Była już generacja nic, pokolenie JP II, pokolenie 1200 brutto. Żadne z tych zjawisk długo nie przetrwało. Teraz mamy kolejną generację, której stworzenie przyniosło sukces Platformie Obywatelskiej. Owa generacja zrodziła się z protestu wykształciuchów i nazwałem ją – umownie – pokoleniem nie. Jego geneza to okres rządów PiS, zaś momentem przełomowym dla jego rozwoju była ostatnia kampania wyborcza.
Podczas niej PiS budowało wizerunek ludowego bohatera walczącego o sprawiedliwość dla „zwykłego człowieka”, któremu zagrażają „elity”, „korporacje”, „oligarchowie”, „salon”. Atak na „układ” rykoszetem uderzył w autorytet lekarzy. Poczuć urazę mogły salony kulturalne, naukowe, elita nauczycieli. Ludziom młodym, przedsiębiorczym uwierały nałożone przez PiS na państwo mechanizmy kontrolne.
Sieć internetowa rozgrzała się do czerwoności. Powstał swoisty trend, który można określić jako „pokolenie nie”. Ludzie zaprotestowali przeciwko kaczyzmowi. Zaczęli manifestować swoje wartości – otwartość, indywidualizm, tolerancję. „Pokolenie nie” potrzebowało wodza, którym w trakcie debat wyborczych stał się Donald Tusk. Lider PO wcześniej miał wizerunek polityka słabego, pozbawionego charyzmy. Wiele osób rozczarowanych jego wcześniejszą postawą chciało głosować na LiD lub w dniu wyborów zostać w domu. W trakcie debaty doskonale przygotowany Tusk, bardzo konkretny, zaskoczył wszystkich. Ludzie uwierzyli, że Platforma może wygrać. Wtedy dokonała się nagła zmiana postaw. Wykształciuchy i salonowcy zaczęli mieć nadzieję na długo oczekiwaną zmianę, zapragnęli rewolucji i budowania drugiej Irlandii. Ta nadzieja „wygrała” wybory.
Zrealizowanie rozbudzonych przez Tuska nadziei młodych ludzi graniczy jednak z cudem. Wykształciuchy z natury są bardzo krytyczne i będą się uważnie przyglądać działaniom Platformy. W kampanii uwierzyły, że kiedy rządy obejmie PO, ludziom będzie się żyć lepiej, normalniej, spokojniej, jak na Zielonej Wyspie. Czy taki szybki cud jest możliwy? Przykład rządów Platformy i Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie nie daje za wiele nadziei. Reformy są zawsze długotrwałym procesem. Dalsze losy „pokolenia nie” zależą więc od działań Donalda Tuska. Jeśli nowy premier ich zawiedzie, pogrążone w marzeniach „pokolenie nie” wyprze się swego idola i przestanie istnieć. Wybierze konkret, czyli prawdziwą Irlandię, a nie bajkę o Irlandii nad Wisłą.
Skutkiem dwóch lat rządów PiS nie jest jednak tylko pokolenie „wykształciuchów”, ale też pojawienie się nowego trendu – powstania nowej silnej grupy, która otwarcie głosi takie wartości, jak: katolicyzm, kolektywizm, tradycjonalizm. Rządy Prawa i Sprawiedliwości sprawiły, że owa grupa przestała się wstydzić manifestowania poglądów, które wcześniej były uważane w najlepszym przypadku za niemodne. W ciągu ostatnich dwóch lat poglądy Polaków przesunęły się mocno na prawo, znacznie więcej osób zaczęło też żywo uczestniczyć w życiu Kościoła (o czym świadczy wzrost odsetka osób przyjmujących komunię).