Ale nie można powiedzieć, żeby nasze państwo zupełnie nie interesowało się rodziną. Owszem interesuje się – ale w taki sposób jak stara, złośliwa teściowa, która nie zjawi się nigdy, gdy rodzina potrzebuje pomocy, chętnie za to wpadnie bez zapowiedzi, skontroluje, wytknie błędy i rozliczy.
Kilka dni temu w Sejmie odbyło się drugie czytanie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wbrew temu, co publicznie mówią autorzy projektu, nie dotyczy on marginesu katującego dzieci. W pierwszych słowach uzasadnienia znajdziemy tezę, że przemoc "dotyczy średnio około połowy rodzin". Tę porażającą zwykłego obywatela skalę problemu ujawniły badania ankietowe, na które powołują się autorzy ustawy. Na pytanie: "czy zna pan przypadki przemocy w rodzinie?", pozytywnej odpowiedzi udzieliła aż połowa respondentów, z czego wysnuto wniosek, że jest ona powszechna.
Gdy parlament przyjmie ustawę, wszyscy współdomownicy będą mogli doświadczyć wzmożonej kontroli państwa i "życzliwości" sąsiadów. Wystarczy jeden donos albo podejrzenie, że w domu dochodzi do przemocy, żeby bez wiedzy i zgody domniemanego sprawcy i jego ofiary założyć niebieską kartę. W każdej z 2,5 tysiąca polskich gmin powstaną tzw. zespoły interdyscyplinarne, złożone z przedstawicieli różnych środowisk: od oświaty po delegata organizacji pozarządowej. To grono – tu dostrzec można poczucie surrealistycznego humoru autorów ustawy – nie dostanie za swoją pracę żadnego wynagrodzenia. Ale za to będzie miało niemal niczym nieograniczoną władzę nad posiadaczami niebieskich kart.
Komisja zbierze dane o ich nałogach, mniej lub bardziej wstydliwych, o chorobach i historii ich leczenia. Później członkowie komisji mają się wspólnie naradzać nad problemami nieznanych im często osób, opracują plan naprawczy i (uwaga!) wdrożą go. Jeśli gminy nie stać na zajmowanie się kłopotliwą rodziną, będzie można odebrać jej dziecko. I tu kolejna nowość – pracownik socjalny nie będzie musiał z tym czekać na decyzję sądu, jedynie powiadomić sąd w ciągu 24 godzin. Potem gmina przekaże małoletniego do placówki opiekuńczej i dalej niech już się martwi starosta, bo od tego momentu dziecko przechodzi na utrzymanie powiatu. Sędzia ma rozpatrywać sprawy dzieci zabranych bez wyroku "niezwłocznie", ale w polskim sądownictwie to słowo ma wiele znaczeń.
[srodtytul]Wielki Wychowawca [/srodtytul]
Państwo, które nie jest w stanie poradzić sobie z przemocą np. w gimnazjach czy placówkach opiekuńczych, ma ambicję rozliczania rodziców z tego, jak wychowują swoje dzieci w domu. Można się zastanawiać, jakim cudem 50, a nawet 70 procent rodzin w Polsce – jak stwierdziła w debacie przed kamerami TVP 1 przedstawicielka Centrum Praw Kobiet – ma być dotkniętych przemocą. Odpowiedź jest prosta: jedyne wychowanie zalecane przez państwo to tzw. wychowanie bezstresowe. Właściwie, analizując materiały ustawy, można odnieść wrażenie, że rodzice są od rodzenia, nie od wychowywania dzieci.