Służba zdrowia bez rewolucji

Podstawowa opieka zdrowotna w Polsce jest w wielkim stopniu sprywatyzowana. Natomiast niepokojące sygnały dotyczą źle zarządzanych placówek publicznych – pisze minister zdrowia Ewa Kopacz

Aktualizacja: 16.07.2008 13:56 Publikacja: 16.07.2008 01:03

Służba zdrowia bez rewolucji

Foto: Rzeczpospolita

Red

System publicznej opieki zdrowotnej jawi się Polakom jako niewydolny, nieefektywny, nieprzyjazny pacjentom, biurokratyczny, niejasny, sprzyjający patologii z korupcją na czele. I dlatego niezbędne są głębokie strukturalne zmiany kontynuujące, co prawda w innym czasie i w innych okolicznościach, reformę systemu rozpoczętą przez rząd Jerzego Buzka w 1998 roku i zarazem kończące zamęt spowodowany „kontrreformą” Mariusza Łapińskiego z 2001 roku.

Naprawa tego stanu rzeczy jest wyzwaniem, którego nie mogło zabraknąć w planie modernizacji Polski przedstawionym przez PO i PSL. Co więcej, nie jest to sprawa partyjna, ale narodowa, która powinna łączyć, a nie dzielić polityków rozmaitych opcji.

Dlatego z uwagą przeczytałam artykuł „Jak naprawić służbę zdrowia” autorstwa trzech panów: Marka Balickiego, Ludwika Dorna i Zbigniewa Religi, zamieszczony w „Rzeczpospolitej” z 9 lipca 2008. Niestety, rozczarowałam się.

Ta swoista aria trzech barytonów zabrzmiała mi cokolwiek fałszywie. Oto bowiem ich recepta na naprawę służby zdrowia zapisuje terapię, którą wszak sami mogli nie tak dawno zastosować. Przypomnijmy: dwóch z nich było w niedalekiej przeszłości ministrami zdrowia, a Marek Balicki piastował to stanowisko nawet dwukrotnie. Ludwik Dorn był zaś prominentnym politykiem obozu rządzącego, w tym marszałkiem Sejmu. Dlaczego zatem nie ma dziś zreformowanej według tej recepty ochrony zdrowia, skoro były to tak dobre pomysły, „niekiedy nawet przybierające formę legislacyjną”.

Czas rządów PiS i ministrowania Zbigniewa Religi zostanie zapamiętany przede wszystkim ze względu na dwie sztandarowe ustawy, które okazały się sztandarowymi bublami: niedopracowana ustawa o ratownictwie medycznym i o zbiorowej odpowiedzialności kierowców za wypadki (tzw. podatek Religi). Czas Marka Balickiego zostanie zapamiętany jako próba wdrożenia ułomnej koncepcji zakładów opieki zdrowotnej w postaci tzw. spółek użyteczności publicznej.

Zatem te same, przechodzone pomysły: kulawych prawnie spółek użyteczności publicznej oraz arbitralnie wyznaczanej przez polityków sieci szpitali, są dziś istotą pomysłu trzech barytonów.

Sojusz dwóch lewicowych partii: PiS i Socjaldemokracji Polskiej na szczęście zdarzył się tylko na łamach „Rzeczpospolitej” w postaci wspomnianego artykułu. W realnym życiu politycznym szacownym autorom Polacy powiedzieli już „dziękujemy”.

Jakby tego nie zauważając, więcej, ignorując ów drobny fakt, trzech barytonów nadal wyśpiewuje swoją arię: „w istocie nie istnieje żaden rządowy plan naprawczy dla ochrony zdrowia, istnieją tylko chaotyczne i nieprzemyślane projekty, nad którymi projektodawcy intelektualnie nie panują i które anarchizują sytuację, a owe pożałowania godne projekty naznaczone są intensywnym konfliktem politycznym nie tylko z opozycją, ale przede wszystkim ze środowiskiem służby zdrowia. Ale, szanowni Polacy i drodzy pacjenci, nie martwcie się. Oto my wiemy, potrafimy i zrobimy. Oddajcie nam tylko władzę, którą nam – zapewne przez pomyłkę – odebraliście”.

W ten sposób dyskurs opozycji na temat sposobu naprawy systemu ochrony zdrowia jest prowadzony za pomocą najgorszych środków z arsenału walki politycznej: półprawd, kłamstw, insynuacji, sugerowania na podstawie fałszywych przesłanek. Odnoszę wrażenie, że dla polityków opozycji największą wadą projektu naprawczego jest to, że rzeczywiście istnieje. Politycy opozycji stosują także nieładny chwyt, w myśl zasady, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Projektują jednak coś więcej: samospełniającą się przepowiednię, mając nadzieję, że w pewnej chwili rząd naprawdę uwierzy, iż naprawa systemu ochrony zdrowia składa się z nieprzemyślanych i chaotycznych kroków i odstąpi od reformy. A wtedy chaos na pewno nastąpi.

W tej kwestii mogę odpowiedzieć tylko tak: niedoczekanie wasze, panowie. Plan naprawczy w ochronie zdrowia rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego zrealizuje z całą determinacją. Dlatego, że jest to plan spójny i logiczny, który zapewni satysfakcję polskiemu pacjentowi.

Muszę jednak przyznać, że te polityczne igraszki uprawiane na polu ochrony zdrowia są dla mnie szczególnie bolesne. Zawsze uważałam, że polityka państwa dotycząca ochrony zdrowia Polaków to jedna z tych kilku narodowych spraw, które powinny być prowadzone ponad partyjnymi podziałami, i jest to dzieło wymagające od aktorów sceny politycznej porzucenia chęci wygrywania tej sprawy dla doraźnych celów.

Pracuję w rzeczywistym świecie i jestem członkiem rządu, który wziął odpowiedzialność za Polskę! Dlatego chciałabym się w tym artykule skoncentrować na przypomnieniu, jaki docelowy kształt organizacyjny ochrony zdrowia proponuje nasz właśnie realizowany plan naprawczy.

Warto przedtem odpowiedzieć sobie na pytanie, co w organizacji ochrony zdrowia jest najważniejsze z punktu widzenia pacjenta. Otóż wcale nie struktura własnościowa zakładu opieki zdrowotnej jest najważniejsza.

Najważniejsza jest gwarancja bezpieczeństwa zdrowotnego, którą może dać przede wszystkim dobre ubezpieczenie zdrowotne. Krótko mówiąc, pacjent musi mieć pewność, że za swoją składkę ubezpieczeniową trafi do zakładu opieki zdrowotnej, szpitala lub przychodni, który zaproponuje mu leczenie bez kolejek i łapówek, z poszanowaniem jego praw i godności. A czy będzie to placówka rządowa, samorządowa czy prywatna, ma znaczenie drugoplanowe. Zatem kluczowa jest reforma ubezpieczenia zdrowotnego, której istotą jest prawo i możność wyboru przez pacjenta instytucji ubezpieczeniowej (dziś monopolistycznej), a ta z kolei będzie miała prawo i obowiązek konkurowania z innymi instytucjami tego typu, proponując pacjentowi najlepsze warunki leczenia. W ten sposób instytucje ubezpieczeniowe kierując się znanymi mechanizmami rynkowymi, będą ubiegały się o kontrakty z najlepszymi zakładami opieki zdrowotnej. Te zaś będą się starały być jak najlepsze, aby na takie kontrakty zasłużyć.

Sojusz PiS i SdPl – dwóch lewicowych partii – na szczęście zdarzył się tylko na łamach „Rz”. W realnym życiu Polacy powiedzieli im już: „dziękujemy”

Już dziś istnieje wiele szpitali, bynajmniej nie publicznych, które „za darmo” (bo z tytułu kontraktu z NFZ) oferują całkiem niezły standard medyczny i niezłe warunki pobytu. Trzeba też przypomnieć, że podstawowa opieka zdrowotna jest w wielkim stopniu już sprywatyzowana, a niepokojące opinię publiczną sygnały w tym obszarze dotyczą właśnie źle zarządzanych placówek publicznych. Dlatego tak ważnym przedsięwzięciem jest demonopolizacja i podział płatnika, czyli Narodowego Funduszu Zdrowia, a następnie dopuszczenie niepublicznych instytucji ubezpieczeniowych

Rolą państwa jest nadzór nad tymi instytucjami i ze szczególną wrażliwością przestrzeganie konstytucyjnej zasady równości w zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego i solidarności społecznej. To będzie pewniejsza od statusu własnościowego ZOZ gwarancja dla polskiego pacjenta.

Zapowiedziana reforma zakładów opieki zdrowotnej, której poświęca się tyle uwagi, ma na celu przygotowanie systemu do prawdziwej i rzetelnej konkurencji o pacjenta. Jak wiadomo, w wyniku reformy zakłady opieki zdrowotnej zostaną przekształcone w spółki kierujące się zasadami prawa handlowego. Wielu znajdującym się w szczególnie trudnej sytuacji pomoże się w zrzuceniu bagażu długów, które w niejednym wypadku już na samym początku unieważniłyby projekt rzeczywistego i odpowiedzialnego władztwa samorządu nad nimi.

Dlaczego plan naprawczy zakłada przekształcenie szpitali w spółki handlowe? Ta forma prawna urealnia odpowiedzialność właścicieli (przeważnie samorządów), pozwala im wspierać szpital, ale też nakazuje płacić jego długi, a zarząd zmusza do efektywnych zachowań organizacyjnych i finansowych. Przypominam przy tym, że spółka, zwłaszcza o charakterze komunalnym, nie musi być nastawiona wyłącznie na zysk, ale może być nakierowana na zaspokojenie potrzeb społeczności. Natomiast nikt nie ma wątpliwości, że dla efektywnego zarządzania nie wymyślono nic lepszego niż spółka prawa handlowego.

Taka jest filozofia i logika naszego projektu naprawy systemu ochrony zdrowia. Piszę „naprawy”, bo nie robimy rewolucji. Chcemy po prostu urealnić odpowiedzialność władzy publicznej, w tym samorządów, za zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków.

Wreszcie, na koniec, chciałabym uświadomić czytelnikom, jak bardzo uporządkowanie systemu ochrony zdrowia nie jest na rękę wielu przemożnym siłom, które profity czerpią właśnie z obecnego chaosu i bałaganu. I to je przede wszystkim wzmacnia totalna krytyka uprawiana przez politycznych mocodawców trzech barytonów. Krytyka, którą najlepiej można skomentować słowami Krzysztofa Kononowicza, swego czasu kandydata na prezydenta Białegostoku, który zasłynął na całą Polskę zdaniem użytym w kampanii wyborczej: „i żeby nie było niczego”.

Kim są zatem prawdziwi wrogowie naprawy systemu zdrowia, którym popsuje ona interesy? Można ich podzielić na trzy grupy:

Tych, którzy dobrze się mają w obecnym niejasnym i uwikłanym w różne relacje systemie, a przejrzystość i racjonalność systemu oznacza dla nich kres interesów i profitów.

Tych, którzy nie są dziś rozliczani za złe zarządzanie placówką ochrony zdrowia, a nasze propozycje nieuchronnie zmierzają do ich jasnej odpowiedzialności.

Tych, którzy z możliwości zarządzania szpitalami, czyli dawania posad, uczynili element łupu politycznego.

Być może stanowi to część odpowiedzi, dlaczego nigdy w Rzeczypospolitej nie udało się przeprowadzić solidnej i konsekwentnej reformy ochrony zdrowia...

Autorka jest lekarzem i ministrem zdrowia w rządzie Donalda Tuska oraz posłanką Platformy Obywatelskiej

Marek Balicki, Ludwik Dorn,Zbigniew Religa

Jak naprawić służbę zdrowia

Za absolutnie konieczne uważamy etapowe zwiększenie składki zdrowotnej w najbliższych latach w sposób nieobciążający dochodów ubezpieczonych 9 lipca 2008

System publicznej opieki zdrowotnej jawi się Polakom jako niewydolny, nieefektywny, nieprzyjazny pacjentom, biurokratyczny, niejasny, sprzyjający patologii z korupcją na czele. I dlatego niezbędne są głębokie strukturalne zmiany kontynuujące, co prawda w innym czasie i w innych okolicznościach, reformę systemu rozpoczętą przez rząd Jerzego Buzka w 1998 roku i zarazem kończące zamęt spowodowany „kontrreformą” Mariusza Łapińskiego z 2001 roku.

Naprawa tego stanu rzeczy jest wyzwaniem, którego nie mogło zabraknąć w planie modernizacji Polski przedstawionym przez PO i PSL. Co więcej, nie jest to sprawa partyjna, ale narodowa, która powinna łączyć, a nie dzielić polityków rozmaitych opcji.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska