Na kolana, młody chamie

Pokolenie „solidarnościowe” od ponad 30 lat wierzy, że w Polsce są tylko dwa obozy i nic poza tym, a każde kolejne wybory są tymi najważniejszymi.

Publikacja: 23.03.2023 03:00

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk

Foto: Fotorzepa, Michał Kolanko

Dlaczego „Gazeta Wyborcza”, narzuca temat jednej wspólnej listy opozycji? Dlaczego utrzymując status opiniotwórczego medium, nie organizuje debaty publicznej wokół jakiegokolwiek innego problemu – bezpieczeństwa, usług publicznych czy realnego spadku płac? Bo jedna lista to nic innego niż współczesny „Wasz prezydent, nasz premier”, czyli – by nawiązać do tytułu biografii Adama Michnika, której autorem jest Roman Graczyk – silna potrzeba utrzymania roli demiurga i obrona starego porządku, czemu towarzyszy głębokie przekonanie o tym, że ma się rację, i zupełnie niezrozumienie tego, co się stało w 2015 roku. To kolejny akt wojny na górze, bo generałowie z reguły przygotowują się do bitew, które już się odbyły – kreatorzy jednej listy załatwiają więc swoje pokoleniowe sprawy, nie przyjmując do wiadomości, że innych mogą one guzik obchodzić. A Polacy żyją innymi problemami.

Kilka dni temu poleciłam na Twitterze opublikowany w serwisie Gazeta.pl tekst Grzegorza Sroczyńskiego – „Czy będziecie umieli zmienić choćby paskowych w TVP Info, czyli pięć pytań do opozycji”. I ściągnęłam na siebie setki komentarzy wyborców opozycji. Kolega z ponad 30-letnim stażem w mediach, którego szanuję, kpił tylko dlatego, że śmiałam w ogóle go udostępnić. Przyglądając się innym, podobnym komentarzom, zobaczyłam, że łączy je pewne myślenie pokoleniowe. Mowa o pokoleniu, które nazwę roboczo „solidarnościowym”, które nie dopuszcza myśli o zmianie warty, a rzeczywistość postrzega w niezmienny po 1989 roku sposób – od ponad 30 lat są więc tylko dwa obozy i nic poza tym, a każde kolejne wybory są tymi najważniejszymi. Zatem na kolana, młody chamie…

Czytaj więcej

Jak czytać sondaże? „Wilk w owczej skórze i legenda jednej listy”

To krytyka z pozycji nieomylnych właścicieli III RP. Niezgodę na bipolarny kształt sceny politycznej traktują jako zamach na to, co stworzyli i z czym się utożsamiają, a więc co chcą utrzymać. Bronią status quo. Wychodzi to przy różnych sporach: o politykę, ocenę transformacji, warunki pracy i godną płacę, prawo do własnego mieszkania (lub najmu od państwa). Bronią Polski, w której miasta budowane są dla samochodów, haruje się po 16 godzin na śmieciówce, a wyborcom mają wystarczyć zaklęcia „jedna lista” i „odsuniemy PiS od władzy”. Tyle że tej Polski, na szczęście, dawno już nie ma.

Mimo to przychodzi „pan Donald” i mówi: „Moim, naszym, waszym zadaniem jest, żeby wyborcy zrozumieli, że tylko jedna lista może wygrać”. „Ci, którzy nie chcą tej jednej listy, dostaną od ludzi, wyborców srogie baty”. Wyborcom się tłumaczy, bo najgorzej, gdyby myśleli samodzielnie i zaczęli zadawać pytania. To zresztą sporo mówi o źródłach kolejnych porażek obozu liberalnego w ostatnich ośmiu latach.

W tym świetle udostępnianie komentarza Grzegorza Sroczyńskiego, który pyta opozycję o to, co dalej, jest myślozbrodnią, zgniłym symetryzmem, bo przecież trwa wojna.

Druga grupa wpisów to atak na Grzegorza Sroczyńskiego i każdego, kto się z nim zgadza. Atak tak naprawdę za pierwsze zdanie w jego tekście: „Najgorzej, kiedy polską politykę zaczynamy traktować jak wojnę dobra ze złem”. Najbliższe wybory muszą być więc znowu wojną. Odrzucenie tego dogmatu jest w prosty sposób utożsamiane np. z akceptacją tego, że PiS zniszczyło media publiczne. Tymczasem, gdyby zejść z poziomu wojennej retoryki, Polsce i społeczeństwu wyłącznie by to pomogło.

Autorka jest publicystką historyczną

Dlaczego „Gazeta Wyborcza”, narzuca temat jednej wspólnej listy opozycji? Dlaczego utrzymując status opiniotwórczego medium, nie organizuje debaty publicznej wokół jakiegokolwiek innego problemu – bezpieczeństwa, usług publicznych czy realnego spadku płac? Bo jedna lista to nic innego niż współczesny „Wasz prezydent, nasz premier”, czyli – by nawiązać do tytułu biografii Adama Michnika, której autorem jest Roman Graczyk – silna potrzeba utrzymania roli demiurga i obrona starego porządku, czemu towarzyszy głębokie przekonanie o tym, że ma się rację, i zupełnie niezrozumienie tego, co się stało w 2015 roku. To kolejny akt wojny na górze, bo generałowie z reguły przygotowują się do bitew, które już się odbyły – kreatorzy jednej listy załatwiają więc swoje pokoleniowe sprawy, nie przyjmując do wiadomości, że innych mogą one guzik obchodzić. A Polacy żyją innymi problemami.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?