Ponad 400 tysięcy Polaków poparło projekt ustawy zakazującej aborcji eugenicznej, czyli zabijania chorych dzieci z powodu podejrzenia o chorobę lub wadę genetyczną. Dziś projekt będzie rozpatrywany przez Sejm. Przy okazji podobnego projektu obywatelskiego, który trafił do Sejmu w roku 2011, głównym argumentem przeciwników zmian ustawowych była obawa przed naruszeniem „kompromisu aborcyjnego” z roku 1993. Naruszenie owego kompromisu miało, ich zdaniem, doprowadzić w Polsce do „wojny aborcyjnej”. Należy się spodziewać, że argument ten zostanie powtórzony w obecnej debacie, warto więc przyjrzeć się jego zasadności.
Kompromisu nigdy nie było
W roku 1956 komuniści wprowadzili w PRL „aborcję na życzenie” na wzór prawa obowiązującego w Związku Sowieckim. Przeciw zabijaniu dzieci przed narodzeniem protestował wtedy Kościół katolicki. W proklamowanych kilka miesięcy później Ślubach Jasnogórskich znalazły się słowa: „Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli śmierć zadać bezbronnym”.
Według badania CBOS z sierpnia 2013, 75 proc. Polaków potępia aborcję, a tylko 7 proc. skłonnych jest ją usprawiedliwić
W ciągu kolejnych lat naciski władz i działania propagandowe doprowadziły do tego, że w Polsce wykonywano już miliony aborcji. Społeczna reakcja w obronie nienarodzonych, początkowo niewielka, przybrała na sile w latach 80. Obrońcy życia byli prześladowani i na różne sposoby szykanowani przez władze.
Sytuacja zmieniła się po roku 1989, kiedy za mówienie prawdy o aborcji nie groziło już więzienie. Rozpoczęła się kampania w obronie dzieci poczętych. Mimo wściekłej kontrakcji postkomunistycznych mediów i „Gazety Wyborczej”, prolajferzy dotarli z informacjami do wielu Polaków. Większość społeczeństwa uświadomiła sobie, że aborcja nie jest usunięciem tkanki, ale pozbawieniem życia człowieka.