Vox populi – vox dei. Głos ludu – głosem Bożym. Ta sentencja padła niedawno z ust jednego z najważniejszych polskich polityków, a została wypowiedziana jako afirmacja wyboru Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Chodziło o to, że rządzący nie podważają prawomocności jego wyboru, nawet jeśli towarzyszące temu wyborowi liczne nieprawidłowości osłabiają nieco przewagę, z jaką wygrał. To dobrze. Ale jednocześnie nie powinno to być przeszkodą do rozważań, czy dokonany przez „lud” wybór był słuszny z punktu widzenia polskiej racji stanu.
Prezes działa według strategii szatana
Zacznijmy od przypomnienia, że Alkuin, autor tej sentencji, angielski mnich i teolog z przełomu VIII i IX wieku, odnosił ją do jednomyślnego wyboru króla lub papieża. Dziś nawet papieży wybiera się większością głosów. A w czasach demokracji twitterowo-youtubowej o wyborze częściej decydują emocje i wrażenia, a nie zrozumienie interesów państwa. Zresztą, i w przeszłości zdarzały się wybory zupełnie błędne, których „lud” później wprawdzie żałował, ale wcześniej doprowadzały one do kryzysów czy bankructw całych państw. Wystarczy wskazać na przykład Argentyny, której rozwój kolejne rządy sprawnych populistów skutecznie wykoleiły, a dobrobyt kraju roztrwoniły. Są gorsze przykłady złych wyborów ludu. Zatem lud ma „prawo” się mylić i popełniać błędy i z tego „prawa” nierzadko korzysta. Historia i współczesność nie tylko polska, jest pełna tego rodzaju sytuacji. W perspektywie międzynarodowych interesów i pozycji Polski wynik wyborów 1 czerwca trzeba za taki błąd uznać.
Lud ma „prawo” się mylić i popełniać błędy i z tego „prawa” nierzadko korzysta. Historia i współczesność nie tylko polska, jest pełna tego rodzaju sytuacji.
Oczywiście dostrzegamy liczne błędy kampanii Rafała Trzaskowskiego. Począwszy od jałowego hasła wyborczego, przez nieszczęsną inicjatywę debaty w Końskich (bo wyborów nie wygrywa się w Końskich), aż po czerwone korale Dejaniry. Jednak w dalszym ciągu był on kandydatem kompetentnym, doświadczonym, sprawdzonym, niebudzącym zastrzeżeń pod względem życia osobistego i kariery zawodowej, którą zawdzięczał głównie sobie. Lud wolał osobę bez doświadczenia, o obciążeniach dyskwalifikujących do objęcia najwyższej funkcji w państwie, o czym każdy, jeśli chciał, mógł się dowiedzieć. Wiadomo, że prezes partii, która wystawiła Nawrockiego, od dawna pracuje nad obniżaniem standardów i oczekiwań moralnych oraz merytorycznych u swoich wyborców („strategia szatana” według Lawrence’a Freedmana). Jednak chodziło, powtarzam, nie o wybór jednego z 460 posłów, lecz prezydenta Rzeczpospolitej, od którego wiedzy, światopoglądu i decyzji będą zależały najważniejsze polskie sprawy.
Zoologiczną niechęć Karola Nawrockiego do UE
Wybór dokonany 1 czerwca oznacza, że będziemy mieli w Polsce nasilenie politycznej wojny domowej, która poważnie utrudni rządowi prowadzenie normalnej polityki, także zagranicznej. Siła obstrukcji prezydenta Dudy, jako tzw. lame duck (końcówka prezydentury), znacznie w ostatnich miesiącach osłabła. Z tego co się zapowiada, możemy bez ryzyka zakładać, że kancelaria prezydenta Nawrockiego będzie „kancelarią wojny”. On sam i jego ludzie zrobią wszystko, aby wspólnie z partią, która go wystawiła, destabilizować obóz rządzący i przyśpieszyć jego upadek (w czym rozgardiasz w samym tym obozie może im pomóc). Rokosz prezydencki Dudy (o czym pisałem kiedyś na łamach rp.pl), to będzie przysłowiowy pikuś przy tym, co wkrótce zobaczymy. Co gorsza, mogą oni w tym celu sięgać po wsparcie Stanów Zjednoczonych. Działania partii prezydenta Trumpa wobec sił prawicowo-nacjonalistycznych w Europie przypominają nieco akcję Kominformu z przełomu lat 40. i 50. poprzedniego wieku. Nie trzeba zgadywać, jaki to będzie mieć wpływ na zdolność rządu do wykonywania jego konstytucyjnych zadań. Prezes PiS nie raz jednak dowiódł, że interes swej władzy i partii stawia ponad interes państwa.