W zeszłotygodniowym wydaniu „Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł Krzysztofa Janika, a właściwie jego list do Donalda Tuska. Jest on w zasadzie wezwaniem do zaprzestania ataków ze strony tego ostatniego wobec Lewicy. I choć nie podzielam opinii byłego szefa MSW co do tego, iż są one nieskuteczne i że prowadzą do kolejnego zwycięstwa PiS, to sam artykuł uważam za ciekawy, bo symptomatyczny dla obecnego nastroju w opozycji.
A jest to nastrój bojowy – zwłaszcza w odniesieniu do innych ugrupowań opozycyjnych. Mówiąc jeszcze bardziej szczerze i wprost: dziś między Koalicją Obywatelską, Lewicą i Polską 2050 panuje stan wojny wszystkich ze wszystkimi – Tusk atakuje Włodzimierza Czarzastego, Szymon Hołownia Donalda Tuska, a liderzy i liderki Lewicy Platformę Obywatelską. Ta iście hobbesowska atmosfera towarzyszy relacjom w opozycji już od dłuższego czasu i jedynie PSL wyłamuje się z tego procederu wzajemnych oskarżeń (co wydaje się być wynikiem tyleż specyfiki tego ugrupowania, co charakteru jego obecnego prezesa). Zauważają to zarówno prawie wszyscy uczestnicy politycznej gry, jak i jej obserwatorzy. Dostrzegam ją i ja – tyle tylko, że po pierwsze, uważam ją za niezbędny składnik uprawiania politycznego rzemiosła, a po drugie, za w ostateczności służącą opozycji jako całości.
Walka w anty-PiS-ie
Zacznijmy od tej pierwszej tezy – nieuchronności zaostrzania się walki w anty-PiS-ie. Ktoś namawiający jego liderów do zaprzestania wzajemnego podszczypywania się i podkładania sobie wzajemnie nóg zdradza brak elementarnej wiedzy o specyfice uprawiania polityki. A zawiera się ona w propagowanym przeze mnie od lat haśle, iż w polityce gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają. Jeśli bijących się jest trzech, to cała trójka na tym zyskuje. Pisząc wprost – tylko ci, którzy przebijają się przez zalewającą nas codziennie falę informacji (mniej czy bardziej zbędnych), są w stanie zaistnieć w naszych umysłach, a zatem i w sercach. Tylko oni mogą stać się obiektem jakichkolwiek emocji i uczuć – a jak wiadomo z dorobku neuropolitologii, właśnie emocje i uczucia liczą się najbardziej w naszych partyjnych wyborach. Rezygnując ze spierania się, kłócenia i wojenek, poszczególne formacje i ich liderzy rezygnowaliby także z walki o sympatie elektoratu, co – jak chyba każdy przyzna – jest podstawowym zadaniem polityków.
Pretensje do liderów
Zatem mieć pretensje do szefów KO, Lewicy czy Polski 2050 o to, że nie szczędzą sobie złośliwości i kuksańców, to de facto żądać od nich, by uprawiali nie politykę, lecz lekcje dobrego wychowania. Dlatego właśnie – pomimo stałych upomnień ze strony wielce szanownych profesorów politologii i jeszcze szanowniejszych publicystów, z których niektórzy już nawet skończyli 30 lat – Tusk, Czarzasty i Hołownia nadal się wzajemnie atakują i oskarżają o mniejsze czy większe grzeszki. Tak jest i tak będzie także w przyszłości – aż do momentu ewentualnego powołania wspólnej listy, czego wykluczyć nie można (choć uważny czytelnik moich artykułów zauważy pewnie, że jestem zwolennikiem dwóch bloków opozycyjnych, a nie jednej bardzo szerokiej listy). Dlatego narzekanie na wojnę wszystkich ze wszystkimi oraz na „niedojrzałość" liderów PO, Polski 2050 czy Lewicy jest przejawem niezrozumienia mechanizmów rządzących rywalizacją partyjną.
Czytaj więcej
Ostateczny układ sił sejmowej opozycji będzie ucierał się najpewniej do ostatniego - możliwego po...