Legion samozwańczych cenzorów

Dziś u nas wszystko jest parteipolitisch, nie wyłączając prognozy pogody. Każda wypowiedziana opinia, każde zdanie bywa oceniane z punktu widzenia partyjnopolitycznego

Aktualizacja: 18.01.2009 23:55 Publikacja: 18.01.2009 18:03

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/01/18/legion-samozwanczych-cenzorow/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Czytam sobie teraz uroczą książkę Marka Twaina "A tramp abroad" ("Włóczęga za granicą"), opis podróży po Europie, przede wszystkim po Niemczech i Szwajcarii, odbytej w 1878 roku. Czytałem tę książkę wiele lat temu, potem gdzieś mi zginęła, teraz sprowadziłem sobie kolejny egzemplarz z USA i usiłuję namówić prezesa "Iskier" Wiesława Uchańskiego do jej wydania. Bo jest to książka, która nigdy nie wyszła po polsku, a szkoda.

Opisy obyczajów, panujących w tamtym czasie w Niemczech są wspaniałe. Przepis na parzenie kawy po niemiecku (długotrwałe tarcie ziarenkiem kawy o kolbę cykorii, a potem gotowanie tej kolby w saganie wrzątku tak długo, aż wszelkie szkodliwe substancje wyparują) to nieśmiertelna satyra. Podobnie jak opisy pojedynków siekających się szablami korporantów na uniwersytetach. Twain szczególnie nie polubił języka niemieckiego i do książki dołączone są appendiksy poświęcone osobliwościom niemczyzny.

[srodtytul]Parteipolitisch[/srodtytul]

Amerykańskiego pisarza irytował zwłaszcza sposób łączenia ze sobą niemieckich rzeczowników i tworzenie w języku nowych bytów. Na przykład kapitan statku na Renie nazywa się Oberrheinschiffartsgesellschaftkapitaen. Strasznie te zbitki słowne złościły Twaina niezwracającego uwagi na fakt, że ta akurat cecha niemieckiego czyni z niego idealny język dla filozofów. Pozwala bowiem nie tylko na tworzenie nowych bytów, ale też na niezwykle precyzyjne określanie rzeczy istniejących realnie.

Mamy zjawiska, które umykają naszej uwadze tylko dlatego, że są nienazwane. Strasznie mi na przykład brakuje w polszczyźnie słowa, określenia będącego odpowiednikiem niemieckiego "parteipolitisch". Partyjnopolityczny. To znaczy taki, który rozpatrywany jest z punktu widzenia polityki jednej partii. A nie polityki w ogóle. Parteipolitisch coś może być korzystne albo niekorzystne, słuszne albo niesłuszne, dobre albo złe dla jednego ugrupowania, jednego sposobu myślenia, jednego interesu.

W Niemczech jest takie określenie, funkcjonuje w języku. U nas nie, a zjawisko przecież istnieje. I to jak bujnie. Wszystko jest u nas dziś parteipolitisch, nie wyłączając prognozy pogody. Każda wypowiedziana opinia, każde zdanie bywa oceniane z punktu widzenia partyjnopolitycznego. Irytujemy się, wkurzamy na tę partyjną polityczność, ale nie potrafimy sobie z nią poradzić, bo nie ma ona nazwy.

Nienazwane jest zawsze najtrudniejsze do uchwycenia, bo jednak nic, co jest poza językiem, nie istnieje realnie. Ale wystarczy zasiąść do lektury artykułów gazetowych z zapożyczeniem z niemieckiego – parteipolitisch – a już świat przedstawiony nabiera nowych barw, staje się uładzony i zrozumiały.

[srodtytul]Niewybaczalne występki[/srodtytul]

Ostatnio pani Dominika Wielowieyska na łamach "Gazety Wyborczej" wystąpiła z obroną dyrektora radiowej Trójki Krzysztofa Skowrońskiego, któremu ponoć grozi dymisja. Zdaniem autorki tej obrony Skowroński powinien zostać na stanowisku, mimo że dopuścił do zaprezentowania w swojej rozgłośni książki Bronisława Wildsteina "Dolina nicości".

A co jest złego w odnotowaniu przez radio faktu, iż Bronisław Wildstein wydał książkę? Normalnie nic, ale parteipolitisch to zbrodnia. Bez tego słowa "parteipolitisch" nie sposób zrozumieć tekstu Wielowieyskiej, a zwłaszcza argumentu, że należy Skoworońskiemu wybaczyć Wildsteina, bo jego rozgłośnia omawiała też inne książki. Parteipolitisch słuszne

Tygodnik "Przekrój" kilka razy dość pogardliwie wyraził się o rysowniku "Rzeczpospolitej" Andrzeju Krauzem. Że rysuje poniżej poziomu. Czy to znaczy, że Andrzej Krauze rysuje teraz koślawo? Albo że stracił dowcip. Ależ nie. Skądże. Jest tak samo wyśmienitym rysownikiem i tak samo przenikliwym satyrykiem jak w latach 70.

Trzeba czytać "Przekrój" i jego uwagi parteipolitisch. Dla tego tygodnika i jego redaktorów poziom wszystkiego, łącznie z rysunkami Krauzego, wyznacza nie sprawność artystyczna i nie intelektualna zdolność do kpiny ze wszystkiego, tylko orientacja polityczna. Użyteczność praktyczna dla wyznawanej jedynie słusznej linii.

Szopka Marcina Wolskiego przedstawiona przez telewizję publiczną w noc sylwestrową doczekała się miażdżącej recenzji w "Gazecie Wyborczej". Nie była to krytyka sposobu wierszowania, gry aktorskiej, poziomu dowcipów, tylko jak zwykle parteipolitisch światopoglądu autora. Zanadto kpił Wolski z rządu, a za mało z opozycji. Za wiele z Tuska, za mało z Kaczorów. Akcenty były rozłożone inaczej niż w każdym kolejnym numerze "Wyborczej", a to jest parteipolitsch występek, którego się nie wybacza. Toteż Wolskiemu przetrzepano skórę za to, że nie jest satyrykiem jawnie partyjnym. Po właściwej stronie.

[srodtytul]Satyra na służbie[/srodtytul]

Generalnie parteipolitisch akurat z satyrą, z dowcipem, z żartami ma największy problem. W tej dziedzinie tkwimy nie tyle w PRL, co w głębokich latach 50. Można sobie kpić z generałów, pod warunkiem, że są to pojeni coca-colą generałowie imperialistycznej armii amerykańskiej. Broń Boże generałowie sowieccy. Słodkie gołąbki pokoju. Od nich wara. Parteipolitisch!

Satyra, rysunki Krauzego, wierszyki Wolskiego powinny być wprzęgnięte w służbę. Tak rozumieją zadanie satyry ogarnięci szałem parteipolitisch ćwierć, pół i całą gębą inteligenci gazetowi.

Przed wojną Marian Hemar z Julianem Tuwimem napisali wodewil "Kariera Alfa Omegi", którego bohaterem był premier Felicjan Sławoj-Składkowski. Istniała wtedy cenzura prewencyjna, cenzor coś tam zaczął wykreślać i zirytowani autorzy posłali egzemplarz do premiera z prośbą, żeby sam dokonał skreśleń. Dostali go natychmiast z powrotem z adnotacją, że nie wolno wykreślić ani jednego słowa. Składkowski był na premierze, bawił się świetnie, oglądając ucharakteryzowanego na siebie Tadeusza Olszę. Czyżby ten sanacyjny stupajka rozumiał, jakie są zadania satyry?

Dziś nie ma cenzury instytucjonalnej. Nie trzeba posyłać premierom żartów w nadziei ich uratowania. Ale mamy za to legion samozwańczych cenzorów, którzy każdą rzecz obwąchują parteipolitisch. I orzekają, nie na podstawie formy, tylko treści – poniżej poziomu.

Oczywiście parteipolitisch ten mój felieton jest w rynsztoku. Podobnie jak uwagi Twaina o Niemcach, a zwłaszcza Prusakach. Jak Uchański w końcu wyda tę książkę (a wierzę, że wyda) recenzja w "Gazecie Wyborczej" będzie miażdżąca. Parteipolitisch Mark Twain był tak samo poniżej poziomu jak Krauze i Wolski.

[i]Autor jest felietonistą i publicystą dziennika "Fakt"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/01/18/legion-samozwanczych-cenzorow/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Czytam sobie teraz uroczą książkę Marka Twaina "A tramp abroad" ("Włóczęga za granicą"), opis podróży po Europie, przede wszystkim po Niemczech i Szwajcarii, odbytej w 1878 roku. Czytałem tę książkę wiele lat temu, potem gdzieś mi zginęła, teraz sprowadziłem sobie kolejny egzemplarz z USA i usiłuję namówić prezesa "Iskier" Wiesława Uchańskiego do jej wydania. Bo jest to książka, która nigdy nie wyszła po polsku, a szkoda.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?