"Gazeta" z palcem na cynglu

"Wyborcza" to kadrowiec mediów III RP. Gdy zauważy kogoś, kogo uznaje za politycznie niepewnego, natychmiast insynuuje mu partyjne powiązania z prawicą

Aktualizacja: 04.03.2009 21:36 Publikacja: 04.03.2009 19:51

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

[b][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/03/04/gazeta-z-palcem-na-cynglu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Na polanie w lesie zebrały się zwierzęta. – Dość już tej wzajemnej niesprawiedliwej walki. Proponuję powszechne rozbrojenie. Trzeba ustalić jakieś zasady – oświadczył nosorożec. – Od dzisiaj każdy może mieć jeden róg na nosie – skonkretyzował swoją propozycję.

Tak właśnie wygląda sytuacja z mediami w Polsce. Nosorożec to środowisko "Gazety Wyborczej", które otrzymało swój "róg" w 1989 roku na skutek decyzji Lecha Wałęsy. "Gazeta" doskonale wykorzystała swoją szansę i to jest niewątpliwa zasługa zespołu Adama Michnika. Jednak Krzysztof Skowroński, który został dyrektorem Trójki za rządów PiS, także swoją szansę wykorzystał. Stworzył radio popularne i chwalone za wysoki poziom. "Wyborcza" jednak prawa do dalszego kierowania rozgłośnią mu odmówiła.

[srodtytul]Kreator zmian [/srodtytul]

Dzień po odwołaniu szefa Trójki "Gazeta" swoją informację zatytułowała beznamiętnie: "Odwołali Skowrońskiego". Pismo uwielbiające barwne tytuły, piętnujące pisowskich dziennikarzy tego dnia powstrzymało się od komentarza. I słusznie, bo dziennik z Czerskiej zawsze wolał zmieniać świat, niż się tym chwalić. Po kolejnych akcjach, w których "Gazeta" kogoś zniszczyła, gdzieś w politycznych kuluarach słyszałem często na wpół kokieteryjne, a wpół zakłopotane komentarze dziennikarzy "GW": – A wiesz co Piotrze, teraz to mi też trochę będzie brakować Krzyśka. Choć z drugiej strony sam przyznasz, że z tymi honorariami...

Honoraria? Dziś "Gazeta" pisze głównie na ten temat. Jeszcze trzy miesiące temu czujnie rozliczała Skowrońskiego z innych "zbrodni". 8 grudnia 2008 roku Agnieszka Kublik pisała: "Niemal w każdym porannym przeglądzie prasy Trójki pojawia się "Nasz Dziennik – tuba propagandowa Radia Maryja i ojca Tadeusza Rydzyka, o którego względy zabiega PiS Jarosława Kaczyńskiego".

Teza, że Trójka pod rządami Skowrońskiego była tubą tuby ojca Rydzyka, jest absurdalna, ale właśnie tak "Gazeta Wyborcza" dorabiała Skowrońskiemu gębę. Równie barwny był zarzut "GW", ze Trójka w przeddzień emisji nagrywała wywiad z prezesem Jarosławem Kaczyńskim w jego biurze. Gdy podobnie zrobiło Radio TOK FM, rozgłośnia należąca do Agory – w stosunku do tegoż samego Jarosława Kaczyńskiego – "Wyborczej" to nie zainteresowało.

Oczywiście nie tylko o Skowrońskiego chodziło. "Wyborcza" doniosła też światu, że nie będą już mieli swoich audycji w publicznym radiu Tomasz Sakiewicz i Rafał Ziemkiewicz, "niekryjący niechęci do "GW", która w ich publicystyce przedstawiana jest jako źródło wszelkiego zła".

Żadne inne medium – z wyjątkiem "Gazety" – nie opisuje z podobnym zapałem i satysfakcją czystek w publicznych mediach. Czas już przyszedł na nazwanie tego fenomenu. Te teksty nie są efektem dziennikarskich emocji, ale dumy kreatora zmian. "Wyborcza" to nie zwykła gazeta – to urząd ochrony mediów.

[srodtytul]Kadrowiec III RP [/srodtytul]

W czasach PRL w instytucjach i przedsiębiorstwach istotnych dla socjalistycznego państwa istniała funkcja kadrowca, którego głównym zadaniem było pilnowanie, aby nie został w nich zatrudniony nikt niepewny, a już, broń Boże, potencjalny wróg polityczny. Tę samą rolę w mediach III RP wypełnia "Wyborcza".

Gdy zauważy w mediach kogoś, kogo uważa za politycznie niepewnego lub za "wrogi element", natychmiast insynuuje mu partyjne powiązania z prawicą. Zaczynają się natarczywe pytania wobec władz mediów, jak długo będą tolerować nieprawomyślną postać. A na koniec następuje spokojne odnotowanie dymisji.

"Gazeta Wyborcza" zazwyczaj oburza się na grzebanie w życiorysach, ale gdy trzeba uzasadnić zwolnienie z radia Wojciecha Reszczyńskiego, to z lubością przypomina, że w czasach PRL był to prezenter reżimowej telewizji. Kiedy trzeba – wyjaskrawia się na siłę poglądy człowieka, którego wzięła na cel, jeśli to okazuje się niemożliwe, cytuje się nieprzychylne mu, zazwyczaj anonimowe opinie.

Tak było w przypadku Patrycji Koteckiej – "Gazeta" nie udowadniała informacji o jej "politycznych naciskach" na pracowników "Wiadomości", ale cytowała anonimowe wypowiedzi. Ciekawe, że plotki o jakichkolwiek naciskach ustały jak nożem uciął po odejściu Koteckiej. W telewizji Rudomino pewnie nikt już nie naciska. A może po prostu zakończono już (sukcesem) akcję "czyścimy TVP"?

[srodtytul]Cyngle i prawicowcy [/srodtytul]

Niedawno w debacie publicznej pojawiło się pojęcie "cyngli "Gazety Wyborczej" – zaufanych ludzi do brudnej roboty, którzy w pewnych sprawach od lat zastępują zwykłych dziennikarzy. To im powierza się zwalczanie "wrogich elementów". W latach 90. celem cyngli byli tzw. pampersi, czyli dziennikarze z telewizji Wiesława Walendziaka. Pamiętam to doskonale, bo sam do nich należałem. Ówczesne artykuły – tak jak dzisiejsze – wytapetowane były anonimowymi opiniami. Gdy oburzaliśmy się tym prostackim chwytem, koledzy z "Gazety" oburzonymi głosami odpowiadali: – Jak można się dziwić, że ludzie boją się mówić pod nazwiskiem? Przecież pampersi są bezwzględni i zniszczą każdego.

Klasycznym tekstem cynglowym z tamtej epoki był atak Anny Bikont na Wojciecha Cejrowskiego zatytułowany "Brunatny kowboj RP" – którego sam tytuł pokazuje, jaką metodą posłużyła się autorka. Jednak najbardziej zasłużoną strażniczką prawomyślności w mediach od lat jest jest Agnieszka Kublik. To ona bezkompromisowo rozliczała Walendziaka z paru programów, które sama uznała za prawicowe.

Niestety, brakowało jej podobnej bezkompromisowości, gdy przeprowadzała liczne rozmowy z lewicowym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim. A niedawno, w trakcie wywiadu z Markiem Jurkiem bez jakichkolwiek podstaw oskarżyła autorkę "Misji specjalnej" Anitę Gargas o to, że chciała w TVP jako pierwsza ogłosić informacje o "dziadku z Wehrmachtu" Donalda Tuska.

Specjalną akcję "Gazeta Wyborcza" poświęciła w 2005 roku Bronisławowi Wildsteinowi przy okazji ujawnienia listy ochrzczonej jego nazwiskiem. Przy tej okazji objawił się nowy cynglowy talent – Wojciech Czuchnowski. Jego histeryczne teksty stworzyły atmosferę, w której ówczesny naczelny "Rzeczpospolitej" Grzegorz Gauden zdecydował się wyrzucić Wildsteina z pracy.

Oczywiście ataki te nigdy nie dotyczyły obejmujących kierownicze stanowiska w TVP w czasach Walendziaka dziennikarzy "GW", takich jak Roman Kurkiewicz czy Artur Domosławski. Ludzie z "GW" bowiem mieli przychodzić na Woronicza wyłącznie z racji swych kompetencji. Dziennikarze z innych mediów często natychmiast ogłaszani byli, prawicowcami, ideologami Porozumienia Centrum i politycznymi komisarzami. Piszę tu o prawicowcach – choć jest to tylko epitet, a nie określenie politycznych poglądów. W "Gazecie" nazywa się w ten sposób wszystkich tych, którzy nie akceptują okrągłostołowej ideologii – wierzących i niewierzących, konserwatywnych i lewicowych – jeżeli tylko zachowywali solidarnościową lub antykomunistyczną wrażliwość.

Dziś, gdy media publiczne są pod opieką panów Piotra Farfała, Tomasza Rudomino, Roberta Wijasa i Wincentego Pipki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Agnieszkę Kublik przestały interesować polityczne poglądy nowych ludzi telewizji. Znów w mediach publicznych zapanowała "normalizacja".

[srodtytul]Konfitury dla pisowców [/srodtytul]

Krzysztof Skowroński, który nigdy nie pokazywał jakichkolwiek poglądów politycznych, jest dla "Gazety" prawicowcem, bo robił radio za czasów prezesa Krzysztofa Czabańskiego. Magda Jethon z definicji poglądów nie ma, bo mianował ją prezes Robert Wijas, który oczywiście też żadnych poglądów nie ma.

"Odwołanie Krzysztofa Skowrońskiego ze stanowiska szefa radiowej Trójki ucieszyło zwolenników teorii spiskowych" – napisał ironicznie Adam Leszczyński na łamach "GW". – "Los zesłał im dobitny dowód na to, że "Gazeta" rządzi światem, a przynajmniej krajem nad Wisłą. Skowroński został odwołany niedługo po artykule Agnieszki Kublik o wynikach audytu przeprowadzonego w radiu" – wyjaśnia Leszczyński.

To ulubiona poza "niewinnych czarodziejów" z redakcji na Czerskiej. My wpływamy na inne media? To oburzające insynuacje!

Jednak coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z roli, jaką odgrywa "Wyborcza". Pod listem w obronie Krzysztofa Skowrońskiego podpisały się tysiące ludzi niemających wątpliwości, że może on zostać zwolniony, że zamieszczane w "Wyborczej" donosy na szefa Trójki są ostatecznym sygnałem, iż akcja mająca na celu jego odwołanie zmierza ku finałowi. Silniejsze od lęku przed napiętnowaniem przez "Gazetę" było oburzenie, że w imię ideologii dorzynania watahy zarzyna się dobre radio robione przez prawdziwego fachowca.

Także dlatego w obronie Krzysztofa Skowrońskiego w poniedziałek pod budynkiem radiowej Trójki odbyła się manifestacja. O jej uczestnikach i o samym Skowrońskim napisał Paweł Wroński, że to "dziennikarze propisowscy", którzy "dali się skusić władzy" i za to "dostawali konfitury".

Z czymś takim nawet się nie da polemizować. Stanowczo zbyt łatwo przychodzi Wrońskiemu obrażać ludzi i etykietować ich jako pisowców, w dodatku interesownych. Zbyt łatwo uznaje, że ludzie o poglądach innych niż jego, muszą kierować się niskimi pobudkami.

Na szczęście wspomniany powyżej skandaliczny tekst "Honor czy honorarium" to przejaw wściekłości coraz częściej bezsilnej. Dziś już "Gazeta" nie ma takich możliwości wpływania na życie publiczne, jak w latach 90. Są w Polsce media, które pozostają poza orbitą jej wpływów.

Niedawno, gdy Bogdan Rymanowski dostał Grand Pressa Piotr Pacewicz nazwał w "Wyborczej" go "niedziennikarzem roku". Zajadłość redaktora "Gazety" była komentowana jako efekt żalu, że wybrano kogoś spoza gazetowowyborczej bajki – człowieka, który zaczynał telewizyjną karierę w znienawidzonym przez "GW" programie "Puls dnia" z epoki Walendziaka. Jednak atak się nie powiódł. Nie tylko TVN, ale też większość środowiska stanęła murem za Rymanowskim.

Trudno jednak oczekiwać, że "Gazeta Wyborcza" teraz odpuści. W końcu odniosła sukces w akcji przeciw Skowrońskiemu. Agnieszka Kublik z Wojciechem Czuchnowskim mogą robić na swoim biurku kolejne nacięcia. Walka z prawicowym odchyleniem trwa.

[i]współpraca Marcin Rafałowicz i Bartłomiej Radziejewski[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/03/04/gazeta-z-palcem-na-cynglu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Na polanie w lesie zebrały się zwierzęta. – Dość już tej wzajemnej niesprawiedliwej walki. Proponuję powszechne rozbrojenie. Trzeba ustalić jakieś zasady – oświadczył nosorożec. – Od dzisiaj każdy może mieć jeden róg na nosie – skonkretyzował swoją propozycję.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?