Elektorat PiS nie umarł

Prawo i Sprawiedliwość powinno po wyborach poszukać sobie nowej twarzy. Najlepiej, gdyby wybrało wizerunek mądrego katolika „po przejściach”; Polaka, który troszczy się o rodzinę – pisze psycholog społeczny Norbert Maliszewski

Publikacja: 07.11.2007 16:46

Red

Była już generacja nic, pokolenie JP II, pokolenie 1200 brutto. Żadne z tych zjawisk długo nie przetrwało. Teraz mamy kolejną generację, której stworzenie przyniosło sukces Platformie Obywatelskiej. Owa generacja zrodziła się z protestu wykształciuchów i nazwałem ją – umownie – pokoleniem nie. Jego geneza to okres rządów PiS, zaś momentem przełomowym dla jego rozwoju była ostatnia kampania wyborcza.

Podczas niej PiS budowało wizerunek ludowego bohatera walczącego o sprawiedliwość dla „zwykłego człowieka”, któremu zagrażają „elity”, „korporacje”, „oligarchowie”, „salon”. Atak na „układ” rykoszetem uderzył w autorytet lekarzy. Poczuć urazę mogły salony kulturalne, naukowe, elita nauczycieli. Ludziom młodym, przedsiębiorczym uwierały nałożone przez PiS na państwo mechanizmy kontrolne.

Sieć internetowa rozgrzała się do czerwoności. Powstał swoisty trend, który można określić jako „pokolenie nie”. Ludzie zaprotestowali przeciwko kaczyzmowi. Zaczęli manifestować swoje wartości – otwartość, indywidualizm, tolerancję. „Pokolenie nie” potrzebowało wodza, którym w trakcie debat wyborczych stał się Donald Tusk. Lider PO wcześniej miał wizerunek polityka słabego, pozbawionego charyzmy. Wiele osób rozczarowanych jego wcześniejszą postawą chciało głosować na LiD lub w dniu wyborów zostać w domu. W trakcie debaty doskonale przygotowany Tusk, bardzo konkretny, zaskoczył wszystkich. Ludzie uwierzyli, że Platforma może wygrać. Wtedy dokonała się nagła zmiana postaw. Wykształciuchy i salonowcy zaczęli mieć nadzieję na długo oczekiwaną zmianę, zapragnęli rewolucji i budowania drugiej Irlandii. Ta nadzieja „wygrała” wybory.

Zrealizowanie rozbudzonych przez Tuska nadziei młodych ludzi graniczy jednak z cudem. Wykształciuchy z natury są bardzo krytyczne i będą się uważnie przyglądać działaniom Platformy. W kampanii uwierzyły, że kiedy rządy obejmie PO, ludziom będzie się żyć lepiej, normalniej, spokojniej, jak na Zielonej Wyspie. Czy taki szybki cud jest możliwy? Przykład rządów Platformy i Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie nie daje za wiele nadziei. Reformy są zawsze długotrwałym procesem. Dalsze losy „pokolenia nie” zależą więc od działań Donalda Tuska. Jeśli nowy premier ich zawiedzie, pogrążone w marzeniach „pokolenie nie” wyprze się swego idola i przestanie istnieć. Wybierze konkret, czyli prawdziwą Irlandię, a nie bajkę o Irlandii nad Wisłą.

Skutkiem dwóch lat rządów PiS nie jest jednak tylko pokolenie „wykształciuchów”, ale też pojawienie się nowego trendu – powstania nowej silnej grupy, która otwarcie głosi takie wartości, jak: katolicyzm, kolektywizm, tradycjonalizm. Rządy Prawa i Sprawiedliwości sprawiły, że owa grupa przestała się wstydzić manifestowania poglądów, które wcześniej były uważane w najlepszym przypadku za niemodne. W ciągu ostatnich dwóch lat poglądy Polaków przesunęły się mocno na prawo, znacznie więcej osób zaczęło też żywo uczestniczyć w życiu Kościoła (o czym świadczy wzrost odsetka osób przyjmujących komunię).

Byłoby błędem uważać, że ten trend był wyrazem jakiegoś rodzaju konformizmu. I że dotyczy wyłącznie – jak usiłuje się czasami przekonywać – ludzi ze społecznych dołów. Tradycyjne wartości są bliskie nie tylko Kowalskim, ale także osobom ze świata kultury i nauki. Niekoniecznie starsi, ale też młodzi ludzie, aktywni, wyjeżdżający za granicę, aby dawać wykłady, przedstawiać swoje prace. Na razie w swoim środowisku są traktowani trochę jak trędowaci. Nie są ostro krytykowani, jeszcze nie są izolowani, ale już tworzy się pewien dystans, gdy środowisko dostrzega, że ktoś z jego grupy przedkłada tradycję nad liberalizm. Warto zauważyć, że istnienie grupy „trędowatych” nie jest polską specyfiką ani przejawem polskiej prowincjonalności. Jest światową tendencją. W Europie Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych promowane są wartości, które często wzbudzają lęk u dużej części społeczeństwa. Manifestowanie homoseksualizmu, tygiel kultur na ulicach, postmodernistyczna sztuka budzą niepokój wśród ludzi, którzy liczyli na to, że świat będzie taki jak zawsze i poukładany.

PiS przegrało wybory, gdyż zaniedbało „zwykłego codziennego tradycjonalistę”, który tkwi w wielu Polakach. Ludzi zniechęcił zbyt duży, trudny do zaakceptowania temperament jego polityków

Z tego względu renesans przeżywają tradycyjne wartości (zresztą wywodzące się z różnych tradycji), odżywają ruchy religijne, ludzie – mówiąc w przenośni – zapuszczają brody. Tradycjonalizm czasem jest ucieczką przed ponowoczesnością, a czasem ma służyć jej oswojeniu. Taką rolę odgrywa na przykład bardzo popularny w Stanach Zjednoczonych serwis wymiany plików GodTube, czyli chrześcijańska wersja YouTube.

Ciekawe, że nie spełniły się oczekiwania, iż wyjazdy młodych Polaków na Zachód zmienią ich w osoby bardziej otwarte i tolerancyjne. Dowodzi tego badanie przeprowadzone podczas wakacji 2006 roku. Wykazało ono, że studenci, którzy wybrali się na wyjazd typu work & travel do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, po przyjeździe byli bardziej uprzedzeni wobec osób czarnoskórych niż przed podróżą.

Dlatego grupa trędowatych nie jest skazana na wymarcie. Wbrew nadziejom redaktorów „Polityki” (Mariusz Janicki i Władysław Władyka) , ostatnio w swoim tygodniku tekst pod tytułem „Dwie Polski”. Jako psycholog społeczny od pewnego czasu zajmuję się m.in. problematyką tzw. „jednej drużyny”, czyli tworzenia wspólnych tożsamości dla wrogich sobie grup, więc po tekst w „Polityce” sięgnąłem z ogromnym zainteresowaniem.

Byłem ciekawy, czy Janicki i Władyka znajdą lekarstwo na podział, który powstał po wyborach pomiędzy zwolennikami PiS a PO. Oni jednak zasugerowali remedium tylko dla Platformy. Partia Tuska ich zdaniem powinna czekać na „naturalne przemiany cywilizacyjno-demograficzne”, innymi słowy, aż umrze elektorat PiS. Proszę wybaczyć, ale nie zgodzę się z tą śmiałą tezą.

Ludzie wraz z wiekiem często zmieniają swoje poglądy. Kiedy zakładają rodziny, dojrzewają, zaczynają odkrywać w sobie głęboko zakorzenione wartości swojej matki lub ojca.

Moim zdaniem PiS przegrało wybory, gdyż zaniedbało „zwykłego codziennego tradycjonalistę”, który tkwi w wielu Polakach. Ludzi zniechęcił zbyt duży, trudny do zaakceptowania temperament polityków PiS.

Zajadłość w roli partii opozycyjnej może jeszcze pogłębić tę przepaść Prawa i Sprawiedliwości z przeciętnym Kowalskim. Nie tylko PO, ale również PiS powinno dopieścić swój centroprawicowy elektorat, pokazać swoją troskę o wartości rodzinne, polskość, katolicyzm. Ich wyborcy także pragną żyć szczęśliwie, tak jak ludzie w Irlandii, która przecież jest „solidarna” i katolicka.

Zarówno PO, jak i PiS są skazane na konstruktywne działanie. PiS nie może sobie pozwolić na zacietrzewienie w opozycji, prowadzenie destrukcyjnych wojen. Obecny spadek w notowaniach PiS był efektem nie tyle silnych argumentów zwycięzców, co skutkiem upadku mitu PIS jako narodowego przywódcy, partii skutecznej i zimnej. Po przegranej taki zimny przywódca staje się po prostu draniem, któremu nikt nie będzie współczuł. PiS powinno więc poszukać sobie nowej twarzy – mądrego katolika „po przejściach”; Polaka, który troszczy się o rodzinę. Ta troska o interes „zwykłego tradycjonalisty” będzie wiarygodna, jeśli PiS będzie zgłaszało inicjatywy ustawodawcze, działało, konstruktywnie krytykowało PO.

Platforma zaszkodzi sobie, jeśli zajmie się igrzyskami i rozliczaniem kaczyzmu. „Pokolenie nie” jest zbyt inteligentne na takie fajerwerki. Przekonała się o tym prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, której refleksję nad zmianą lokalizacji Stadionu Narodowego wzbudziły burzę wśród warszawiaków. Tusk, jeśli nie chce stracić swojej wyborczej generacji, musi działać: budować stadiony, autostrady, zmieniać służbę zdrowia.

Oczywiście ideałem byłoby, gdyby te dwie duże partie porozumiały się co do najważniejszych zadań dla Polski, m.in. przygotowań do Euro 2012, budowy drugiej Irlandii. Zgodnie z wynikami badań socjologicznych taka współpraca i powołanie jednej drużyny redukuje uprzedzenia i łagodzi wzbudzone w czasie wyborów emocje. Gdyby to się udało, wszystkim żyłoby się lepiej i spokojnie, w kraju, w którym wykształciuchy i tradycjonaliści mogą się wzajemnie szanować. Choć to na razie tylko marzenie.

Autor jest psychologiem społecznym, kierownik studiów podyplomowych psychologia reklamy organizowanych przez Uniwersytet Warszawski i agencję reklamową Publicis

Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA