Migalski: Prezydencko-partyjne trzęsienie ziemi

Wszystkie dotychczasowe wybory prezydenckie były okazją do tworzenia nowych bytów politycznych i przegrupowań na scenie partyjnej. Nie inaczej może być i przy okazji przyszłorocznego starcia o najwyższy urząd w państwie.

Publikacja: 18.09.2024 04:30

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Pierwsza bitwa o Belweder w 1990 roku praktycznie zbudowała rodzimą scenę polityczną na kilka lat. W obozie Lecha Wałęsy ukształtowały się takie byty, jak Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe czy Kongres Liberalno-Demokratyczny, a zwolennicy Tadeusza Mazowieckiego zorganizowali się w takich podmiotach, jak Unia Demokratyczna. Tamto starcie pozwoliło także zjednoczyć się różnym nurtom ruchu ludowego (tym związanym z PRL i tym będącym wcześniej wobec niej krytycznymi) czy dać nadzieję postkomunistom na przetrwanie i przyszłe sukcesy (stosunkowo dobry wynik Włodzimierza Cimoszewicza).

Następne wybory prezydenckie w 1995 roku stworzyły de facto Ruch Odbudowy Polski, na bazie niezłego startu Jana Olszewskiego. O wiele bardziej brzemienna w skutkach była elekcja z 2000 roku – wskutek katastrofalnego wyniku Mariana Krzaklewskiego powstało Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska (oczywiście były i inne czynniki sprzyjające narodzinom tych dwóch partii). Oba te ugrupowania ukształtowały polską politykę na następne ćwierć wieku.

Czytaj więcej

Szef klubu Polski 2050: Hołownia najlepiej wpisuje się w standardy prezydenckie prezesa PiS

Z kolei wybory 2005 roku umocniły pozycję Samoobrony jako trzeciej siły politycznej w kraju oraz... zakończyły marzenia o wspólnych rządach PO–PiS, na długie lata wykopując rów aksjologiczny między tymi formacjami. Potwierdziła to elekcja z 2010 roku (przyspieszona z powodu katastrofy smoleńskiej) – partie Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego weszły z śmiertelną wojnę ideową i polityczną. Z kolei starcie w 2015 roku dało okazję Pawłowi Kukizowi do założenia swojej formacji, a elekcja o pięć lat późniejsza pomogła Szymonowi Hołowni zrobić to samo.

Zagrać na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu

To tylko bardzo pobieżny przegląd wpływu wyborów prezydenckich na kształtowanie się systemu partyjnego w Polsce (zainteresowanych szczegółową analizą tego fenomenu odsyłam do mojego artykułu o tym właśnie tytule w książce mojego i profesora Rafała Glajcara autorstwa, opublikowanej w Wydawnictwie Sejmowym). Warto sobie zadać pytanie, czy najbliższa walka o najwyższy urząd w państwie nie przyniesie podobnych skutków.

O ile po stronie rządzącej żadnych niespodzianek być nie powinno (Koalicja Obywatelska wystawi swojego kandydata, Trzecia Droga także, podobnie Lewica), o tyle ciekawie może zrobić się po stronie opozycyjnej. Konkretnie chodzi o PiS, a mniej o Konfederację, choć nie można wykluczyć, że część niezadowolonych z kandydowania Sławomira Mentzena nacjonalistów postawi na Grzegorza Brauna czy Krzysztofa Bosaka. To jednak miałoby mniejszy wpływ na rodzimą scenę polityczną niż rozłam w łonie szeroko rozumianej Zjednoczonej Prawicy.

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie 2025. Nowy sondaż: Wiemy jak wypadają różni kandydaci PiS. Jest też Jacek Siewiera

Tu bowiem pojawia się szansa na zagranie na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ma na to wyraźną ochotę obecny lokator Belwederu oraz część działaczy PiS, ze szczególnym uwzględnieniem Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Ci ostatni, jeśli nie zdecydują się teraz na wejście do gry, będą musieli pogodzić się z tym, że do następnych wyborów parlamentarnych zostaną w partii anihilowani. Zatem albo teraz, albo nigdy!

Duda, Szydło i Morawiecki mogą być wyzwaniem dla prezesa PiS

Połączone siły Andrzeja Dudy i dwojga wymienionych obecnych wiceprezesów PiS byłyby nie lada wyzwaniem dla Kaczyńskiego. Problemem pozostaje jednak wybór wspólnego kandydata rebeliantów – o ile Szydło i Morawiecki wydają się poważnymi graczami, o tyle chyba głowa państwa na serio myśli o tym, by był nim... Marcin Mastalerek lub Jacek Siewiera. O ile ten pierwszy jest parodią parodii i jego start byłby katastrofą wizerunkową, o tyle ten drugi prezentuje się nieco poważniej (można nawet powiedzieć, że zbyt poważnie, bo gustuje on w srogich minach i maczystowskich pozach) – tyle tylko, że chyba właśnie pogrzebał swoje szanse odegrania roli na prawicy wywiadem, w którym wyznał, że jako anestezjolog brał udział w kilku aborcjach.

Łatwe zwycięstwo kandydata Koalicji Obywatelskiej

„Uprzejmości” medialne, które wymieniają między sobą Mastalerek oraz Mariusz Błaszczak, mogą świadczyć o tym, że obie strony (Pałac Prezydencki i Nowogrodzka) już podjęły decyzje o tym, kto w tym śmiertelnym starciu będzie ich reprezentował w przyszłorocznych wyborach. Piszę „śmiertelnym”, bo przecież jest oczywiste, że wygrałby je kandydat wskazany przez Kaczyńskiego (moim zdaniem stosunkiem 2:1), ale ostatecznym skutkiem byłoby łatwe zwycięstwo kandydata KO w drugiej turze (w takim wypadku wzrastają szanse na start samego Tuska, który obecnie może mieć wątpliwości, czy na pewno wygra).

Czytaj więcej

Kto będzie kandydatem PiS na prezydenta? Beata Szydło: Nie jestem na krótkiej liście

I ostatnia już uwaga – formacja powstała na bazie przyzwoitego wyniku kandydata pisowskich rebeliantów miałaby jeden problem: okres ponad dwóch lat do wyborów parlamentarnych. Z kilkunastu procent poparcia w 2025 roku mogłoby niewiele zostać w 2027. Przykład Hołowni pokazuje, jak ciężko dowieźć przez dłuższy czas wynik prezydencki do sejmowego. Ale w tej trudnej sytuacji na pomoc Dudzie, Szydło i Morawieckiemu mógłby przyjść...Tusk.

Wybory prezydenckie 2025. Kluczowe trzy miesiące

Jako prezydent lub premier, a na pewno nadal jako lider obozu rządzącego, mógłby sprawić, że odbyłyby się przedterminowe wybory już jesienią przyszłego roku (samorozwiązanie Sejmu, do którego znalazłaby się większość, bo pisowscy rebelianci byliby za) lub na początku 2026 roku (w wyniku na przykład nieprzedstawienia na czas przez rząd ustawy budżetowej). W interesie bowiem Tuska i KO jest osłabienie Kaczyńskiego i PiS, a podanie pomocnej ręki pisowskim rebeliantom bardzo by w tym dziele pomogło.

Na razie wygląda to na political fiction, ale następne trzy miesiące przyniosą odpowiedź, czy nie zamieni się ona w polityczną realność. Wybory prezydenckie były po 1989 roku najlepszą okazją do przemeblowywania polskiej sceny partyjnej. Nie ma powodu sądzić, że te nadchodzące będą w tej materii wyjątkiem.

Pierwsza bitwa o Belweder w 1990 roku praktycznie zbudowała rodzimą scenę polityczną na kilka lat. W obozie Lecha Wałęsy ukształtowały się takie byty, jak Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe czy Kongres Liberalno-Demokratyczny, a zwolennicy Tadeusza Mazowieckiego zorganizowali się w takich podmiotach, jak Unia Demokratyczna. Tamto starcie pozwoliło także zjednoczyć się różnym nurtom ruchu ludowego (tym związanym z PRL i tym będącym wcześniej wobec niej krytycznymi) czy dać nadzieję postkomunistom na przetrwanie i przyszłe sukcesy (stosunkowo dobry wynik Włodzimierza Cimoszewicza).

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?