Manifestacje związkowców w Warszawie zbiegły się z ogłoszeniem przez GUS hiobowej wieści: w pierwszym półroczu 2013 roku urodziło się 20 tys. mniej Polaków niż zmarło. Jeśli związkowcy śpią w namiotach przed Kancelarią Premiera, to co się dziwić...
Od lat najtragiczniejsza sytuacja jest w Opolu. Dlatego właśnie tam powstała koncepcja Specjalnej Strefy Demograficznej. Sprawdza się więc po raz kolejny powiedzenie Marphy'ego: „ludzie postępują rozsądnie dopiero wówczas, gdy wszystkie inne możliwości zawiodą". Nie znam się na polityce i na jej uwarunkowaniach, ale chwała marszałkowi Józefowi Sebeście za podjęcie tematu.
Pomyłka Malthusa
Thomas Malthus mylił się bowiem głosząc, że zwiększająca się liczba ludności przy ograniczonych zasobach ziemi spowoduje głód. Takie przekonanie dominowało jeszcze w XX wieku. W 1968 roku znany demograf Paul Ehrlich przewidywał w ciągu 15 lat ogólnoświatową klęskę głodu przyjmując, że wskaźnikiem dobrobytu jest wysokość dochodu narodowego per capita (im więcej ludzi, tym mniejszy dochód na głowę), że wzrost gospodarczy zależy od zasobów ziemi i kapitału przypadających na osobę i że mieszkańcy Trzeciego Świata, rozmnażając się w sposób niekontrolowany, bez względu na dostępność owych zasobów, pogarszają swoją sytuację. W 1973 roku Robert McNamara, prezes Banku Światowego, zagrożenie demograficzne porównał z nuklearnym. Według takiego schematu myślenia - jeśli cieli się krowa, dochód narodowy na osobę wzrasta, ale jeśli rodzi się dziecko, wtedy - maleje. A jak ono umiera, to znowu rośnie!
Dziś możemy mówić o bombie demograficznej w tym sensie, że ludzi będzie za mało – tak jak po wybuchu bomby nuklearnej! Materiałem rozszczepialnym okazała się polityka „państw dobrobytu" – ze źle skonstruowanym systemem emerytalnym i podatkowym.
Więcej ludzi to wyższa cywilizacja
Fakty przeczą teorii malthuzjańskiej. Nie było w dziejach świata kraju rozwijającego się gospodarczo w okresie stagnacji (nie mówiąc już o zapaści) demograficznej. Ziemia pozostawiona odłogiem nie tworzy wartości dodanej. Kapitał ulokowany w banku lub w przysłowiowej „skarpecie" – też nie. To człowiek ją tworzy.