Makowski: Słowa nie są niewinne

Partii Kaczyńskiego udało się zaszczepić Polakom PiS-owski słownik, którego najważniejszym sformułowaniem jest hasło „Polska w ruinie" – pisze publicysta.

Publikacja: 12.10.2015 22:00

Jarosław Kaczyński mówi kuriozalne rzeczy o szariacie w Szwecji, a dziennikarze na poważnie je anali

Jarosław Kaczyński mówi kuriozalne rzeczy o szariacie w Szwecji, a dziennikarze na poważnie je analizują – twierdzi autor

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Kto był głównym bohaterem ostatniej kampanii prezydenckiej i jest dziś głównym rozgrywającym w kampanii parlamentarnej? Kto decyduje o politycznej wygranej lub przegranej? Kto nie schodził z pierwszych stron gazet?

Czy są to politycy: prezent Andrzej Duda, premier Ewa Kopacz, Jarosław Kaczyński czy Beata Szydło? Nie.

Czy może jacyś celebryci wywołujący skandale, by trafić na jedynki tabloidów? A gdzież tam! Biskupi atakujący gender i przekonujący, że środki antykoncepcyjne to zagłada naszej cywilizacji? Też nie! Któż zatem, do diabła, rządzi naszym światem?

Teorie zagłady

Jeśli miałbym się pokusić o to, kto zdominował ostatnie miesiące naszego życia, to postawiłbym na... słowa. Ale nie jakiekolwiek słowa. Idzie mi o słowa szczególne, poruszające, wyznaczające nasz sposób myślenia i sposób odczuwania świata. „Słowa walczące" – pojęcia, które, jak nigdy w historii III RP, trafiły obecnie na pierwszą linię politycznego frontu. Ba, słowa, które decydują o wyborczym zwycięstwie lub wyborczej przegranej. Bo to słowa są dziś na wojnie.

Stawiam więc duże pieniądze, że gdyby dziś policzyć, jakie pojęcia byłby najczęściej używane w naszej debacie publicznej w ostatnich kilkunastu miesiącach, to wygrałby takie pojęcia, jak: „ruina", „wygaszone", „zwijanie". Słowa te zostały oczywiście sklejone ze słowem „Polska". Dlatego mamy: „Polska w ruinie", „Wygaszanie Polski" (to tytuł obszernej książki prawicowych publicystów), „Polska się zwija". Co w tym krótkim słowniku, który tu przedstawiam, daje do myślenia?

Otóż słownik ten, swoista lingwistyczna mapa debaty publicznej, został wykreowany i puszczony w społeczny krwiobieg – szczególnie internetowy i blogowy, bo sieć ma dziś siłę rażenia większą niż tradycyjne media – przez prawicę. Spójrzmy prawdzie w oczy: to prawica konstruuje język, którym większość Polaków, przede wszystkim młodych, opisuje rzeczywistość. To prawica narzuca naszej mowie publicznej pojęcia, których używamy w codziennym dyskursie. To prawica wpuszcza do dyskursu „teorie zagłady", jakoby to Polska się znalazła, które – choć na pierwszy rzut oka pozbawiane sensu – roztrząsane są tygodniami przez media głównego nurtu.

Co więcej, im bardziej kuriozalne stwierdzenia podrzuca prawica opinii publicznej, tym bardziej są one analizowane i dyskutowane przez dziennikarzy. Ba, powtarzane w setkach kontekstów tym bardziej, im bardziej niedorzeczne. Jeden przykład: Jarosław Kaczyński z trybuny sejmowej i z pełną powagą w debacie na temat uchodźcach powiedział, że w Szwecji istnieją 54 strefy, w których obowiązuje „prawo szariatu".

Raz, że to nieprawda, bo w Szwecji obowiązuje prawo szwedzkie. Dwa, gdy spytamy Polaków, co to jest szariat, 99 proc. nie będzie miało pojęcia. Jednak nie to jest ważne, kluczem jest to, że słowo „szariat" skorelowane ze zbitką „uchodźca-terrorysta" budzi w odbiorcy pożądany lęk. A strach to jedno z kluczowych narzędzi uprawianej przez PiS polityki. Strach przed „innym" i „obcym".

Gwałt na dyskursie

Ponadto, jak doskonale wiemy, język to więcej niż krew. Granice naszego języka są zarazem granicami naszego poznania. Innymi słowy: tak postrzegamy świat, jak – lub dokładnie za pomocą jakich pojęć i słów – go opisujemy. To nasz prywatny słownik, którego używamy, konstruuje świat, w którym żyjemy. A jeśli tak, to rok 2015 prawica może zaliczyć do naprawdę udanych. Dlaczego?

Dokonała bowiem ramowania (ang. framing), by odwołać się do określenia językoznawcy i politologa George'a Lakoffa, naszej rzeczywistości w taki sposób, że dziś nasza świadomość tkwi w niej po uszy. Co jest istotą ramowania? To suflowanie idei, które są podstawą publicznego myślenia. Język zaś, jako narzędzie, jest ich nośnikiem aktywującym je w naszym umyśle. I co za tym idzie, konstruującym nasz świat tak, jak chce tego prawicowa propaganda.

Przeramowanie w debacie polega na zmianie sposobu, w jaki opinia publiczna postrzega rzeczywistość. Dlatego już nie takie słowa, jak „modernizacja", „rozwój, „budowa", czyli klucz do sukcesu Platformy Obywatelskiej w roku 2011 składający się na hasło „Polska w budowie", ale rosnąca liczba Polek i Polaków powtarzających w rozmowach takie słowa, jak „ruina", „wygaszanie", „zwijanie", czyli PiS-owski słownik, który udało się partii Kaczyńskiego zaszczepić Polkom i Polakom. A istotą tego lingwistycznego ramowania jest hasło: „Polska w ruinie". Prawica, dokonując gwałtu na publicznym dyskursie, dokonała zarazem gwałtu na publicznej świadomości.

Jak ten sukces prawicy w ogóle był możliwy? Otóż był on możliwy, gdyż to ideologiczni przeciwnicy prawicy, czyli postępowcy i liberałowie, zaczęli mówić jej językiem. Zaczęli myśleć podług prawicowych kategorii, choć przecież chcieli je zdyskredytować. Dobrym przykładem tej intelektualnej lekkomyślności jest stosowanie przez liberalnych komentatorów pojęcia „leming", które prawicowi publicyści ukuli na określenie „nowych mieszczan", naturalnych wyborców liberałów. Jasne, że postępowe gazety czy tygodniki bronili „lemingów", argumentując, że są oni solą polskiej modernizacji. Sęk w tym, że robią to dokładnie w ramach językowych, które uprzednio zarysowała prawicowa blogosfera, karmiąca się w dużym stopniu resentymentem.

Lis i winogrona

Na czym polega logika resentymentu? Kryje się ona w przypowieści o lisie. Ten zwierz miał apetyt na słodkie winogrona. Tyle że winogrona wisiały zbyt wysoko. Lis tak wysoko nie sięga. Aby się jakoś pocieszyć, wmówił sobie, że winogrona są kwaśne. Tych, którzy mówili inaczej, uznał za kłamców.

Resentyment polega więc na odwróceniu – „przewrocie" – porządku wartości. Jak notował wnikliwy badacz świata aksjologicznego ks. Józef Tischner, wartości wyższe zostają uznane za wartości niższe, a niższe za wyższe. Inaczej, jeśli czegoś nie możesz zdobyć, np. zdać egzaminu, wmawiasz sobie, że egzamin i tak ci nic nie da, gdyż nie ma żadnej wartości.

Skąd bierze się taka postawa? Oczywiście ze słabości. Lis nie uznaje faktu, że jest mały. Przecież każdy wie, że lisy są wielkie. Zamiast pogodzić się z rzeczywistością, mści się na świecie wartości i przewraca go do góry nogami. Tyle że mszcząc się na porządku wartości, w tym przypadku wartościach mieszczańskich, mści się w gruncie rzeczy na ludziach, którzy ten porządek reprezentują.

Skuteczne przełamanie prawicowego dyskursu, pełnego pogardy wobec obcych i resentymentu, polegałoby więc tu na tym, by stworzyć własne ramy językowe. Jest przecież jasne, że w miastach, co tak bardzo drażni prawicę, rodzi się dziś na naszych oczach nowa klasa – „nowi mieszczanie" lub, by odwołać się do klasycznego pojęcia, polska „klasa średnia": pozbawiona kompleksów, znająca swoją wartość, ceniąca ciężką pracę, chcąca podnosić jakość życia swoją i swoich rodzin.

Ta „nowa klasa średnia" nie myśli w kategoriach umierania za ojczyznę, gdyż takiej potrzeby na szczęście nie ma. Myślą za to w kategoriach podnoszenia jakości życia – zbudowania placu zabaw na swoim osiedlu, ścieżki rowerowej czy poszerzenia terenów zielonych. „Nowi mieszczenie" mają także swój słownik, na który składają się takie pojęcia, jak „wolność", „równość", „racjonalność", „otwartość"... Kłopot w tym, że nie wiedzieć z jakich powodów, boją się mówić tym językiem, rezygnując w ten sposób z sączenia do debaty publicznej swojego katalogu wartości.

Na pierwszej linii frontu

Jeśli rzeczywiście polska „klasa średnia" chce odzyskać kraj dla siebie, by chronić swoje wartości, by móc praktykować swój styl życia, musi odnowić ufundowaną na tych wartościach wspólnotę. Nie uda się tego zrobić, jeśli nie narzuci debacie publicznej swojego języka. A jak wiemy, słowa nie są niewinne. To one znajdują się obecnie na pierwszej linii frontu, którego stawką jest przyszły kształt Polski.

Autor jest filozofem, teologiem, radnym Sejmiku Śląskiego z ramienia PO. W przeszłości był szefem Instytutu Obywatelskiego, think tanku PO

Kto był głównym bohaterem ostatniej kampanii prezydenckiej i jest dziś głównym rozgrywającym w kampanii parlamentarnej? Kto decyduje o politycznej wygranej lub przegranej? Kto nie schodził z pierwszych stron gazet?

Czy są to politycy: prezent Andrzej Duda, premier Ewa Kopacz, Jarosław Kaczyński czy Beata Szydło? Nie.

Czy może jacyś celebryci wywołujący skandale, by trafić na jedynki tabloidów? A gdzież tam! Biskupi atakujący gender i przekonujący, że środki antykoncepcyjne to zagłada naszej cywilizacji? Też nie! Któż zatem, do diabła, rządzi naszym światem?

Pozostało 93% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska