Trudno wyobrazić sobie wydarzenie gorzej sprzedane marketingowo niż niedawna konferencja… no właśnie, czyja? Intelektualistów popierających PiS? Niestety, organizatorzy spotkania pozwolili, aby tak właśnie została ona odebrana, co wystarczyło, aby wszystko, co na nim powiedziano, zostało zbyte lekceważącą formułką „PiS szuka swoich wykształciuchów”. Formułką z wielu względów niestosowną, począwszy od propagandowego użycia słowa „wykształciuch” jako synonimu „człowieka wykształconego”, a skończywszy na tym, iż na konferencji nie zastanawiano się bynajmniej, jak wesprzeć partię Jarosława Kaczyńskiego.
[srodtytul]Kim jesteś, inteligencie?[/srodtytul]
Ten kongres nie przypominał krakowskich spędów intelektualistów postępowych, które swego czasu bardzo skrupulatnie relacjonowano w mediach jako wyraz zatroskania o Polskę, a które w istocie były propagandowymi imprezami kolejnych politycznych emanacji michnikowszczyzny, od ROAD po Partię Demokratyczną. Bo, rzecz charakterystyczna, wszystkie partie „salonu” zaczynały swe istnienie od dramatycznych apeli wyselekcjonowanych intelektualistów o obronę zagrożonej demokracji i w ten sposób starały się zaprezentować nie jako przedsięwzięcie polityczne, ale ruch odpowiadający na owo szlachetne oczekiwanie.
Czy zaproszenie, wystosowane do konserwatywnych intelektualistów przez PiS, miało służyć powtórzeniu tej socjotechniki po drugiej stronie ideowego sporu? Na spotkaniu konserwatystów nie formułowano żadnych apeli, które miałyby odegrać analogiczną rolę po przeciwnej stronie sceny politycznej, nie wymachiwano chorągiewkami. Dyskusja dotyczyła problemów znacznie ważniejszych niż bieżące międzypartyjne przepychanki – obracała się wokół pytania o tożsamość Polaków, a zwłaszcza polskich elit.
Tymczasem w mediach elektronicznych, nawet w oskarżanej o sprzyjanie prawicy TVP, wydarzenie sprowadzono do przemówienia Jarosława Kaczyńskiego i dyskusji o tym, czy PiS ma szansę odzyskać głosy inteligencji (bez wnikania, co pod tym słowem rozumiemy).