewagą nad PO. Sondaż ten wykonał TNS Polska (dawniej TNS OBOP) dla TVP 13 sierpnia. Z powodu wielkości przewagi Prawa i Sprawiedliwości nad Platformą Obywatelską zaczęły się pojawiać próby jego dyskwalifikowania, jako że wykonany został w pełni sezonu urlopowego. Tymczasem inne badania, w tym sondaż CBOS, wg którego PO ma jeden punkt proc. przewagi nad PiS, także wykonano w sezonie wakacyjnym (1–12 sierpnia) i komentarzy podobnych nie prowokowały.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?