Nie taka cyfryzacja straszna

Straszenie kosztami ?cyfryzacji radia ?w istocie służy opóźnieniu ?tego, co nieuchronne ?– pisze zastępca przewodniczącego ?Krajowej Rady ?Radiofonii i Telewizji

Publikacja: 10.04.2014 02:30

Witold Graboś

Witold Graboś

Foto: KRRiT

Red

Akcja wysyłania listów poparcia dla telewizji Trwam, manifestacje, marsze, doniesienia do prokuratury, sprawy sądowe, kilkadziesiąt posiedzeń komisji parlamentarnych, a nawet wniosek o postawienie członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przed Trybunałem Sprawiedliwości (oddalony przez Sejm), niezależnie od intencji organizatorów protestów miały dodatkowy walor propagandowy i edukacyjny. Wypada to przyznać, choć prywatnie wolę bardziej pokojowe metody społecznej edukacji.

Cyfryzacja radia nie budzi takich emocji, choć potrzeba popularyzacji tej technologii wydaje się bezsprzeczna. Z tego względu wdzięczny jestem redakcji „Rzeczpospolitej" za cykl publikacji na ten temat, wdzięczny jestem także senatorowi Grzegorzowi Czelejowi za to, że w artykule „Radio dla wszystkich" („Rzeczpospolita", 25 lutego 2014) wrócił do problemu cyfryzacji radia, odpowiadając na moją polemikę z jego wcześniejszą publikacją.

Chciałbym odnieść się do dwóch zarzutów, które zdają się dominować w publikacji senatora Czeleja. Pierwszy – że proces cyfryzacji radiofonii został źle przygotowany (brak planu, strategii, ram prawnych), drugi – że koszt społeczny tego procesu, wynikający między innymi z potrzeby wymiany radioodbiorników, jest zbyt wysoki.

Kosa zamiast sierpa

Kiedy Kaziuk, bohater „Konopielki" Edwarda Redlińskiego, decyduje się na użycie kosy do koszenia żyta, miejscowa społeczność używająca sierpów jest zgorszona i oburzona. Można by żartobliwie powiedzieć, używając współczesnego języka, że Kaziuk wprowadzał nowość bez przygotowania; nie miał strategii, zielonej księgi czy mapy drogowej. Czy w przypadku rozpoczęcia przez Polskie Radio emisji cyfrowego sygnału jest podobnie?

Zacznijmy od tego, że nie ma prawem określonej potrzeby posiadania strategii przy wdrażaniu nowej technologii, a więc trudno z tego czynić formalny zarzut. Jest jednak nieskodyfikowana potrzeba racjonalnego działania uwzględniająca aspekty technologiczne, funkcjonalne, ekonomiczne i rynkowe. Europejskie standardy równoważą zasadę swobody gospodarczej i wolności rynkowej ingerencją państwa w zarządzanie procesami gospodarczymi. W przypadku projektowania cyfryzacji radiofonii nie było (nie ma) żadnego uchybienia wynikającego z norm prawnych ani tych, które są dyktowane potrzebą zdrowego rozsądku.

Brak uchybień formalnych potwierdza opinia prawna Biura Analiz Sejmowych z 30 października 2013 r. Sejmowi prawnicy po analizie dokumentów europejskich, m.in. rekomendacji Europejskiej Unii Nadawców („Recommendation for Digital Radio Distribution In Europe"), a także polskiego prawa medialnego, jak również kompetencji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) jako gospodarza widma częstotliwości, napisali, że „Polskie Radio SA, podejmując proces cyfryzacji, działało na podstawie i w granicach obowiązujących przepisów prawa".

Niekonsekwentny zarzut

Dyspozycje dotyczące przeznaczenia częstotliwości cyfrowych są decyzją rządową. Polska administracja odniosła sukces, pozyskując ?16 czerwca 2006 r. podczas Regionalnej Konferencji Radiokomunikacyjnej ITU (International Telecommunication Union) w Genewie, oprócz cyfrowych pasm na potrzeby telewizji, także trzy cyfrowe multipleksy radiowe. Pasma te zostały uwzględnione w polskiej Tablicy Przeznaczeń Częstotliwości, która jest rozporządzeniem Rady Ministrów. Prawo telekomunikacyjne w art. 111 mówi, że Rada Ministrów, przyjmując rozporządzenie w tej sprawie, uwzględnia międzynarodowe przepisy i „krajowe cele polityki w zakresie planowania strategicznego". Z chwilą umieszczenia radiowych multipleksów cyfrowych w Tablicy Przeznaczeń Częstotliwości i opracowania przez prezesa UKE w porozumieniu z przewodniczącym KRRiT planów zagospodarowania są one dostępne dla nadawców publicznych i komercyjnych.

Cyfryzacja radiofonii nie jest żadnym zaskoczeniem dla uczestników rynku. Dodajmy, że była ona także elementem strategii KRRiT, przedmiotem konsultacji społecznych prowadzonych przez Krajową Radę i prezesa UKE. Rezerwację multipleksu cyfrowego przez Polskie Radio poprzedził przygotowany przez tego nadawcę plan, a także poważna analiza aspektów technicznych, programowych i ekonomicznych przyjęta przez Krajową Radę w formie osobnego dokumentu.

Jest pewna niekonsekwencja w konfrontacji zarzutu, że plan cyfryzacji nie został jeszcze przygotowany, z sugestią, że z cyfryzacją nie trzeba się śpieszyć. Polskie Radio, rozpoczynając emisję cyfrową, realizowało ustawowo zapisaną misję, uwzględniając przy tym społeczny interes odbiorcy. To racjonalne i rozważne, by cyfryzację radiofonii traktować nie tylko w kategoriach studyjnych, ale i praktycznych, gdyż dotyczy ona nowego radia, a także tworzenia rynku odbiorców rodzącego się w procesie wymiany odbiorników.

Wydaje się, że ta koncepcja cyfryzacji radiofonii zbiega się z oczekiwaniami, że unikniemy nagłych, społecznie uciążliwych decyzji, a wnioski na potrzeby docelowych rozwiązań zbierzemy w ciągu najbliższych lat.

Społeczna uciążliwość?

Wspomniany drugi zarzut dotyczy kosztów społecznych związanych z cyfryzacją radiofonii. Ta nadwrażliwość byłaby chwalebna, gdyby była uzasadniona. Nie dostrzegam zresztą społecznego zaniepokojenia kosztami cyfryzacji radiofonii, a jeśli tak, to tylko w grupie nadawców komercyjnych pragnących odwlec proces cyfryzacji i garstki polityków, którzy kochają się w werbalnych licytacjach dotyczących wrażliwości społecznej. Groźba miliardowych kosztów budowana jest poprzez analogię do rynku telewizyjnego, gdzie z góry wyznaczona była data wyłączenia sygnału analogowego. W przypadku radia to będzie proces ewolucyjny, a daty przejścia na poziomie unijnym nikt jeszcze nie wyznaczył. Jest ona ewentualnie elementem strategii narodowych takich państw jak Norwegia czy Anglia.

W Polsce jesteśmy na poziomie budowania dobrowolnej, pozytywnej motywacji wymiany odbiorników. Zwykła uczciwość wymaga, by tym, którzy mają zamiar wymienić radioodbiornik, powiedzieć, że powinni wybrać raczej cyfrowy, który z zasady jest dwusystemowy, czyli pozwoli na odbiór zarówno sygnału cyfrowego, jak i pasma FM. Nowy odbiornik kupi ten, który zmuszony jest wymienić stary lub będzie zainspirowany nowością technologiczną, wyższą jakością dźwięku, nowymi cyfrowymi programami lub perspektywą usług medialnych. Cóż w tym zdrożnego?

Ale to już było!

Przypomnijmy, że w Polsce już dwukrotnie zaistniała konieczność wymiany radioodbiorników ze względów technicznych. Pierwsza związana była z wprowadzeniem fal ultrakrótkich. Regularną emisję w tym zakresie rozpoczęto 1 października 1954 r. (ówczesne testy przypominały pierwsze warszawskie testy DAB w połowie lat 90). Na rynku nie było jeszcze odbiorników w zakresie fal ultrakrótkich, a programu słuchali radiowcy na odbiornikach testowych. Pod koniec lat 50 zapadła decyzja budowy sieci UKF z wykorzystaniem zakresu 87,5–108 MHz. Pasmo FM przyniosło wyższą jakość dźwięku i możliwość stereofonii. Proces wypierania radia AM przez radiofonię FM był ewolucyjny i trwał wiele lat. Ostatni nadajnik średniofalowy w Polsce wyłączono w 1999 r., a nadajnik długofalowy w Solcu Kujawskim pracuje nadal.

Druga ważna zmiana wiązała się z przejściem na górne pasmo UKF. Przez dwa lata oba zakresy funkcjonowały równoległe. Termin wyłączenia dolnego UKF wyznaczono na koniec 1999 r. Wiązało się to z koniecznością wymiany lub przestrojenia odbiornika. Przestrojenie skutkowało jednak ograniczeniem dostępu do całej oferty programowej i pogorszeniem  jakości dźwięku.

Polskie Radio rozpoczynając emisję cyfrową realizowało ustawową zapisaną misję, uwzględniając przy tym interes odbiorcy

Owo przejście budziło wiele obaw nadawców, głównie Radia RFM i Radia Maryja. W konsekwencji Radio Maryja pozostało na paśmie dolnym nieco dłużej, choć wspierało proces konwersji, rozdając proste odbiorniki z zakresem górnym.

Zawsze my płacimy

Porównajmy jeszcze przykładowe ceny. W 1958 r. popularna Szarotka kosztowała 1348 zł, co stanowiło 88 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W roku 2000 radiomagnetofon znanej marki kosztował 324 zł, co stanowiło około 17 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W roku minionym cyfrowe radio DAB+ znanej marki z odtwarzaczem CD  kosztowało 549 zł, co stanowiło 15 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Proste radio cyfrowe można dziś kupić i za jedną piątą tej ceny, a to już zaledwie kilka procent przeciętnego wynagrodzenia.

Oczywiście, koszt cyfryzacji nie ogranicza się tylko do odbiorców. Nadawców obciążą koszty niezbędnych inwestycji i podwójnej emisji sygnału; analogowej i cyfrowej. Docelowo jednak system cyfrowy jest wielokrotnie tańszy.

Jako ciekawostkę można podać, że na Politechnice Wrocławskiej naukowcy przygotowują we współpracy z Europejską Unią Nadawców polski prototyp taniej stacji nadawczej. Badania w zakresie sieci tanich multipleksów prowadzone będą w Polsce i Szwajcarii.

Obrona interesów

Senator Czelej oświadcza, że broni nadawców i słuchaczy przed „kosztownym eksperymentem". To nie eksperyment, to element cyfrowej rzeczywistości, która nie może być selektywna lub zatrzymać się na granicy europejskiego kraju. W ostatecznym rozrachunku koszty wszelkich nowości technologicznych ponoszą konsumenci, w tym przypadku – słuchacze, i nie zmieni tego faktu żadna, choćby najgrubsza, strategia ani opóźnienie procesu cyfryzacji radiofonii. A straszenie kosztami cyfryzacji radia w istocie służy opóźnieniu tego, co nieuchronne. Jeśli nawet powody takich działań można zrozumieć, to trudno je podzielać w kategoriach odpowiedzialności za rewolucję cyfrową w państwie, która przy zasadzie neutralności technologicznej nie może pomijać radia!

Podziwiam odwagę senatora Czeleja, gdy stwierdza wprost: „Tak, bronię interesów Radia Zet, RMF czy Eska". To ważne oświadczenie dla właścicieli największych polskich nadawców radiowych: korporacji Groupe Lagardere (właściciel Radia Zet), Bauer Media Invest GmbH (właściciel Radia RMF) i grupy ZPR (właściciel Radia Eska). Dla pełnego obrazu brakuje jeszcze grupy Agora.

Czy interesy wymienionych właścicieli stacji radiowych wymagają wsparcia polskiego parlamentarzysty? Nie sądzę. Dla przykładu Bauer głęboko tkwi w cyfrowym eksperymencie.  W dodatku w końcu ubiegłego roku ten potentat medialny przejął w Anglii nadające muzykę rockową Absolute Radio. To radio cyfrowe. Absolutnie cyfrowe!

Pisał w opiniach

Grzegorz Czelej

Radio dla wszystkich 25 lutego 2014

Akcja wysyłania listów poparcia dla telewizji Trwam, manifestacje, marsze, doniesienia do prokuratury, sprawy sądowe, kilkadziesiąt posiedzeń komisji parlamentarnych, a nawet wniosek o postawienie członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przed Trybunałem Sprawiedliwości (oddalony przez Sejm), niezależnie od intencji organizatorów protestów miały dodatkowy walor propagandowy i edukacyjny. Wypada to przyznać, choć prywatnie wolę bardziej pokojowe metody społecznej edukacji.

Cyfryzacja radia nie budzi takich emocji, choć potrzeba popularyzacji tej technologii wydaje się bezsprzeczna. Z tego względu wdzięczny jestem redakcji „Rzeczpospolitej" za cykl publikacji na ten temat, wdzięczny jestem także senatorowi Grzegorzowi Czelejowi za to, że w artykule „Radio dla wszystkich" („Rzeczpospolita", 25 lutego 2014) wrócił do problemu cyfryzacji radia, odpowiadając na moją polemikę z jego wcześniejszą publikacją.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Waluś nie jest bohaterem walki z komunizmem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?