Otóż , dama  ta, wspominając  nauki  wyniesione   z  rodzinnego  domu  rzekła : „ srał  to pies".

Inaczej  rzecz  ujmując :  nie  przejmuj się, rób swoje.  Tak  nauczała  ją  mamusia, co  artystka dobitnie  podkreśliła, skądinąd   słusznie,  bo  z  lekkością  należy  kwitować  życiowe  niepowodzenia.  Co  prawda  po  ekscesach  Jerzego  Urbana, polityków, filmowców, aktorów i dyrektorki  teatru  Ewy Wójciak  z  Poznania (dzięki  której  wiem  kogo  wybrano  na  papieża),  raczej  spodziewam  się  w mediach  nikczemności  niż  wykwintności,  to   jednak...  cisnęło  mną  w  kąt  pokoju.  Taka  to  była  moc  tego  przekazu!  Zatem  uwolniony  od  wątpliwości  co  do własnych  talentów, kłaniam  się  nisko  jurorce, że  przypomniała  mi, jak  w  naszym  Macondo  sprawy  się  mają. Tak  trzymać!  I basta!

Dzisiaj  „jedziemy  po  bandzie" - „walimy z  grubej  rury".  Czas „niedyspozycji" u  kobiet  dawno  minął. Minął  czas  delikatności  i ceregieli.  Przeszłość.  Choć  stosunkowo  nie  tak  dawno jeszcze  szokował  świński  ryj  na  studyjnym  stole,  to świńskich  ryjów  od  tego  czasu tak  się  namnożyło,  że  ryja  od ryja  nie  odróżnisz.  Nie  tylko w  polityce.  Świńskie  ryje  łażą  po ulicach, jeżdżą   pociągami  i  samochodami. Są  wszędzie :  w  Sejmie,  w  Senacie,   w  autobusach,  tramwajach,  teatrach,  na parkingach, w  centrach  handlowych.  Przyklejone  do  ciał,   w makijażu  lub  bez,  świńskie  ryje  w  wielkim  pochodzie  przez  świat. Na  marginesie:  już  Gustaw  Flaubert   pisał  o trzech  etapach  cywilizacji:  pogaństwo,  chrześcijaństwo, chamstwo. I  nie  pomylił  się. Zatem  nie  ma  co  utyskiwać,  wołać  o  pomstę  do  nieba,  wykrzykiwać :   „O  tempora , o mores!"   Naiwny  pogląd, że  to właśnie  artyści, politycy, ludzie  sztuki,  powinni   chronić  ojczystą  mowę,  wyrzucić  można  do  lamusa. Nie  ma  też   sensu  przypominać, że  dzięki naszym  przodkom, ich  dbałości  o  język i  polską  kulturę,  nie  mówimy  dzisiaj  twardo  jak  Niemcy,  czy  miękko   jak  Rosjanie.  Zatem  piszę  te  słowa   w  pokorze;  wielu  przede  mną  utyskiwało, krzyczało,  i  co...?  Pstro...  Albo -  jak  kto   uważa  -  jajco!

Chamstwo  rozsiane  to  choroba,  która  szczególnie  zaatakowała  Polaków,  niestety ,  w  ciągłym  w  stadium  rozwoju. I  nie  ma  na  nią  lekarstwa. Prawdę  powiedziawszy nie  ma, bo  nikt  go  nie  szuka.  Albowiem  w  parciu  na  karierę  świetnym  narzędziem  okazuje  się  język  dawnych  podkuchennych   i  parobków:  język,  który  szokuje. O  tym  się  mówi  i  pisze (sic!),  aczkolwiek  coraz  mniej,  bo...   Bo  to  już  dzisiaj  normalka, to  wszędobylskie  chamstwo  w  tzw. „kulturze".

Niech  będzie przaśnie,  knajacko,  byle  byłoby  głośno, dobitnie, byleby  „być  na  topie".  Wtedy  jest  git.  A  jak  jest  git (odmiana :  gites) to  jest  i  popularność, i  tzw. „kasa".  O  nią  przecież  też  chodzi .  I  to akurat  rozumiem. Zatem, gdy  pędzę  sobie  przez   nasz  kraj  swoim  cacanym  auteczkiem  i  widzę  na  billboardach  firmy „Play" uśmiechniętą   ordynarność  telewizyjną (proszę  nie  mylić  z  osobowością)  - Agnieszkę   Chylińską, nie  złoszczę  się, nie  psioczę. Ona  uśmiecha  się  do  mnie -  ja  do  niej. I  od  razu  raźniej  na  duszy mi  się  robi,  i mniej  samotny  się   czuję. Także  rady  mamuśki  szanownej  celebrytki   sobie  przypominam ;  odprężam  się,  poprawiam  w  siodle,  sorry  (na... w...?)  foteliku ;   rozmyślam  o  perystaltyce  psich  jelit, i jedno  wiem  z  całą pewnością:  operatora  nie  zmienię.