Polska zjednoczona partia tarczy

Amerykańska tarcza zbliżyła pałających na co dzień wobec siebie niechęcią prezydenta i premiera, a także redaktorów największych gazet. Ale to bardzo podejrzana zgoda – pisze publicysta

Aktualizacja: 29.08.2008 08:28 Publikacja: 29.08.2008 01:29

JPrzeglądając ostatnio trzy największe polskie dzienniki, Polacy musieli odnieść wrażenie, że czytają jedną gazetę. Różnica w tekstach na temat rozmieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej polegała na indywidualnych talentach literackich komentatorów. Bo już zgoda, co do tego, że dobrze się stało, iż Warszawa i Waszyngton podpisały porozumienie, nie była przez nikogo kwestionowana.

Michał Karnowski pisał w „Dzienniku”: „umowa jest kolejnym po wejściu do NATO i UE sukcesem w procesie zakotwiczania w strukturach Zachodu”. Dla Marcina Bosackiego z „Gazety Wyborczej” jeszcze przed ostatecznym podpisaniem umowy było jasne, że jej zawarcie „to uznanie rzeczywistości – USA są i muszą być najważniejszym sojusznikiem Polski”. Jednak największy entuzjazm przy pisaniu komentarza musiał towarzyszyć wicenaczelnemu „Rzeczpospolitej” Piotrowi Gabryelowi, który parafowanie umowy określił mianem „święta tarczy” i dziękował wszystkim, którzy choć mały palec przyłożyli do jej zawarcia.

Chwilowa zgoda co do konieczności instalacji w Polsce tarczy (choć już nie co do miejsca, sposobu i czasu podpisania umowy) zapanowała także w zwaśnionym świecie polityki. Prezydent Lech Kaczyński nie krył wzruszenia, gdy podczas udzielania wywiadu „Rzeczpospolitej” otrzymał wiadomość, że tarcza w Polsce będzie. Jego zdaniem to sukces Polski, bo tarcza zwiększa nasze bezpieczeństwo. Ponadto, dodaje, jeden z głównych celów jego prezydentury, który został osiągnięty.

„Pojednanie tarczowe” przypomina pierwotną zgodę w kwestii operacji irackiej. Ale zostaliśmy po niej tylko z moralnym kacem, że wzięliśmy udział w niesprawiedliwej wojnie

Premier Donald Tusk z kolei, mający do tej pory, przynajmniej w oficjalnych wystąpieniach, spore wątpliwości wobec amerykańskiej instalacji, nagle przeżył iluminację. Do tego stopnia puścił wodze fantazji, że ujrzał zniszczony kraj i tysiące ofiar: „Wierzę w siłę NATO i UE, ale wiemy, ile dni wymaga uruchomienie tej machiny. Chcemy uczestniczyć w takim sojuszu, który kiedyś przyjdzie na odsiecz nie martwym ludziom, tylko włączy się od pierwszych godzin ewentualnego konfliktu”.

Czy ten konsensus w sprawie tarczy nie jest równie podejrzany, jak podejrzana i fatalna w skutkach była zgoda w sprawie wysłania lekką ręką naszych wojsk do Iraku? I czy tarcza antyrakietowa naprawdę wzmacnia nasze narodowe bezpieczeństwo?

Do przyspieszenia rokowań w sprawie tarczy wykorzystano kaukaski konflikt. Jeśli kolumna rosyjskich czołgów ruszyła na Tbilisi, to może ruszyć także na Warszawę lub Pragę – mówiono. Dlatego potrzebujemy tarczy jak powietrza.

Sęk w tym, że konflikt związany z Osetią Południową i Abchazją ma się tak do tarczy jak pięść do oka. Dlaczego?

Odpowiedzialność za „pięciodniową wojnę” ponosi także prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, który zaryzykował, wkraczając do Osetii, i przegrał. Swoim zachowaniem sprowokował czyhającą tylko na taki moment Rosję.

To oczywiście nie może stanowić usprawiedliwienia dla Rosji, która zachowała się jak słoń w składzie porcelany. To był akt agresji łamiący międzynarodowe prawo i standardy. Zachód nie może go zaakceptować, tak jak nie może zaakceptować niepodległości obu zbuntowanych republik. I Rosja musi to poczuć.

Jednak dla Moskwy dużo dotkliwsze niż okrzyki polskiego prezydenta, że z Rosją trzeba ostro walczyć, będzie izolowanie jej wpływów w G8, Światowej Organizacji Handlu, zawieszenie rozmów o partnerstwie UE – Rosja i utrudnienia wizowe dla rosyjskich obywateli.

Europa powinna pokazać swą „twardą siłę”. Dać Moskwie jasno do zrozumienia (a najlepszą ku temu okazją będzie poniedziałkowy szczyt przywódców UE), że w razie konieczności jest gotowa do konfrontacji.

W Polsce wciąż się powtarza, że Zachód zgina wobec Rosji kolana, gdyż potrzebuje jej ropy i gazu. Oczywiście, że potrzebujemy i rosyjskiego gazu, i ropy. Tyle że Rosja potrzebuje zachodnich inwestycji, technologii i pieniędzy. Jest to relacja symetryczna, a nie asymetryczna.

Rosja nigdy nie kryła, że ma mocarstwowe ambicje. Tak jak mają je USA, Chiny, Indie. Ale na używanie swej siły może sobie pozwolić tylko wobec tych państw, które – jak Gruzja – nie mają umocowania w międzynarodowych strukturach – NATO, Unii. Trzymając się politycznego realizmu, trzeba mieć świadomość, że jeszcze przez długie lata Zachód będzie toczył z Rosją spór o dusze Ukrainy i Gruzji. A co za tym idzie: o dostęp do surowców naturalnych znajdujących się na ich terytoriach.

Czy w takiej sytuacji Rosja rzeczywiście stanowi dla Polski zagrożenie? Czy – prócz naszej obecności w NATO i UE – potrzebujemy jeszcze amerykańskiej tarczy antyrakietowej, by wiedzieć, że rosyjski niedźwiedź nie podniesie na nas łapy?

Czy nie wystarczy nam gwarancja, że w razie agresji chroni nas artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego, który mówi, że napaść zbrojna zwrócona przeciwko państwu członkowskiemu NATO traktowana jest jako atak na cały sojusz?

W założeniu amerykańska tarcza ma chronić Amerykę przed takimi państwami jak Iran. Kłopot w tym, że Iran ma przed sobą co najmniej kilka lat intensywnej pracy, jeśli poważnie myśli o budowie systemu międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Jest to więc czas na ofensywę dyplomatyczną i na negocjacje, by powstrzymać wyścig zbrojeń. Do podjęcia takich kroków zachęcają Busha nawet neokonserwatywni eksperci i politycy. Bush jednak jest na nie głuchy.

Jakby tego było mało, tarcza budzi poważne wątpliwości natury technologicznej. Ariel Cohen, ekspert związany z konserwatywnym think tankiem Heritage Foundation, pisał ostatnio, że „raport amerykańskich agencji wywiadowczych podważa sensowność całego projektu”. Nie tylko w Ameryce, ale nawet w Polsce (szkoda tylko, że już po podpisaniu umowy) zaczęto stawiać niewygodne pytania: co się stanie, jeśli tarcza nie zadziała dokładnie i przez omyłkę strąci samolot pasażerski? Co będzie, kiedy rakieta wystrzelona z Polski spadnie na inne państwo?

I w końcu: tarcza jest ostatnim ważnym projektem, jaki dopina administracja Busha przed opuszczeniem Białego Domu. Jeśli wybory prezydenckie wygra demokrata Barack Obama, projekt ten przez nową administrację może zostać mocno zmodyfikowany, jeśli nie wyrzucony do kosza.

Polska powinna była więc zachować daleko idącą ostrożność w dobijaniu z Amerykanami tarczowego dealu. Tak się nie stało. Przeciwnie: wokół tarczy zapanowała polityczno-medialna jedność ponad podziałami. Swoisty cud jedności.

„Pojednanie tarczowe” przypomina te, który obserwowaliśmy w kwestii irackiej wojny. Kiedy Waszyngton zażądał naszego wsparcia, dostał je od ręki. Polscy politycy, zarówno z prawa, jak i z lewa, przy entuzjastycznym wsparciu głównych mediów przekonywali nas, że musimy być odpowiedzialnym sojusznikiem, że musimy trzymać się Ameryki, jak dziecko trzyma się matki w ciemnym lesie, i że w końcu Amerykanie się za naszą lojalność odwdzięczą, pomagając zmodernizować armię, a przy odbudowie postsaddamowskiego kraju polskie firmy dostaną lukratywne kontrakty.

Co więcej, nasza lojalność wobec USA jest tak głęboka, niezależnie czy w Polsce rządzi prawica czy lewica, że najpewniej zgodziliśmy się także (jeśli prawdziwe okażą się doniesienia mediów) na obecność w Polsce amerykańskich więzień CIA, w których przetrzymywano i torturowano ludzi podejrzanych o terroryzm.

Co w zamian za to zyskała Polska? Nic. Zostaliśmy z niezrealizowanymi obietnicami Ameryki, możliwością potępienia nas przez UE (jeśli śledztwo wykaże, że więzienia CIA w Polsce istniały), nie wspominając o zemście islamskich terrorystów. A przede wszystkim z moralnym kacem, że wzięliśmy udział w niesprawiedliwej wojnie.

Nauczeni irackim doświadczeniem powinniśmy wiedzieć, że trzeba się uczyć na własnych błędach. Polski prezydent i premier, zamiast serwować nam kolejny żenujący spektakl uszczypliwości przy okazji podpisywania umowy w sprawie tarczy, w końcu powinni zdobyć się na odwagę, aby amerykańskim przyjaciołom powiedzieć: „Ameryko, nie pytaj wciąż, co Polska może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla Polski”.

Autor jest publicystą, stale współpracuje z tygodnikiem „Newsweek”

JPrzeglądając ostatnio trzy największe polskie dzienniki, Polacy musieli odnieść wrażenie, że czytają jedną gazetę. Różnica w tekstach na temat rozmieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej polegała na indywidualnych talentach literackich komentatorów. Bo już zgoda, co do tego, że dobrze się stało, iż Warszawa i Waszyngton podpisały porozumienie, nie była przez nikogo kwestionowana.

Michał Karnowski pisał w „Dzienniku”: „umowa jest kolejnym po wejściu do NATO i UE sukcesem w procesie zakotwiczania w strukturach Zachodu”. Dla Marcina Bosackiego z „Gazety Wyborczej” jeszcze przed ostatecznym podpisaniem umowy było jasne, że jej zawarcie „to uznanie rzeczywistości – USA są i muszą być najważniejszym sojusznikiem Polski”. Jednak największy entuzjazm przy pisaniu komentarza musiał towarzyszyć wicenaczelnemu „Rzeczpospolitej” Piotrowi Gabryelowi, który parafowanie umowy określił mianem „święta tarczy” i dziękował wszystkim, którzy choć mały palec przyłożyli do jej zawarcia.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?