Tymczasem już w roku 2011 prof. Julian Auleytner przy pizzy we włoskiej restauracji rzucił pomysł 400 zł na dziecko, który stał się motywem przewodnim w kampanii ugrupowania Polska Jest Najważniejsza. Marek Migalski (wtedy w kapeluszu polityka) wszedł do historii polskich spotów wyborczych z tym, w którym wyrzucał swoim kotkom, że nie są jego córkami. Pięć lat później PiS dorzuciło stówę i projekt zassał.
Dla każdego kto obserwował politykę społeczną w państwach UE musiało być jasne, że i w Polsce prędzej czy później sprawy muszą potoczyć się w podobnym kierunku. Był czas na myślenie, czy wesprzeć rodziny poprzez nowy system podatkowy, czy poprzez bony edukacyjne. Ten etap mamy za sobą. 500+ jest nieusuwalnym elementem polskiego krajobrazu. Nawet jeśli będą cięcia wydatków społecznych to nie tego, ponieważ ma on atomową siłę rażenia. Pokazały to głosy, które płynęły z ostatniego zjazdu dużych rodzin w Gnieźnie.
Z kolei na warszawskim Kongresie Polityki Społecznej w ubiegłym tygodniu gościł Joakim Palme, prywatnie syn zamordowanego w 1986 roku premiera Szwecji Olofa, zawodowo profesor z Uppsali i jeden z propagatorów idei inwestycyjnej polityki społecznej. Jeden z tych, którzy szukają sposobu na to, jak to, co liberałowie nazywają „rozdawnictwem" publicznych pieniędzy, zamienić w inwestycję, czyli jak godzić wodę z ogniem. Jak widzieć politykę społeczną w szerszym kontekście.
Nie ma żadnego sensu narzekanie na 500+, ale ma głęboki sens myślenie o tym, jaki następny krok, które wydatki na politykę społeczną z kilkudziesięciu różnych zapomnianych już niemal świadczeń, można zamienić na inwestycje. Żyjemy w czasach, w których dobrze wykształcony człowiek jest najlepszą inwestycją. Z punktu widzenia dyskusji o przyszłości Polski wyzwaniem dla opozycji nie jest budowanie grupy Wolność, Równość, Demokracja, ale odpowiedź na pytanie, co dalej robić z polityką społeczną.
Wolność i demokracja? Jasne, każdy się podpisze. Ale czy na pewno „równość" ma być najlepszym proporcem nowego? Może jednak, przekornie, poczciwa konserwatywna sprawiedliwość? Może równiejsze szanse, ale jednak konkurencja?