Pomoc finansowa, a nie krew i łzy

Bruksela nie zrobiła nic, by wywrzeć presję na Moskwę w sprawie sankcji rosyjskich wobec Ukrainy, choć jako wielki partner handlowy Rosji ma takie możliwości – pisze europoseł PO.

Publikacja: 18.11.2013 01:00

Z głową państwa ukraińskiego Wiktorem Janukowyczem (z prawej) rozmowy prowadzą zarówno obecny prezyd

Z głową państwa ukraińskiego Wiktorem Janukowyczem (z prawej) rozmowy prowadzą zarówno obecny prezydent RP Bronisław Komorowski, jak i były prezydent RP, a obecnie wysłannik Parlamentu Europejskiego Aleksander Kwaśniewski

Foto: Fotorzepa

Red

Tuż przed listopadowym szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie mamy do czynienia z impasem rozmów o stowarzyszeniu UE z Ukrainą. Zadajemy sobie pytania, co jest tego przyczyną. Winimy Wiktora Janukowycza, który postrzegany jest jako polityk niecywilizowany, człowiek, który się mści, i dla którego własny interes i obsesje na punkcie Julii Tymoszenko są ważniejsze niż dobro narodu. Pojawiają się też zarzuty, że w zamian za jakieś profity doszedł do porozumienia z Putinem.

Jeżeli uda się wprowadzenie standardów zachodnich na Ukrainie, Putin nie będzie już mógł wmawiać Rosjanom, że ich kraj jest cywilizacją, do której nie pasują wartości europejskie

Jednak wbrew temu, co mówią w mediach politycy europejscy, to nie postawa prezydenta Ukrainy jest głównym powodem kryzysu w obustronnych relacjach. Jego źródłem jest raczej całkowite wzajemne niedopasowanie priorytetów i możliwości. Dla Unii Europejskiej stowarzyszenie ma wymiar cywilizacyjny  związany ze standardami demokratycznymi, prawami człowieka oraz ordynacją wyborczą.  Dlatego skupia się ona na sprawie uwolnienia Julii Tymoszenko, która stała się ilustracją braku rządów państwa prawa na Ukrainie. Parlament Europejski desygnował Aleksandra Kwaśniewskiego i Pata Coxa do znalezienia rozwiązania tego problemu. Z kolei dla Janukowycza najważniejsze jest pokonanie trudności gospodarczych.

Konkretny plan już teraz

Na Ukrainie mamy obecnie do czynienia z trzema równoległymi procesami. Po pierwsze, trwa wprowadzanie zmian, które UE postawiła jako warunek konieczny podpisania umowy stowarzyszeniowej. Znakomita większość wymogów, poza kwestią Julii Tymoszenko, została już spełniona. Jednocześnie ma miejsce głęboki kryzys gospodarczy, który powoduje spadek dochodów budżetowych oraz problemy ze spłatą zadłużenia wewnętrznego i zewnętrznego. W okresie od lipca do września tego roku produkt krajowy brutto zmalał o 1,5 proc.

Przed Ukrainą roztacza się widmo bankructwa i braku możliwości spłacania zobowiązań socjalnych. W listopadzie swobodne środki na rachunku Skarbu Państwa wyniosły zaledwie 410 mln hrywien (ok. 50 mln dolarów) – najmniej od 10 lat.  Na to wszystko nakłada się gigantyczna presja ekonomiczna ze strony Rosji, pogłębiająca jeszcze ukraiński kryzys. Granica rosyjska jest praktycznie zamknięta dla eksportu ukraińskiego. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy wymiana handlowa Ukrainy i Rosji zmalała o 23 proc. Spadek dostępu do rynku rosyjskiego prowadzi do zamykania przedsiębiorstw i zwolnień pracowników.

Nikogo nie może więc dziwić, że w tej sytuacji priorytetem Janukowycza jest zapewnienie swojemu krajowi możliwości finansowania z zewnątrz. Samo podpisanie umowy stowarzyszeniowej nic nie rozwiąże. Wprawdzie w perspektywie długookresowej gospodarka ukraińska zyska na dostępie do rynku europejskiego, ale w perspektywie krótkookresowej położenie przedsiębiorstw ukraińskich się pogorszy. Będą potrzebowały czasu, aby dostosować się do wymogów europejskich, natomiast na rynku wewnętrznym czeka je ostra konkurencja ze strony europejskich firm.

Dlatego oczywiste jest, że dla Ukrainy kluczowe jest uzyskanie finansowania na zamortyzowanie strat wywołanych przejściowym brakiem konkurencyjności oraz sankcjami rosyjskimi. Jeśli Janukowycz podpisze umowę stowarzyszeniową bez gwarancji porozumienia w sprawie finansowania z Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy UE, naraża swój kraj na ogromne straty, na co żaden rozsądny polityk nie może sobie pozwolić.

Na domiar złego mimo iż sankcje rosyjskie wobec Ukrainy za jej chęć stowarzyszenia się z UE są w oczywisty sposób wyzwaniem także dla Brukseli, nie zrobiła ona nic, by wywrzeć presję na Moskwę w tej sprawie, a jako wielki partner handlowy Rosji ma takie możliwości. Nie zaproponowała też Ukraińcom konkretnego wsparcia finansowego, które mogłoby umożliwić im wprowadzenie reform.

Wysłannicy Janukowycza już od dwóch lat jeżdżą do MFW i UE, aby uzyskać pomoc finansową, ale odbijają się od ściany. Prowadzą też bezskuteczne rozmowy z komisarzem ds. gospodarczych, walutowych i euro – Ollim Rehnem. Jeżeli UE chce podpisania umowy stowarzyszeniowej, to nie może obiecywać pomocy finansowej w przyszłości, bo jej wiarygodność w oczach Kijowa będzie żadna. Musi przygotować konkretny plan pomocy już teraz.

Zgoda Ukrainy będzie kosztować

W sytuacji gdy gospodarka ukraińska tonie, Unia Europejska oferuje Ukraińcom – jak Winston Churchill Anglikom w 1940 roku – „krew, pot i łzy". Musimy pamiętać, że każdy polityk jest legitymizowany w społeczeństwie przez sytuację gospodarczą. Jeżeli Ukraińcy zaczną wiązać dramatyczną zapaść ekonomiczną z umową stowarzyszeniową, odmówią poparcia nie tylko Janukowyczowi, ale także idei europejskiej.

Jeżeli Parlament Europejski chce konstruktywnie przyczynić się do podpisania przez Ukraińców umowy stowarzyszeniowej, musi zmienić mandat misji Kwaśniewskiego i Coxa. Powinni oni negocjować pomiędzy Unią a Ukrainą mechanizmy wsparcia ekonomicznego dla ukraińskich reform, włączając w to zaprzestanie praktyk selektywnej sprawiedliwości.

Tymczasem UE naciska na Janukowycza na wypuszczenie z więzienia jego głównego konkurenta politycznego – Julii Tymoszenko. Wie on jednak doskonale, że „piękna Julia" prawdopodobnie bez wahania wykorzysta słabą sytuację gospodarczą Ukrainy na swoją korzyść, oskarżając o kryzys obecne władze.

UE musi mieć świadomość, że zgoda Ukrainy na jej warunki i wprowadzenie tam standardów europejskich będą kosztowały. Konieczne jest wsparcie budżetu ukraińskiego już teraz kwotą co najmniej 12–15 mld dolarów. Jest to kwota śmieszna, w porównaniu ze środkami przeznaczonymi na ratowanie przed bankructwem krajów południowej Europy. Od 2010 roku tylko na pomoc dla Grecji, Hiszpanii i Portugalii przeznaczono z różnych instrumentów Unii Europejskiej i ze środków Międzynarodowego Funduszu Walutowego ponad 423 mld euro.

Na tym tle wsparcie europejskiego projektu wielkiego państwa, jakim jest Ukraina, nie będzie bardzo kosztowne. Zresztą nie można tego projektu oceniać tylko przez pryzmat finansów. W grę wchodzą tu bowiem nie tylko relacje europejsko-ukraińskie, ale też kwestia Rosji, która jest kulturowo bardzo bliska Ukrainie.

Jeżeli uda się wprowadzenie standardów europejskich na Ukrainie, Putin nie będzie mógł dalej wmawiać Rosjanom, że ich kraj jest inną cywilizacją, do której wartości i standardy europejskie nie pasują. Politycy europejscy nie dostrzegają niestety tej zależności. Nie dorośli jeszcze do grania w tę ważną geopolityczną grę.

Ważna geopolityczna gra

Unia musi zrozumieć, jaki jest interes Janukowycza, i wykorzystać tę wiedzę do zrealizowania swoich celów. Polityka UE nie może abstrahować od bieżącej sytuacji Ukrainy. Dlatego należy przyjąć postulaty ukraińskie w sposób racjonalny i warunkowy – oferując pomoc finansową w zamian za reformy. Trzeba wprowadzić plan, w którym okresowe wypłaty są skorelowane z reformami. W tym kontekście można poruszyć kwestię zwolnienia Julii Tymoszenko, jako jeden z warunków pakietu.

Interes Janukowycza de facto nie jest sprzeczny z interesem Unii. Jeśli połączymy nasze strategiczne dążenia, osiągniemy sukces. Niestety dziś obie strony nie rozumieją się nawzajem i prezentują swoje priorytety w taki sposób, że wydają się one rozbieżne.

Unię Europejską stać na prowadzenie ważnej geopolitycznej gry. Skłonienie Ukrainy do reform będzie kosztowało minimalne pieniądze w porównaniu z tym, co wydajemy na wsparcie Południa. Unię na to stać, tylko musi sobie uświadomić, że powinna ułożyć swoje cele dotyczące demokracji i praw człowieka w odpowiedniej sekwencji zdarzeń.

Inaczej przegra nie tylko bezpieczny Wschód na Ukrainie, ale także wielką grę o Rosję. I to politycy europejscy będą za to odpowiedzialni. UE musi tak ustawić priorytety, aby to, co dla niej ważne, mogło zostać zrealizowane. A z całą pewnością zrealizowane nie zostanie bez podpisania umowy stowarzyszeniowej.

Autor jest posłem PO do Parlamentu Europejskiego, współprzewodniczącym Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?