Rozdaje karty ten, który ma większość. Ta prosta zależność była źródłem nieustającej frustracji opozycji w poprzednich dwóch kadencjach. Na początku politycy, przede wszystkim Koalicji Obywatelskiej, poszli drogą emocjonalnych manifestacji, dramatycznych gestów i okupowania mównicy. Niezależnie od moralnej słuszności, która była po ich stronie, PiS potrafił takie zachowania ośmieszyć, a obywatele stracili zapał do takiej strategii opozycji. Zrozumiała ona, że w takiej walce wypada niepoważnie w porównaniu z realnie rządzącymi politykami obozu władzy. Sprawczego i dysponującego swobodnie środkami z budżetu. Za tym ulubionym przez prezesa „posybilizmem” nieodmiennie stał prezydent Andrzej Duda, podpisując prawie wszystko, czego rządzący zapragnęli.
Czytaj więcej
Wywiad, którego Andrzej Duda udzielił tygodnikowi „Sieci” zapowiada zimną wojnę między prezydentem a nową większością parlamentarną. Jest jednocześnie dowodem na to, że prezydent postanowił być prezydentem wszystkich Polaków, pod warunkiem, że są to Polacy głosujący na PiS.
Do dziś z tej roli nie wyszedł, tyle że warunki są już inne. Siłę sprawczą ma bowiem kto inny, prezydent stara się jednak tego nie dostrzegać. Czas, jaki daje mu konstytucja na pierwszy krok w celu powołania nowego rządu, w maksymalnym wymiarze ofiarował swojej dawnej partii. O jej projektach mówił podczas inauguracyjnego posiedzenia Sejmu tak, jakby w Polsce nie nastąpiła polityczna zmiana i to Zjednoczona Prawica wciąż miała siłę, by wprowadzać je w życie. – Tych ambitnych projektów będę jako prezydent Rzeczypospolitej bronił. Będę im patronował, będę dbał o to, by zostały zrealizowane – zapewniał.
Taka postawa może w przyszłości sprawić, że prezydent ustawi się w roli obrońcy straconych złudzeń PiS, a stąd tylko krok do umniejszenia własnej pozycji, bo o ile ustawa zasadnicza daje głowie państwa silne kompetencje do blokowania wysiłków rządu, o tyle jeśli chodzi o realizowanie własnych politycznych pomysłów, prezydent stoi na straconej pozycji.
Tym bardziej że jedno po pierwszych dniach jeszcze nieformalnej kohabitacji jest już jasne: konkurencję wizerunkową będzie mu bardzo trudno wygrać. Było to widoczne choćby przy okazji spotkania Andrzeja Dudy z nowym marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią.