Jeszcze dwa tygodnie temu Trump skłaniał się do innego rozwiązania. Chciał wynegocjować w Teheranem ograniczenie programu atomowego do potrzeb cywilnych. Podjęte przez Izraelczyków 13 czerwca bombardowania przekreśliły szanse na porozumienie. Prezydent USA najpierw przyjął linię izraelskiego premiera, domagając się „całkowitej kapitulacji” Iranu, a w końcu za jego namową przystąpił do wojny. Izrael nie miał bowiem środków wojskowych, aby zniszczyć ośrodek w Fordo. Trump zapewnił, że operacja „młot północy” „całkowicie się udała”. Zaapelował do Iranu o powrót do rokowań. – Czas na pokój jest teraz – uznał. Ostrzegł, że jeśli Irańczycy zdecydują się na odwet, Stany zniszczą wiele innych celów w państwie ajatollahów.
Tajne ośrodki Iranu na celu amerykańskiej armii
Ale szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghchi wykluczył negocjacje pokojowe. – Odwet jest konieczny! – uznał.
Na razie nie wiadomo, czy faktycznie ośrodek Fordo został zneutralizowany, czy też jest on nadal zdolny do wzbogacania uranu. Doradca przewodniczącego irańskiego parlamentu Mahdi Mohammadi zapewnił, że nie doznał on zasadniczych szkód. Gdyby to była prawda albo gdyby Iran wciąż miał inne, tajne ośrodki atomowe, świat mógłby za jakiś czas spodziewać się zemsty irańskiego reżimu z użyciem broni atomowej. – Nie wiemy, czy Iran zachował wciąż potencjał atomowy – przyznał szef sił zbrojnych USA gen. Dan Caine.
Ale i bez tego jest całkiem możliwe, że irański reżim zaatakuje amerykańskie bazy wojskowe na Bliskim Wschodzie, a także zamknie cieśninę Ormuz, przez którą przechodzi znaczna część światowej ropy. To spowodowałoby skokowy wzrost cen paliw. I zapewne globalną recesję.
W marcu 2003 roku George W. Bush spodziewał się krótkiej operacji wojskowej przeciw reżimowi Saddama Husajna. Skończyło się na dziewięciu latach wyczerpujących walk i porażce Ameryki. 90-milionowy Iran jest jednak dużo potężniejszym krajem od Iraku.