"Coś za coś" z Łukaszenką

Aleksander Łukaszenko zwrócił się do Europy po niedzielnych "wyborach": "Oczekujemy od was zniesienia sankcji, które wprowadziliście i którymi obraziliście naród białoruski. Dlaczego ustawiliście wokół nas żelazną kurtynę? Ta żelazna kurtyna musi zostać zniesiona".

Aktualizacja: 07.10.2008 12:28 Publikacja: 06.10.2008 20:31

Rezultat wyborów na Białorusi oznacza, że na oczach białoruskiego społeczeństwa Aleksander Łukaszenk

Rezultat wyborów na Białorusi oznacza, że na oczach białoruskiego społeczeństwa Aleksander Łukaszenko kolejny raz demonstracyjnie zdezawuował opozycję

Foto: Reuters

Red

Unia może teraz odpowiedzieć Łukaszence: "Sankcje zniesiemy, może kolejne wybory będą demokratyczne…". Tyle że w 2010 roku sytuacja może być już całkiem inna niż dzisiaj. Czy będzie jeszcze o czym mówić?

[srodtytul] Wina unijnych rozmówców [/srodtytul]

Rozmowy na linii UE, rządy krajów unijnych – Białoruś toczyły się od miesięcy. Europejscy politycy, którzy w swoich krajach dbają o opinię wyborców, starają się, żeby wszystko, co czynią, odbywało się na publicznym widoku, w przypadku Białorusi zdecydowali się na nieszczery ruch. Wiele wskazuje na to, że prowadzono rozmowy o tym, jak w wyniku całkowicie niedemokratycznych wyborów wprowadzić do parlamentu Białorusi kilku przedstawicieli opozycji, w praktyce wskazanych przez Łukaszenkę. Były dyrektor sowchozu bardzo szybko zorientował się w słabości partnera i koncertowo ją rozegrał. Kilka dni przez wyborami "przewidywał", że paru przedstawicieli opozycji znajdzie miejsce w białoruskim parlamencie, odrzucał jednak możliwość wpuszczenia do izby któregokolwiek z przywódców opozycji. Szuszkiewicz, Milinkiewicz, Kazulin i inni patrzyli na działania demokratycznego świata ze wzrastającym niezrozumieniem. Jednych z nich władza nie dopuściła do elekcji, przeciw innym wystawiła nieznanych wcześniej działaczy. "Bruksela locuta, causa finta" – zdawali się jednak sądzić i pozostawali bezradni.

Stało się inaczej, niż obiecywano, z opozycji do parlamentu nie wszedł nikt. Dla liderów białoruskiej opozycji paradoksalnie brak zaproszenia od reżimu Łukaszenki jest wybawieniem, zmniejsza podziały w jej łonie i mniej ośmiesza ją na wewnątrzbiałoruskiej arenie. Jednak rezultat wyborów na Białorusi oznacza też, że na oczach białoruskiego społeczeństwa Łukaszenko kolejny raz demonstracyjnie zdezawuował opozycję. Część winy za tę sytuację ponoszą też jego unijni rozmówcy.

Prezydent Białorusi jest teraz wobec UE jak niegrzeczne dziecko, które stawia żądania mamie: "zgódź się, mamo, zachowasz twarz". Jest to dokładnie ta sama sekwencja zdarzeń, jaką znamy z relacji Rosja – UE. Politycy unijni początkowo stawiają żądania, prężą się przed kamerami wobec demokratycznych społeczeństw Europy, potem w zaciszu gabinetu minimalizują oczekiwania, np. do kilku ekonomicznych kwestii. Na końcu dbają już tylko o to, by nie stracić twarzy.

Putin i Łukaszenko rozpoznali ten mechanizm i zmuszają swoich partnerów do swego rodzaju poświadczenia nieprawdy. Tak oto rodzą się nieprawdziwe opinie na temat demokratyzacyjnych postępów u kilku naszych sąsiadów, na temat zmian, które należałoby pochwalić, gdyby rzeczywiście zachodziły.

[srodtytul] Niech wypuści kilku więźniów [/srodtytul]

To nieprawda, że trzeba dać Łukaszence szansę, by dyktator odszedł z twarzą. Łukaszenko najlepiej zadba o to wszystko sam. Większość dyktatorów w naszej części Europy sama świetnie zadbała i o swoje interesy, i nawet o dobrą reputację na stare lata. Czy UE powinna zatem teraz zaprzestać kontaktów z Łukaszenką? Nie. By jednak mieć osiągnięcia w dialogu z reżimem Łukaszenki, trzeba odetchnąć kilka tygodni, w sensie politycznym trzeba cofnąć się dwa kroki. Do momentu, kiedy Łukaszenko wypuścił kilku więźniów politycznych. Odpowiedź na ten gest powinna nadejść po kilku dniach w postaci jakiegoś drobnego ruchu ze strony UE, żeby rząd w Mińsku poczuł, iż mechanizm "coś za coś" działa. Celem UE powinno być przeprowadzenie wolnych wyborów i zagwarantowanie na Białorusi praw człowieka, w tym szczególnie wolności religijnych i praw mniejszości narodowych.

Prezydent USA Jimmy Carter pod koniec lat 70. prowadził wobec Polski politykę wsparcia ekonomicznego bez żądania politycznych reform. Pakiet ówczesnych działań wobec reżimu w Warszawie w rezultacie nie ulżył Polakom. Przy okazji napompowano kieszenie osobom niezwiązanym z władzą. To polityka Reagana kilka lat potem doprowadziła Polskę do wolnych wyborów i wolnego rynku. Polegała ona właśnie na wymianie "konkret za konkret".

Jeśli dziś nie mogą się odbyć na Białorusi wolne wybory, lepiej je troszkę odłożyć w czasie, niż udawać i kręcić.

W tym czasie, zamiast oczekiwania zgody Łukaszenki na inwestycje kilku zachodnich koncernów, należałoby wcześniej zażądać wprowadzenia pełnej wolności dla białoruskich firm. Europejska oferta jest w tej sprawie i tak nie do przebicia przez rosyjską: premier Putin przywozi co jakiś czas konkretne miliony w postaci nowych kredytów.

[srodtytul]Zgoda na gazetę[/srodtytul]

Zamiast pakietów i planów trzeba dynamicznie wymuszać konkretne zmiany dotyczące wolności politycznych i gospodarczych dla Białorusinów. Trzeba też pilnując ich realizacji znosić sankcje i rozwijać współpracę z Mińskiem. Zamiast ustalać wyniki wyborów na Białorusi przy francuskim koniaku, lepiej zacząć od wydarcia zgody dla opozycji na choćby jedną niezależną gazetę czy kanał telewizyjny. Taki proces musi i tak doprowadzić do wprowadzenia normalnej gospodarki i do wolnych wyborów. Wtedy opozycja będzie miała szansę w nich zaistnieć.

[link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/06/pawel-kowal-cos-za-cos-z-lukaszenka/]skomentuj na blogu[/link]

[i]Autor jest historykiem i politologiem, ekspertem od spraw wschodnich, posłem Prawa i Sprawiedliwości. W rządzie Jarosława Kaczyńskiego był wiceministrem spraw zagranicznych[/i]

Unia może teraz odpowiedzieć Łukaszence: "Sankcje zniesiemy, może kolejne wybory będą demokratyczne…". Tyle że w 2010 roku sytuacja może być już całkiem inna niż dzisiaj. Czy będzie jeszcze o czym mówić?

[srodtytul] Wina unijnych rozmówców [/srodtytul]

Pozostało 95% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml