Reklama

Jan Maciejewski: Szkodliwy manicheizm „Zielonej granicy”

„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej Granicy” Maja Ostaszewska. I to jedno, krótkie zdanie, definiuje cały ten film. Zamyka go w manichejskim podziale, rozdaje role, które odegrane zostaną nie tylko przez kolejne dwie i pół godziny, ale też po wyjściu z kina.

Publikacja: 27.09.2023 03:00

„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej granicy” Maja Ostaszews

„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej granicy” Maja Ostaszewska

Foto: Kino Świat/mat.pras./Agata Kubis

„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej granicy” Maja Ostaszewska. I to jedno krótkie zdanie definiuje cały ten film. Zamyka go w manichejskim podziale, rozdaje role, które odegrane zostaną nie tylko przez kolejne dwie i pół godziny, ale też po wyjściu z kina.

 Wspominam o manicheizmie, bo jest to moim zdaniem najgłośniejsza nuta nie tylko w filmie Agnieszki Holland, lecz także w całej dyskusji (jeśli można użyć tego szumnego słowa) odnośnie do problemu migracji. I żeby była jasność – dotyczy to zarówno opcji reprezentowanej przez twórców „Zielonej granicy”, jak i najbardziej zacietrzewionych reakcji z przeciwnej strony. Holland kreśli linie tak grube, że aż momentami karykaturalne. Jednak odpowiedź jej przeciwników nie jest bynajmniej bardziej subtelna. I to jest chyba największy mój zarzut do „Zielonej granicy” – nie tylko dzieła filmowego, ale pełnoprawnego zjawiska społecznego, jakim się stało. Że na siłę próbuje wpisać w jakiś nieprzyzwoicie czarno-biały schemat zagadnienie, które skrzy się od szarości.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Jak „Zielona granica” pomaga PiS

Bo nie manicheizm jest właściwym kluczem do odczytania tego, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Zamiast przerzucać tę bombę z jednej strony na drugą, należy ją rozbroić narzędziem tragiczności. Napięcia, które nigdy nie zniknie – bo taka jest natura rzeczywistości, zwłaszcza w węzłowych chwilach i miejscach historii. To, co dzieje się zarówno u polskich granic, jak i na południu Europy, wymaga odpowiedzi świadomej tego, że nie będzie dobra. I nie pozostawi ona jej autorów w komfortowym nastroju moralnej wyższości.

Czytaj więcej

"Zielona granica". Film Agnieszki Holland zostanie pokazany w Watykanie
Reklama
Reklama

Jaka by nie była, ktoś z jej powodu będzie cierpiał. Jedyne, na co taka decyzja może próbować się pokusić, to by być możliwie jak najmniej złą. Prawdopodobnie przetrwanie naszego kontynentu (czegokolwiek byśmy pod tym hasłem wywoławczym nie rozumieli) zależy od tego, na ile przypomnimy sobie lekcję z jego początków. Tę podyktowaną przez Ajschylosa, Sofoklesa i ich kolegów po fachu. O polityce czy szerzej – ludzkim losie jako przestrzeni nierozstrzygalnych konfliktów. Nie czarno-białe, kreślone w klimacie moralnego wzmożenia podziały, ale jedynie tragedia może nas uratować.

„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej granicy” Maja Ostaszewska. I to jedno krótkie zdanie definiuje cały ten film. Zamyka go w manichejskim podziale, rozdaje role, które odegrane zostaną nie tylko przez kolejne dwie i pół godziny, ale też po wyjściu z kina.

 Wspominam o manicheizmie, bo jest to moim zdaniem najgłośniejsza nuta nie tylko w filmie Agnieszki Holland, lecz także w całej dyskusji (jeśli można użyć tego szumnego słowa) odnośnie do problemu migracji. I żeby była jasność – dotyczy to zarówno opcji reprezentowanej przez twórców „Zielonej granicy”, jak i najbardziej zacietrzewionych reakcji z przeciwnej strony. Holland kreśli linie tak grube, że aż momentami karykaturalne. Jednak odpowiedź jej przeciwników nie jest bynajmniej bardziej subtelna. I to jest chyba największy mój zarzut do „Zielonej granicy” – nie tylko dzieła filmowego, ale pełnoprawnego zjawiska społecznego, jakim się stało. Że na siłę próbuje wpisać w jakiś nieprzyzwoicie czarno-biały schemat zagadnienie, które skrzy się od szarości.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Marek Konopczyński: W czyim interesie jest nowa ustawa o zawodzie psychoterapeuty?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Wszystkie książki historyczne, których nie przeczytał Donald Trump
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama