Niewiele można napisać w felietonie o dziedzictwie Jana Pawła II i pamięci po nim. Wskazanie, że ulega ona banalizacji jest samo w sobie banalne. W Polsce Jan Paweł II stał się najważniejszym osobowym punktem odniesienia. Niestety, sprowadzony został do paru słownych formuł i kilku obrazów. Chociaż i tak można zastanawiać się czy nie odsyłają one do dużo głębszych i trudnych do zwerbalizowania przeżyć?
W sumie jednak, stopień banalizacji pamięci o polskim papieżu jest zdumiewający. Stało się tak pewnie dlatego, że wizerunek jego zawędrował do masowej kultury. Pewnie to i dobrze, gdyż można odnieść wrażenie, że swoją osobą rozsadzą ją. Dzieje się to jednak sporym kosztem. Pamięć o wielkim człowieku przysposobiona do standardów masowej kultury więcej mówi o niej niż o nim.
Musi być więc lekka, łatwa i przyjemna. Kremówki — tak; encykliki — nie. Musi eliminować to co trudne i kontrowersyjne w przekazie papieża. Przypomnijmy sobie jeden fakt. Otóż najbardziej krytyczne, najbardziej gwałtowne wystąpienie Jana Pawła II do Polaków miało miejsce w - wydawało się - najbardziej euforycznym momencie, w czasie jego IV pielgrzymki do kraju, latem 1991 roku. Świętowaliśmy wtedy upadek komunizmu, odzyskanie niepodległości, narodziny wolności. I to wtedy papież najostrzej napominał swoich rodaków. Pytał: co robią z nagłym darem wolności? Atakował ich za to, jak traktują swoją ojczyznę. Wołał, że musi im to wytykać. — Bo to jest matka moja! — powtórzył parokrotnie.
Czy w świadomości Polaków pozostało to napomnienie, niepokój wobec tego co robimy z niespodziewanie odzyskaną ojczyzną? Czy słowa te wywołały należytą, albo jakąkolwiek refleksję? Czy są cytowane? Gdzie ulotnił się dramatyzm nauki Jana Pawła II? Gdyż, owszem, jest ona przekazem nadziei, ale nie polega na łatwej afirmacji tego, co wokoło, a więc i człowieka pogrążonego w samozadowoleniu.
"Tak więc człowiek jest w sobie samym podzielony, stąd całe życie ludzi, czy to indywidualne, czy też zbiorowe, okazuje się dramatyczną walką między dobrem i złem, pomiędzy światłem i ciemnością. Co więcej, człowiek stwierdza swoją niezdolność do samodzielnego i skutecznego zwalczania ataków zła, tak, że każdy czuje się jak gdyby spętany więziami niemocy. Jednak sam Pan przyszedł, aby wyzwolić i umocnić człowieka, odmieniając go wewnętrznie i wyrzucając precz władcę tego świata, który zatrzymywał go w niewoli grzechu. Grzech zaś degraduje samego człowieka, ponieważ nie pozwala mu osiągnąć jego pełni."