Platforma ma lepszą pozycję wyjściową niż PiS dwa lata temu. Choćby dlatego, że w Sejmie będzie miała silniejszą reprezentację i potencjalnie łatwiejszego koalicjanta. Rządzenie z PSL zostanie uznane za coś naturalnego. Nie będzie takim szokiem, jakim była współpraca PiS z LPR i Samoobroną. Poza tym PSL może być bardziej przewidywalnym partnerem. Zwłaszcza że dziś między PO a ludowcami nie ma już tak wielkiej różnicy poglądów. Nie oznacza to jednak wcale, że przed Platformą nie ma podobnych zagrożeń, przed jakimi stał rząd Jarosława Kaczyńskiego. Ilość błędów do popełnienia jest taka sama. A część z nich PO popełniła już wcześniej.
Jednym z podstawowych mankamentów ekipy Kaczyńskiego był styl zarządzania partią. PiS zamykało się nie tylko na ludzi z zewnątrz, ale niszczyło też różnorodność w obrębie własnego ugrupowania. Jarosław Kaczyński pozbył się takich ludzi jak Kazimierz Marcinkiewicz czy Radek Sikorski. Doprowadził do odejścia Marka Jurka. Starał się marginalizować środowisko konserwatystów skupione wokół Kazimierza Ujazdowskiego i Pawła Zalewskiego. Indywidualności, ludzie, którzy mogą myśleć samodzielnie, szybko tracili swoją pozycję. Spotkało to nawet bliskiego przyjaciela premiera, Ludwika Dorna. Kaczyński otoczył się ściśle dawnymi działaczami Porozumienia Centrum, których wyróżniała co prawda stuprocentowa lojalność i spolegliwość, ale na pewno nie osobowość, kreatywność i umiejętność samodzielnego myślenia.
Podobny proces, choć na nieco mniejszą skalę, zachodził także w Platformie: walka z Janem Rokitą, eliminowanie konserwatystów z list wyborczych, atomizowanie partii i otaczanie przewodniczącego przez dwór. Jedno z kluczowych pytań brzmi zatem, na ile to ugrupowanie i ten rząd potrafią się dziś otworzyć. Czy Donald Tusk i jego współpracownicy wyciągną wnioski z faktu, że wiele głosów dla Platformy uzyskali tacy ludzie jak Bogdan Zdrojewski czy Jarosław Gowin? Czy Tusk będzie w stanie zaprosić do rządu merytorycznego, ale jednocześnie bardzo samodzielnego Jana Rokitę? Czy przyszły premier ściągnie takie osobowości jak Rafał Dutkiewicz czy Kazimierz Marcinkiewicz? Czy będzie gotów stworzyć ekipę silnych osobowości, czy będzie wolał mieć pod sobą karny pluton lojalnych sierżantów?
Nikt już nie wierzy w możliwość powstania koalicji PO – PiS. Ale to nie znaczy, że idee, które kiedyś były wspólne tym dwóm ugrupowaniom, czyli radykalnej naprawy państwa – to, co potem przywódcy PiS nazwali projektem IV RP – nie są już aktualne. Że wyborcy nie oczekują tych zmian.
PiS zaczęło je mniej lub bardziej udolnie realizować. Donald Tusk musi pamiętać, że w ostatnich wyborach na partię Jarosława Kaczyńskiego głosowało pięć milionów Polaków. A to oznacza, że znaczna część społeczeństwa poparła ten właśnie kierunek zmian. Dobrze by było, by nowa ekipa wzięła to sobie do serca i nie odrzucała wszystkich działań poprzedników. To ważne zarówno z punktu widzenia dobra całego państwa, jak i partykularnych interesów Platformy. Jeśli nowy rząd nagle zajmie się wyłącznie „obroną dorobku III RP”, wówczas PiS łatwo zepchnie konkurenta do kąta, w którym przetrwał jeszcze obóz Lewicy i Demokratów.