Program nieufności

PiS nie proponuje żadnej alternatywy dla polityki gospodarczej PO. Partia Jarosława Kaczyńskiego eksponuje podejrzliwość wobec biznesu. Populistycznemu programowi, jaki wysuwa, towarzyszy wieczna walka z byłymi komunistami, i to wypatrywanymi w środowiskach jak najbardziej liberalnych – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 09.09.2013 02:00

Program nieufności

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Programy gospodarcze Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej są podobne. Oba nie zakładają przeprowadzenia poważnych reform, tylko wzrost obciążeń podatkowych. Program PiS zawiera jednak dodatkowo istotne ideologiczne uzasadnienie, które wychodząc ze słusznych przesłanek, może stworzyć zagrożenie dla realizacji celów państwa.

W trakcie Forum Ekonomicznego w Krynicy niemal równocześnie (co raczej nie jest przypadkiem) rząd i PiS przedstawiły swoje pomysły w odniesieniu do gospodarki. W obu przypadkach poznaliśmy jedynie wyrywki planów. Obie strony do początku roku mają przedstawić swoje kompleksowe programy gospodarcze.

Jak wiadomo, rząd chce ograbić fundusze emerytalne po to, by zredukować dług publiczny i pozyskując rocznie kilkanaście miliardów złotych, dodatkowo zmniejszyć deficyt. Ekipa rządowa uderzyła w pieniądze Polaków, wiedząc że znajomość tematyki finansowej w społeczeństwie jest stosunkowo niska. Kampania propagandowa stwarzała wrażenie, że chodzi o uderzenie w fundusze, które już wystarczająco obłowiły się na Polakach. I teraz rząd zakończy to okradanie emerytów – ich pieniądze zamiast do tych złych funduszy trafią do dobrego oraz bezpiecznego ZUS i z emeryturami wszystko będzie dobrze jak przedtem.

Jednocześnie ekipa rządowa nie zamierza rozwiązywać żadnego z wielkich problemów naszego państwa, przede wszystkim nieuzasadnionych i kosztownych przywilejów emerytalnych dla wielkich grup zawodowych.

Biada bogatym i giełdzie

Niestety, poznane elementy planu gospodarczego PiS są w swojej wymowie podobne. Mają uderzyć w najbogatszych i w giełdę. Najbogatsi – około jedna trzecia spośród płacących PIT według drugiej stawki (czyli około 180 tys. podatników) – mają płacić trzecią stawkę w wysokości 39 proc. Ten podatek ma być wprowadzony na 5 lat i ma przynieść w tym okresie do 20 mld złotych zasilających budżet państwa. Dla osłody z tą podwyżką daniny mają być związane ulgi podatkowe dla tych, którzy swoje nadwyżki finansowe zainwestują w trwałe dobra. To ostatnie rozwiązanie ładnie brzmi, ale w normalnej sytuacji tego typu ulgi powinny dotyczyć podatku dochodowego dla firm, a nie podatku od dochodów osobistych.

Nie wiadomo, dlaczego PiS chce popierać ulgami inwestycje w środki trwałe i jednocześnie karać tych, którzy dostarczają firmom środki na te inwestycje, kupując ich akcje. Dla wszystkich obecnych na giełdzie ma być zastosowany podatek obrotowy – 1 proc. wartości transakcji na głównym parkiecie i po 0,5 proc. na innych rynkach. To w sumie niewielkie pieniądze, bo około 2–3,5 mld złotych rocznie.

Ale ten pomysł dla giełdy może być dramatyczny, ponieważ zdecydowanie osłabi operacje jednodniowe. Na naszej giełdzie jest szereg inwestorów, którzy kupują i sprzedają, bardzo szybko wykorzystując do zarabiania nawet niewielkie zwyżki kursów. Dzięki ich pracy nasza giełda ma odpowiednio dużą płynność, czyli można w każdej chwili przeprowadzić dowolną transakcję. Nowy podatek zamknie im te możliwości. Silnie uderzy w płynność giełdy i wyraźnie zmniejszy zyski funduszy emerytalnych (o ile jeszcze takowe będą) oraz inwestycyjnych. Te ostatnie są coraz powszechniejszym sposobem oszczędzania Polaków i to ich zyski bardzo na tym ucierpią. Jeżeli przeciętny zysk z takich funduszy to parę procent rocznie, wówczas utrata 2 proc. jest poważnym osłabieniem przychodów.

Nienaturalne jest uzasadnienie tego nowego giełdowego podatku. Według prezesa Kaczyńskiego chodzi o to, by powstał rejestr operacji giełdowych pozwalający państwu na orientowanie się, kto inwestuje na giełdzie i czy z tego tytułu płaci podatki w Polsce. Wydaje się, że do tego celu wystarczyłaby jakaś drobna modyfikacja Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych bez konieczności wprowadzania nowego podatku.

Zapłacą konsumenci

Do czysto populistycznych pomysłów prezesa Kaczyńskiego zaliczyć trzeba sprawę płacy minimalnej. PiS chce ją zdecydowanie podnieść. Dodatkowo opowiada się za tym, by firmy, które płacą zbyt mało pracownikom (i nie inwestują), płaciły jakiś specjalny podatek, którego konstrukcji jeszcze nie przedstawiono.

Wysoka podwyżka płacy minimalnej to stały postulat związków zawodowych i gdyby nie to, że stanowi on najkrótszą drogę do zamordowania małego lokalnego przemysłu, to rząd dawno by go zrealizował.

Kolejny podatek szykowany jest dla największych sklepów – 1 proc. od obrotu. Tak naprawdę zapłacą go konsumenci, kupując towary w tych sklepach. Pewne jest, że zysk z tej operacji, czyli poprawa pozycji małych sklepów, nie jest wart takich kosztów społecznych.

Tylko podatki

W sumie filozofia zmian PiS jest podobna do tej, którą proponuje Platforma. Podnoszone mają być obciążenia, a nieruszane wydatki. W przypadku PO podwyżki danin są bardziej dyskretne (poza VAT), choć w sumie chyba wyższe, i rząd nie wykorzystuje ich do kampanii propagandowej.

Poza nowymi daninami szef PiS wspomniał tylko o jednym aktywnym działaniu – to znaczy zmniejszeniu administracji. Tu też uzasadnienie jest dziwne, bo partii Jarosława Kaczyńskiego chodzi o to, że administracja rozrosła się jako skutek długiego okresu sprawowania władzy przez jedną partię, a nie nadmiaru biurokracji.

Wskazując na brak pozytywnych elementów programu gospodarczego PiS, trzeba ciągle pamiętać, że znamy tylko jego zarys, w tym zapowiedź czterech nowych podatków, uderzających w firmy i najbogatszych (podsumujmy: PIT dla najbogatszych, obrotowy giełdowy, dla hipermarketów i dla firm płacących zbyt niskie pensje). Większość z tych danin będzie miało źródło w kieszeni przeciętnych Polaków, choć płacić będą je zazwyczaj firmy.

Skala uzyskanych dzięki nim przychodów na pewno nie będzie decydująca dla budżetu. Tu ważniejszy będzie wydźwięk psychologiczny, a właściwie populistyczny. Pachnie socjalizmem. Sprawa jest o tyle ciekawa, że podobne hasła PiS miał w okresie, gdy sam rządził. Ale gdy przyszło co do czego, to obniżył podatki, a nie wprowadził nowe. Zmniejszył składkę rentową i zlikwidował 40-proc. stawkę podatkową w PIT. To były bardzo liberalne posunięcia, które zdecydowały o tym, że Polska przeszła „suchą nogą" poprzednią falę kryzysu.

Właściwie więc można by liczyć na to, że i tym razem ten pomysł pomnożenia podatków to tylko hasła. Niestety, temu populistycznemu programowi towarzyszy wieczna walka z byłymi komunistami, i to wypatrywanymi w środowiskach jak najbardziej liberalnych.

Biznes trzymany na dystans

Niedługo po wyborach w 2007 roku jeden z prezesów największych polskich banków w rozmowie z „Rzeczpospolitą" bardzo źle oceniał rząd PiS. I to nie z powodu jego polityki gospodarczej, bo była ona bardzo liberalna (dzięki wicepremier Zycie Gilowskiej), ale z tego powodu, że gdy spotykali się najważniejsi bankierzy, to wyjmowali baterie z telefonów, bojąc się podsłuchów. Rzeczywiście wyznacznikiem tamtych czasów była jaskrawa nieufność polityków PiS wobec środowisk biznesowych naszego kraju. I niestety, wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego wskazują, że w tej sytuacji nic się nie zmieni. Nadal będzie totalna nieufność wobec biznesu, poszukiwanie agentów i powiązań z czasów komuny. Uzasadnienie dla takiej postawy jest jasne i logiczne. PiS chodzi o wyeliminowanie negatywnych zjawisk w gospodarce powstałych na bazie kontaktów z czasów PRL. Chodzi o sieć powiązań, które nie dopuszczają do rynku nowych podmiotów. To prawda. W Polsce, zwłaszcza na prowincji, takie sytuacje są na porządku dziennym. Ale to nie są wyłącznie efekty pracy agentury, tylko braku przejrzystości w gospodarce. Z tym trzeba cały czas walczyć.

Trzeba wymuszać od ministerstw i samorządów, firm i biznesmenów pełną przejrzystość. Jednak dziś decydujące przy współpracy powinno być to, kto płaci w terminie swoje zobowiązania, a nie co robił ćwierć wieku temu. Inne podejście spowoduje głęboki i niepotrzebny rozłam. Co więcej, brak współpracy rządu z prywatnym biznesem oznaczać będzie, że politykę gospodarczą przyjdzie prowadzić tylko za publiczne pieniądze, co podroży wszystkie inwestycje i zmniejszy ich efektywność.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?