Zacznijmy od ilustracji. Jeden z najbardziej doświadczonych liberalnych komentatorów polskiej polityki Paweł Wroński napisał w „Gazecie Wyborczej”: „Na naszych oczach największe polskie ugrupowanie opozycyjne – Platforma Obywatelska – popełniło medialne samobójstwo. Taki charakter miała reakcja partii na wypowiedź Radosława Sikorskiego w Radiu Zet”. I choć owej wypowiedzi broni, twierdząc, że została zmanipulowana przez pisowską propagandę, pokazuje, że sam polityk, jak i jego partyjni koledzy nie potrafili zareagować na słynne już słowa o tym, że na początku wojny rząd PiS miał moment zawahania. Sikorski tłumaczył potem, że to zawahanie dotyczyło wojny w ogóle, jednak powiedział to zapytany o to, czy PiS rozważał rozbiór Ukrainy. Niemniej fakt, że słowa Sikorskiego ponownie zostały wykorzystane przez Kreml – bo wcześniej wykorzystano jego tweeta, w którym „dziękował” USA za wybuch, który zniszczył rurociąg Nord Stream – uderza w najsilniejszy, zdaniem Wrońskiego, atut PO, czyli tezę, że Platforma jest profesjonalna w sprawach zagranicznych.
Z kolei doświadczona publicystka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska napisała tekst, w którym analizowała warianty startu opozycji – w jednym, dwóch i trzech blokach, a także snuła rozważania na temat zalet i wad Tuska. Odniosła się też do dyskusji na opozycji, czy ze względu na swój elektorat negatywny Tusk nie powinien zapowiedzieć, że w którymś momencie odejdzie i przekaże władzę młodszemu pokoleniu. Podobnie jak i ja w tekście kilka dni temu, Wielowieyska przypomina, że Jarosław Kaczyński postawił w 2014 i 2015 r. na Andrzeja Dudę i Beatę Szydło, by odwołać się do bardziej umiarkowanych wyborców, i być może Tusk powinien zrobić to samo.
Czytaj więcej
Jest problem z przeszłością Jarosława Kaczyńskiego – uważa Jacek Rostowski, były wicepremier i minister finansów w rządzie PO-PSL.
Tak zwani ludzie mediów
Jak na te teksty w „Wyborczej” zareagował liberalny komentariat? Były minister spraw wewnętrznych w rządzie Tuska, a zarazem jeden z najbardziej przenikliwych umysłów opozycji, Bartłomiej Sienkiewicz zarzucił na Twitterze Wielowieyskiej, że wraz z mediami rządowymi uczestniczy w hejcie na Tuska. Cały szereg liberalnych komentatorów, na czele z prof. Wojciechem Sadurskim, atakował Wrońskiego za „niemądry” tekst, bo Sikorski miał rację, mówiąc, że PiS myślał o dokonaniu wraz z Putinem rozbioru Ukrainy. Zaś Tomasz Lis skrytykował zarówno Wielowieyską, jak i Wrońskiego, oburzając się na „zgłupienie tzw. ludzi mediów”.
Reakcje na teksty Wielowieyskiej i Wrońskiego są doskonałym przykładem wpływu mediów społecznościowych na debatę publiczną i politykę. W mediach społecznościowych nie ma półcieni, nie ma niuansów ani odcieni szarości. Są tylko oni i my. Oczywiście, partie potrzebują swoich zagończyków, którzy będą zagrzewać do boju najtwardszą część elektoratu. I właśnie dlatego PO nie odcięła się od słów Sikorskiego, bo część jej wyborców bardzo lubi słuchać opowieści o tym, że Kaczyński i Morawiecki to ruscy agenci realizujący od samego początku interesy Kremla. Uwielbiają manichejskie podziały na siły światła, które muszą zetrzeć z powierzchni ziemi siły pisowskiej ciemności. Delektują się niewyszukanymi żartami i memami na temat Kaczyńskiego, że nie założył rodziny, że mieszka z kotem, a wcześniej z mamą. Ten elektorat uwielbia, jak na Twitterze Sikorski z Giertychem snują wizje, że Kaczyński chciał się dogadać z Putinem i zająć zachodnią Ukrainę. Jak Tomasz Lis łaje Szymona Hołownię za to, że nie chce zapisać się do PO i złożyć hołdu lennego Tuskowi.