Kiedy kilkanaście dni temu, jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, twierdziłem z przekonaniem, że wybory wygra raczej PiS, nie brałem pod uwagę kilku wydarzeń, które miały miejsce nieco później, w samej końcówce kampanii, a które przesądziły o wyniku wyborów.
Do pewnego momentu większość publikowanych sondaży wyraźnie wskazywała na większą bądź mniejszą przewagę PiS. Momentem tym były zaś przedwyborcze debaty z udziałem lidera PO Donalda Tuska, które nie tylko okazały się jego wielkim sukcesem jako lidera, ale przede wszystkim bardzo wzmocniły jego partię, podnosząc zarazem jej notowania u wyborców. Tusk niezwykle umiejętnie przekazał rodakom swój wizerunek człowieka statecznego, rozsądnego, dbającego o losy wszystkich Polaków. Znamienne, że podczas debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim liberał Tusk odpowiedź na pytanie, co Platforma zamierza zrobić w gospodarce, zaczął od pochylenia się nad sferą budżetową. W moim przekonaniu była to świadoma próba osłabienia wizerunku liberała po to właśnie, by ułatwić przeciwnikom PiS będącym jednocześnie zwolennikami egalitaryzmu oddanie głosu na PO.
Same debaty w efekcie przesądziły jednak tylko o tym, że Platforma ostro podgoniła PiS. A wydarzenia ostatnich niemal dni kampanii wyborczej zdecydowały, że spora część tych, którzy mieli głosować na PiS, nie wzięła w ogóle udziału w wyborach, co ostatecznie pogrążyło rządzącą partię. Mam tutaj na myśli dwa samobóje PiS, które już całkiem bezpośrednio zaczęły wyrzucać poza potencjalny elektorat tej partii coraz większą liczbę Polaków, którzy w dzień wyborów postanowili zostać w domu. Bo przy takiej atmosferze plebiscytowej frekwencja nieco ponad 50 proc. nie jest oszałamiająca. Co więcej, biorąc pod uwagę, że w Europie średnia idących na wybory wynosi ok. 70 proc., nasz wynik jest żenująco słaby.
Pierwszym wspomnianym samobójem była sprawa posłanki Sawickiej. Trzeba przyznać, że był to mocny obrazek, który ukazał PiS jako partię bezwzględną, cyniczną, która jest w stanie niszczyć ludzi, w dodatku za pomocą tajnej policji, której Polacy, bardzo dobrze pamiętający PRL, po prostu nie akceptują.Drugim samobójem było zaś, w moim odczuciu, piątkowe wyborcze orędzie premiera. Dlaczego? Otóż Polacy zobaczyli, że jedni mają większe prawa od innych. Premier skorzystał bowiem z prawnej możliwości dostępu do największej stacji telewizyjnej z racji tego, że jest premierem, a nie z racji kandydowania jego ugrupowania w wyborach.
Moim zdaniem przez wielu ludzi zostało to odebrane jako jawne nadużycie władzy, co stanowiło jednocześnie sygnał, że w przyszłości, jeśli PiS wygra, może być pod tym względem jeszcze gorzej.Podsumowując: w ciągu ostatnich dwóch tygodni poprzedzających dzień wyborów Tusk zyskał, a PiS strzeliło sobie w stopę i nie tylko straciło poparcie tych, którzy byli zdegustowani stylem sprawowania władzy i głosowali przeciwko tej partii, ale co gorsza sprawiło, że jego dotychczasowi zwolennicy – osoby w podeszłym wieku, wierzące, mieszkańcy wsi i małych miasteczek – w większości zostali w domach.