Nie jestem przeciwnikiem tarczy. Zdaję sobie sprawę, że jest to broń przyszłości, ale nie potrafię przewidzieć, czy w kilku – kilkunastoletniej perspektywie będzie czynnikiem stabilizacji czy wręcz przeciwnie. W sprawach tak fundamentalnych przydałaby się debata poparta dalekowzroczną analizą.
Od czasów II wojny światowej na świecie panowała „równowaga terroru”. Ład ten nie był oczywiście idealny, ale zagwarantował nam 60 lat bez konfrontacji nuklearnej, która oznaczałaby zagładę ludzkości. Budowa systemu antyrakietowego równowagę tę zasadniczo narusza. Sprawia bowiem, że Stany Zjednoczone będą w stanie powstrzymać, przynajmniej częściowo, atak nuklearny przeciwnika.
Chociaż uruchomienie parasola antyrakietowego zajmie jeszcze wiele lat, to konsekwencje niedawnych decyzji już się zaczęły. Reakcja Rosji jest – ze zrozumiałych względów – gwałtowna i potencjalnie niebezpieczna. Jej pozycja ulega bowiem dużemu osłabieniu.
Wiara w długotrwałą dominację USA, którą zaprezentował w swoim ostatnim orędziu prezydent Lech Kaczyński, może być złudna. Najszybciej zbrojącym się państwem świata są dzisiaj Chiny, których porażający wzrost gospodarczy każe przypuszczać, że w niedługim czasie osiągną one status supermocarstwa również w wymiarze wojskowym. Kto ma pieniądze, ten ma również głowice nuklearne. A już 60 proc. światowych finansów przepływa przez Azję bez jakiegokolwiek udziału Zachodu.
Instalacja w Polsce tarczy antyrakietowej zwiąże nas na wiele lat ze Stanami Zjednoczonymi. Szkopuł w tym, że nie wiemy, jakim krajem będzie Ameryka w perspektywie kilkunastu lat. Powinniśmy odejść od wąskiego postrzegania naszego bezpieczeństwa i zacząć uwzględnić globalne procesy.