Państwo jak złośliwa teściowa

Doświadczenia Szwecji czy Niemiec pokazują, że dziecko można zabrać rodzicom już za odmowę karmienia go hamburgerami na życzenie lub za brak dostępu do telewizora – piszą publicyści

Aktualizacja: 16.03.2010 01:20 Publikacja: 15.03.2010 18:32

Przypatrzcie się dobrze: oto twarze czającej się IV RP (tutaj jeszcze z makijażem). (Karolina i Toma

Przypatrzcie się dobrze: oto twarze czającej się IV RP (tutaj jeszcze z makijażem). (Karolina i Tomasz Elbanowscy)

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/15/karolina-i-tomasz-elbanowscy-panstwo-jak-zlosliwa-tesciowa/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

W Polsce rodzi się zbyt mało dzieci. Rządowa Rada Ludnościowa ogłasza to w raportach od co najmniej czterech lat. Przychodzące dziś na świat pokolenie jest o 40 proc. mniej liczne od pokolenia rodziców. Już na najbliższym zakręcie wymiany generacyjnej polska gospodarka może upaść pod ciężarem armii emerytów. Te dramatyczne prognozy nie wywołują u nas jednak trzęsienia ziemi, jak miało to miejsce w innych krajach europejskich, które zaczęły prześcigać się w pomysłach na skuteczną politykę prorodzinną.

Na twarzach polskich polityków nie drgnął ani jeden mięsień. W Sejmie nie piętrzą się stosy projektów działań mających wspierać rodziców. Nasza polityka rodzinna to: brak przedszkoli i żłobków, brak pomocy rodzinom wielodzietnym, nadmierne obciążenia rodziców w podatkach pośrednich, głodowa pomoc dla najuboższych, odbierana co roku kolejnym setkom tysięcy dzieci poprzez zamrożenie progów dochodowych.

W myśleniu o rodzinie przeważa przekonanie: jeśli masz dziecko, to jest to tylko twoja sprawa. Dobitnie dała temu wyraz trzy lata temu ówczesna minister finansów Zyta Gilowska, narzekając, że wprowadzane wówczas odliczenie podatkowe trafi do bogaczy, którzy "zafundowali sobie wiele dzieci".

[srodtytul]Niebieska karta [/srodtytul]

Ale nie można powiedzieć, żeby nasze państwo zupełnie nie interesowało się rodziną. Owszem interesuje się – ale w taki sposób jak stara, złośliwa teściowa, która nie zjawi się nigdy, gdy rodzina potrzebuje pomocy, chętnie za to wpadnie bez zapowiedzi, skontroluje, wytknie błędy i rozliczy.

Kilka dni temu w Sejmie odbyło się drugie czytanie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wbrew temu, co publicznie mówią autorzy projektu, nie dotyczy on marginesu katującego dzieci. W pierwszych słowach uzasadnienia znajdziemy tezę, że przemoc "dotyczy średnio około połowy rodzin". Tę porażającą zwykłego obywatela skalę problemu ujawniły badania ankietowe, na które powołują się autorzy ustawy. Na pytanie: "czy zna pan przypadki przemocy w rodzinie?", pozytywnej odpowiedzi udzieliła aż połowa respondentów, z czego wysnuto wniosek, że jest ona powszechna.

Gdy parlament przyjmie ustawę, wszyscy współdomownicy będą mogli doświadczyć wzmożonej kontroli państwa i "życzliwości" sąsiadów. Wystarczy jeden donos albo podejrzenie, że w domu dochodzi do przemocy, żeby bez wiedzy i zgody domniemanego sprawcy i jego ofiary założyć niebieską kartę. W każdej z 2,5 tysiąca polskich gmin powstaną tzw. zespoły interdyscyplinarne, złożone z przedstawicieli różnych środowisk: od oświaty po delegata organizacji pozarządowej. To grono – tu dostrzec można poczucie surrealistycznego humoru autorów ustawy – nie dostanie za swoją pracę żadnego wynagrodzenia. Ale za to będzie miało niemal niczym nieograniczoną władzę nad posiadaczami niebieskich kart.

Komisja zbierze dane o ich nałogach, mniej lub bardziej wstydliwych, o chorobach i historii ich leczenia. Później członkowie komisji mają się wspólnie naradzać nad problemami nieznanych im często osób, opracują plan naprawczy i (uwaga!) wdrożą go. Jeśli gminy nie stać na zajmowanie się kłopotliwą rodziną, będzie można odebrać jej dziecko. I tu kolejna nowość – pracownik socjalny nie będzie musiał z tym czekać na decyzję sądu, jedynie powiadomić sąd w ciągu 24 godzin. Potem gmina przekaże małoletniego do placówki opiekuńczej i dalej niech już się martwi starosta, bo od tego momentu dziecko przechodzi na utrzymanie powiatu. Sędzia ma rozpatrywać sprawy dzieci zabranych bez wyroku "niezwłocznie", ale w polskim sądownictwie to słowo ma wiele znaczeń.

[srodtytul]Wielki Wychowawca [/srodtytul]

Państwo, które nie jest w stanie poradzić sobie z przemocą np. w gimnazjach czy placówkach opiekuńczych, ma ambicję rozliczania rodziców z tego, jak wychowują swoje dzieci w domu. Można się zastanawiać, jakim cudem 50, a nawet 70 procent rodzin w Polsce – jak stwierdziła w debacie przed kamerami TVP 1 przedstawicielka Centrum Praw Kobiet – ma być dotkniętych przemocą. Odpowiedź jest prosta: jedyne wychowanie zalecane przez państwo to tzw. wychowanie bezstresowe. Właściwie, analizując materiały ustawy, można odnieść wrażenie, że rodzice są od rodzenia, nie od wychowywania dzieci.

Kontrola ma objąć utopijnie szeroki zakres zachowań. Nowelizacja zakłada, że przemoc to "jednorazowe albo powtarzające się działanie lub zaniechanie naruszające wolność". Projekt mają realizować przede wszystkim pracownicy socjalni, którzy z wydanego przez Ministerstwo Pracy poradnika już od ubiegłego roku wiedzą, że przemocą jest np. "zawstydzanie", "utrudnianie kontaktów" czy "krytykowanie zachowań seksualnych", nie wspominając już o klapsach, które zostały w poradniku wymienione jako przykłady przemocy fizycznej w jednym rzędzie z torturami i polewaniem wrzątkiem. We wzorze niebieskiej karty, załączonym do ustawy, mowa jest o takich aktach przemocy jak niewłaściwe ubranie dziecka czy narzucanie mu poglądów.

Doświadczenia Szwecji czy Niemiec, gdzie podobne prawo obowiązuje od dawna, pokazują, że dziecko można zabrać rodzicom już za odmowę karmienia go hamburgerami na życzenie lub brak dostępu do telewizora. Te autentyczne przykłady wydają się przerysowane. Ale absurd to nie wypadek przy pracy, lecz zasada nowych przepisów. Każdy członek społeczeństwa ma zostać postawiony w stan podejrzenia. Jego relacje rodzinne zostaną oddane pod drobiazgowy osąd innych członków tego samego społeczeństwa, tak samo ułomnych, tyle że wykonujących zadania funkcjonariuszy państwa.

[srodtytul]Najwyższa forma zaufania[/srodtytul]

Ogólnopolski system przeciwdziałania przemocy w rodzinie nadzorować będzie koordynator krajowy w randze ministra poprzez koordynatorów wojewódzkich. Struktura z własnym budżetem i odpowiednią liczbą osób zaangażowanych w jej działanie zapewni, że przemoc w rodzinie będzie coraz ważniejszym tematem w życiu publicznym. Uzasadnione stanie się stałe rozszerzanie budżetu i etatów nowej superstruktury.

Cała ta konstrukcja powstanie w kraju, gdzie nie tylko nie ma ministra ani pełnomocnika do spraw rodziny, ale gdzie w styczniu tego roku zlikwidowano jedyny departament w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, który zajmował się rodziną jako taką.

Jak funkcjonowanie społeczeństwa pod rządami nowej ustawy wyobrażają sobie jej apologeci? "Zaufajmy wymiarowi sprawiedliwości" – zaapelowała kilka dni temu na łamach "Rzeczpospolitej" przedstawicielka jednej z fundacji zajmujących się przemocą w rodzinie. Zaufać trzeba więc sądom, w których sprawy o odebranie praw rodzicielskich ciągną się latami. Zaufać pracownikom socjalnym, którym tak jak w historii małej Róży zdarza się uzasadniać odebranie dziecka brudną podłogą w mieszkaniu i zbytnim zaangażowaniem ojca w pracę. Zaufać systemowi, który już dziś zabiera z domu co trzecie dziecko jedynie z powodu biedy w rodzinie czy zbyt małego metrażu mieszkania. Rodzice zostaną wyróżnieni kontrolą, która, jak pamiętamy z myśli leninowskiej, jest najwyższą formą zaufania.

[i]Autorzy są inicjatorami ruchu Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców oraz akcji "Ratuj maluchy"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/15/karolina-i-tomasz-elbanowscy-panstwo-jak-zlosliwa-tesciowa/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

W Polsce rodzi się zbyt mało dzieci. Rządowa Rada Ludnościowa ogłasza to w raportach od co najmniej czterech lat. Przychodzące dziś na świat pokolenie jest o 40 proc. mniej liczne od pokolenia rodziców. Już na najbliższym zakręcie wymiany generacyjnej polska gospodarka może upaść pod ciężarem armii emerytów. Te dramatyczne prognozy nie wywołują u nas jednak trzęsienia ziemi, jak miało to miejsce w innych krajach europejskich, które zaczęły prześcigać się w pomysłach na skuteczną politykę prorodzinną.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?