Regularne spotkania dwudziestu największych mocarstw świata, G20, zostały stworzone, by zrekompensować słabości Organizacji Narodów Zjednoczonych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Po ostatnim szczycie G20 w Argentynie wiemy, że mocarstwa nie są w stanie rozwiązać żadnych większych problemów; wręcz przeciwnie, to one za istniejący chaos i bezprawie odpowiadają.
Roger Boyes z londyńskiego „Timesa" porównał niedawne spotkanie G20 do filmów Coppoli o mafijnej rodzinie Corleone: „Po jednej stronie stołu w Buenos Aires siedzi lider, który mówi, że nikogo nie zamordował, a po drugiej stronie lider, który mówi, że zamordował. Jest prezydent, który właśnie rozkazał atakować statki sąsiada, co jest równoznaczne z aktem wypowiedzenia wojny. Obok niego siedzi grupa innych liderów, którzy walczą ze sobą o granice, pieniądze i władzę. Naprzeciwko siebie siedzą dwaj główni rywale walczący o przywództwo klanu, prezydenci USA i Chin. Bez względu na pozory, większość uczestników spotkania G20 nie przybyła, by pogrzebać Don Corleone, lecz by pogrzebać ład liberalny".