W ostatnich 25 latach osiągnęliśmy bardzo dużo. Jednak dziś niepokoi nas pytanie, czy naprawdę potrafimy się wyrwać z syndromu kraju półperyferyjnego, wiecznego średniaka konkurującego przede wszystkim kosztami pracy i raczej naśladowczego niż dostarczającego nowych produktów, usług i technologii. Kraju, w którym znaczna część obywateli nie może znaleźć swojej przyszłości i emigruje.
Skok materialny
Szukamy więc odpowiedzi na pytanie: co jest szklanym sufitem naszego rozwoju i jak go przebić? Jako całe społeczeństwo pracujemy już bardzo dużo (więcej godzin w roku pracuje niewiele narodów na świecie) i w większości pilnie – jesteśmy dobrymi wykonawcami. Polskie fabryki w strukturach światowych koncernów uchodzą za najlepsze pod względem wydajności i jakości pracy. Poziom naszego oszczędzania – jako źródła finansowania inwestycji – nie jest wysoki, ale też nie bardzo jest z czego oszczędzać – mamy niskie płace, bo nimi właśnie konkurujemy. Z kolei pułap racjonalnego zadłużenia za granicą już osiągnęliśmy, a być może nawet przekroczyliśmy. Mamy wprawdzie sporo inwestycji zagranicznych, ale te nie przynoszą wysokich płac i nie w pełni pozwalają na rozwój naszych kompetencji i talentów (ćwiczymy kompetencje wykonawcze – nawet jeśli są to kompetencje inżynierskie i wysokospecjalistyczne). Poza tym nie jest dobrze, jak jest ich za dużo.
W ostatnich latach wiele nadziei wiążemy z darmowym wsparciem Unii Europejskiej. Intensywnie budujemy nową infrastrukturę techniczną, laboratoria, parki technologiczne, kupujemy mnóstwo nowych maszyn i urządzeń – np. liczba kupowanych traktorów stawia nas w światowej czołówce. Czy ten skok materialny, techniczny – nazywany z dużym uproszczeniem (czy wręcz fałszywie) „skokiem cywilizacyjnym" – daje nam gwarancję dogonienia krajów wysoko rozwiniętych, czy potrafimy go dobrze wykorzystać? Trudno o w pełni pozytywną odpowiedź na to pytanie, gdyż już sam sposób dokonywania tych inwestycji i zakupów rządził się bardziej logiką „niezawodnego przerobu" środków Unii Europejskiej i podejścia technokratycznego niż uspołecznionego procesu wyborów społeczno-gospodarczych, najbliższych naszym potrzebom.
Czy brakuje nam talentów? Nie, z pewnością nie. Wszyscy wiemy, że Polacy są narodem bardzo utalentowanym, a najlepiej to widać, gdy ktoś podejmuje pracę w zachodnich strukturach organizacyjnych i nagle te talenty – często niewykorzystane czy tłumione w Polsce – ujawniają się z całą mocą.
Nasze fabryki w strukturach światowych koncernów uchodzą za najlepsze pod względem wydajności i jakości pracy