[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/20/lukasz-warzecha-prezydent-silny-arogancja-premiera/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]
W swoim tekście [link=http://www.rp.pl/artykul/205327.html]"Zmasakrować prezydenta"[/link] Igor Janke postawił trafną tezę dotyczącą metod działania Platformy Obywatelskiej wobec Lecha Kaczyńskiego. Teza ta brzmi w skrócie: warto prowokować konflikty z prezydentem, bo i tak to on będzie przez większość Polaków i zdecydowaną większość mediów winiony za wszelkie spory. Lecz Janke nie ma racji, odnosząc tę tezę także do ostatniej kłótni o szczyt w Brukseli. W tym bowiem wypadku sprawdzona taktyka PO zawiodła.
[srodtytul] Bezczelne bajki[/srodtytul]
Stratedzy obu stron konfliktu działają oczywiście w pewnej obiektywnej rzeczywistości politycznej. Jej zasadniczym elementem są grupy zatwardziałych kibiców obu stron – to ci, których odwojować się nie da. Patrząc na słupki poparcia, można jednak bezpiecznie założyć, że takich osób jest wyraźnie mniej wśród około 50 proc. popierających PO niż 22 – 25 procent popierających PiS. Innymi słowy, jeśli wziąć pod uwagę wybory prezydenckie, Lech Kaczyński ma szansę odwojować jakąś część miękkiego, wahającego się elektoratu, który dziś deklaruje głosowanie na Donalda Tuska pod wpływem owczego pędu albo który stwierdza, że głosować w ogóle nie zamierza. Prezydent, bez wątpienia w ścisłej koordynacji z PiS, poczynił już w tym kierunku ważny krok: stara się tak sterować swoimi działaniami, żeby nie być bezpośrednio łączonym z poczynaniami partii Jarosława Kaczyńskiego – choć oczywiście tego związku nie da się całkowicie zerwać. Z horyzontu zniknęła także absolutnie fatalna dla prezydenckiego wizerunku Anna Fotyga, zastąpiona przez elokwentnego, nieunikającego mediów i pewnego siebie Piotra Kownackiego. To był ze strony prezydenta znakomity wybór.
Jednak to nie polityczne konkrety, ale forma, w jakiej prezydent sprawował swój urząd, były dotąd najchętniej ogrywane i wykorzystywane przez jego przeciwników. Platforma opierała swoją taktykę na zdolności Lecha Kaczyńskiego do wizerunkowego samozniszczenia. Ta zdolność była w pełnym rozkwicie jeszcze kilka miesięcy temu.