Zablokujmy pakiet. Analiza Konrada Szymańskiego

Zachód chce przenieść swoje błędy w polityce energetycznej na inne kraje UE, by zniwelować naszą przewagę konkurencyjną – twierdzi były europoseł PiS.

Aktualizacja: 20.10.2014 01:24 Publikacja: 20.10.2014 01:18

Zablokujmy pakiet. Analiza Konrada Szymańskiego

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

W 2008 roku na forum Unii Europejskiej rozgrywały się nie mniej napięte negocjacje dotyczące pierwszego pakietu klimatycznego niż te, których jesteśmy świadkami dziś. Był to czas przed kryzysem, a państwa członkowskie wciąż optymistycznie spoglądały na teorie zielonego wzrostu. Promotorzy unijnej polityki klimatycznej powtarzali, że będzie ona stosunkowo tania oraz wyznaczy trend dla głównych gospodarek światowych.

Żadna z tych prognoz się nie sprawdziła. Kryzys z całą mocą podważył bezmyślne subsydiowanie energii ze źródeł odnawialnych.

Koszty polityki klimatycznej są dziś trudne do udźwignięcia nie tylko przez energetykę, ale także wszystkie branże energochłonne - producentów szkła, stali, papieru, czy chemii. Europejska gospodarka odczuwa także utracone korzyści. Przemysł nie tylko przenosi się poza obszar UE, ale co gorsza nowe inwestycje omijają Europę z powodu kosztów i niestabilnej sytuacji regulacyjnej. Europa nie wytyczyła nikomu żadnej drogi, ponieważ unijna polityka klimatyczna - wbrew obietnicom - nie pogodziła ograniczania emisji CO2 z konkurencyjnością.

Kryzys tylko uwypuklił małą odporność europejskiej gospodarki na wstrząsy. Powodem jest osłabiona rola przemysłu w Europie. Potwierdza to sama Komisja Europejska, deklarując w swych kolejnych planach reindustrializacji, że chce 20-procentowego udziału przemysłu w przyszłości. Jak w realnym socjalizmie - Bruksela mobilizuje wszystkie środki do walki z chorobą, którą sama wywołała.

Po 5 latach funkcjonowania polityki klimatycznej mamy okazję nauczyć się czegoś na własnych błędach. Jednak ani Komisja Europejska, ani Parlament Europejski, ani zachodnie państwa członkowskie nie wykazują żadnej do tego gotowości.

Drugi pakiet klimatyczny, który leży dziś na stołach negocjacyjnych w Europie jest powtórzeniem większości starych błędów.

UE nadal chce prowadzić jednostronną politykę klimatyczną, mimo otwartej niechęci Chin, czy Indii do narzucania sobie choćby zbliżonych ograniczeń. Przed ostatnią wrześniową konferencją klimatyczną w Nowym Jorku, to dyplomaci chińscy oskarżali Europę, że zbyt powolnie i mało ambitnie redukuje swoje emisje. Jednak kluczowe negocjacje globalne będą miały miejsce w grudniu 2015 roku w Paryżu. Mimo tego, Bruksela chce swoje stanowisko zdefiniować już dziś bez jakiejkolwiek gwarancji, że konkurujące z nami gospodarki zrobią podobnie.

Taka jednostronna polityka nie tylko nie ma sensu z czysto negocjacyjnego punktu widzenia. Przyjęcie dziś pakietu oznacza, że w Paryżu pozostanie nam jedynie zmaganie się z presją krajów rozwijających się na uzyskanie jeszcze większych dotacji na pokrycie kosztów ich zielonych inwestycji. Taka polityka nie ma też sensu dla samego środowiska. Europa w roku 2030 będzie odpowiadała za 4% światowych emisji. Jednostronne unijne wysiłki oznaczają tym samym, że globalnie emisji CO2 będzie mniej o 0,25%.

Nowa polityka klimatyczna ma być nadal oparta o 3 cele - nie tylko 43-procentowa redukcja emisji CO2, ale także 27% udziału energii ze źródeł odnawialnych i 30% poprawa efektywności energetycznej. W praktyce oznacza to, że państwa bez potencjału do rozwoju OZE będą zmuszone forsować te wciąż drogie rozwiązania. W warunkach polskich znacznie większe oszczędności osiągnęlibyśmy poprawiając efektywność energetyczną i budując nowe - a tym samym bardziej efektywne, mnie emisyjne - bloki na węgiel. Polityka unijna taką elastyczność uniemożliwia, co podnosi koszty redukcji emisji w Europie.

Przy nawet ostrożnej interpretacji danych Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, w Polsce nowa polityka klimatyczna oznacza 2-3-krotny wzrost cen energii do roku 2050 oraz istotny spadek rentowności wszystkich branż energochłonnych. Społecznym efektem będzie zepchnięcie do sfery ubóstwa energetycznego połowy gospodarstw domowych. KE lekceważy te dane, a własnych przygotować nie chce, mimo apeli ponawianych od 5 lat. Jedyne co widzimy w dokumentach KE to skumulowane dane średnie dla całej Unii, które niczego nie mówią o kosztach dla poszczególnych branż i krajów.

Jednak nie wszyscy w Brukseli są traktowani w sprawie klimatu równie obojętnie. Bruksela wycofała się w 2013 roku z wymagających norm ograniczania emisji CO2 w przypadku limuzyn, produkowanych głównie w Niemczech. W ostatnich tygodniach KE zaakceptowała zasady wsparcia dla niemieckiego przemysłu, by mógł taniej kupować energię elektryczną, której koszty rosną z uwagi na tamtejszy system wsparcia dla OZE. Podobnie łagodnie KE spojrzała na długoterminowy kontrakt jądrowy w Wielkiej Brytanii, mimo, że w obu wypadkach mamy do czynienia z rodzajem pomocy publicznej. Także Francja może liczyć na poluzowanie nowych wymagań w sprawie OZE, by cele klimatyczne nadal realizować przy pomocy swej energetyki jądrowej.

Oto część odpowiedzi na pytanie dlaczego skompromitowana polityka klimatyczna UE jest wciąż popularna na Zachodzie. Drugim powodem jest przemożna chęć upowszechnienia przez te kraje swoich własnych błędów w polityce energetycznej na inne kraje UE, by zniwelować w tym wypadku naszą przewagę konkurencyjną.

Dotychczasowe oferty kierowane do Polski i Europy Środkowej mają charakter kosmetyczny. We wrześniu br. przeciekami do Reutersa testowano naszą reakcję na utworzenie dwóch funduszy modernizacji energetyki, które dysponowałyby ok. 30 miliardami euro. Takie machanie gotówką przed oczami może robić wrażenie tylko na kimś, kto nie zdaje sobie sprawy z rozmiarów kosztów, jakie ta polityka przynosi. Oparcie tych kwot o przychody z handlu emisjami oznaczałoby nie tylko ich chwiejność, ale także ich wyjęcie z budżetów narodowych. Nowa grupa propozycji jest oparta o przydział darmowych uprawnień, fundusze na modernizację oraz wprowadzenie jakichś form elastyczności.

Zanim uznamy to za poważną ofertę, proponuję przypomnieć Brukseli o jej utraconej wiarygodności. W 2008 roku zawarto kompromis oparty o podobne rozwiązania. Następnie KE, przy wsparciu tej samej grupy państw i Parlamentu Europejskiego, ten kompromis dwukrotnie naruszyła. W 2011 KE wprowadziła odniesienia do parametrów spalania gazu w procedurze przyznawania pozwoleń bezpłatnych na emisji. Z systemu tym samym wypadła znaczna część przemysłu w Europie Środkowej. W 2014 ta sama KE przeprowadziła wycofanie z rynku ok. 1 mld uprawnień w celu sztucznego zawyżenia ich ceny.

W obu wypadkach decyzje zaostrzające politykę klimatyczną, dyskryminujące Polskę były podjęte poza kontrolą państw członkowskich. Trzeba o tym pamiętać, kiedy dziś znowu przedstawia nam się oferty kompromisu. Może on być wywrócony, kiedy nasza kontrola nad procedurami osłabnie.

Jest i szerszy aspekt tej politycznej batalii, na który powinniśmy zwracać uwagę. Zaostrzenie polityki klimatycznej jest dla Polski stanem wyższej konieczności. Łatwo tego dowieźć statystykami, które zostały w Polsce wielokrotnie przeliczane. Powinny to rozumieć kraje, które dziś na taki stan wyższej konieczności powołują się w związku z kryzysem finansów publicznych. W październiku tego roku francuski minister finansów Michel Sapin oświadczył w BBC, że Francja zetnie deficyt do 3% w 2017 roku, 2 lata później niż tego oczekuje Bruksela. „Zdecydowaliśmy się dostosować ścieżkę redukcji deficytu do gospodarczej sytuacji kraju." - oznajmił swym krągłym francuskim. Premier Włoch Matteo Renzi we wrześniu tego roku w tym samym kontekście stwierdził, że „Bruksela nie może Włochów pouczać." W przypadku Francji mamy do czynienia z krajem, który od 6 lat nieprzerwanie narusza zasady unii walutowej w zakresie długu i deficytu budżetowego. Włochy mają dług przewyższający traktatowe 60% od 1993 roku (od 2012 to ponad 120%). Nasi europejscy partnerzy powinni wiedzieć, że dla Polski sprawa polityki klimatycznej ma analogiczny charakter.

W Brukseli dziś jak widać można wychodzić na przeciw oczekiwaniom francuskim, brytyjskim, czy niemieckim w zakresie ich krajowych pomysłów na politykę energetyczną, czy przemysłową. Bruksela znosi ciężkie zmagania Francji, Włoch, czy ponad 10 innych krajów z problemem nadmiernego deficytu i długu publicznego, co destabilizuje całą strefę euro. Te same strategiczne argumenty, które słyszymy od francuskich, niemieckich, włoskich, czy brytyjskich ministrów gospodarki, powinny być warte tyle samo, kiedy wypowiadane są przez stronę polską.

Wbrew tej atmosferze empatii, jaką obdarzane są kraje starej Unii, Polska do dziś nie otrzymała żadnej poważnej i wiarygodnej oferty kompromisu w sprawie polityki klimatycznej i dlatego zablokowanie podjęcia decyzji na zbliżającym się szczycie jest jedynym wyjściem.

Autor był europosłem PiS VI i VII kadencji

W 2008 roku na forum Unii Europejskiej rozgrywały się nie mniej napięte negocjacje dotyczące pierwszego pakietu klimatycznego niż te, których jesteśmy świadkami dziś. Był to czas przed kryzysem, a państwa członkowskie wciąż optymistycznie spoglądały na teorie zielonego wzrostu. Promotorzy unijnej polityki klimatycznej powtarzali, że będzie ona stosunkowo tania oraz wyznaczy trend dla głównych gospodarek światowych.

Żadna z tych prognoz się nie sprawdziła. Kryzys z całą mocą podważył bezmyślne subsydiowanie energii ze źródeł odnawialnych.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne