Reklama

Skradzione sztandary braci Kaczyńskich

Donald Tusk w ciągu zaledwie roku przejął pełen zestaw wizerunkowych symboli braci Kaczyńskich. Można powiedzieć: przejął totemy PiS – pisze specjalista od marketingu politycznego

Publikacja: 07.04.2009 20:22

Eryk Mistewicz

Eryk Mistewicz

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/07/eryk-mistewicz-skradzione-sztandary-braci-kaczynskich/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Patriotyzm, solidaryzm, walka z korupcją stanowiły do niedawna zbiór elementów, których – jak się wydawało – nikt poza liderami Prawa i Sprawiedliwości nie miał prawa użyć. Ale jeśli totemów się nie pilnuje, nie można narzekać, że są przejmowane. Klasyka politycznego marketingu.

[srodtytul]Patriotyzm [/srodtytul]

Patriotyzm przestał być bowiem wyłącznym kapitałem prawicy, a po patriotyczne narracje sięgają dziś w świecie liberałowie, socjaliści, a nawet lewacy. Chowają czerwone flagi, wzywając do wywieszania flag narodowych. Deklarują ograniczanie praw imigrantów. Ku przerażeniu skrajnej prawicy tracącej w ten sposób dorobek budowany przez dziesięciolecia.

Dziś Donald Tusk uznawany jest za większego patriotę niż Jarosław Kaczyński (badania PBS z grudnia 2008 r.). W odczuciu Polaków stał się skuteczniejszym od poprzednika liderem Polski dbającym o narodową tożsamość, historię, honor i pozycję kraju na scenie międzynarodowej.

Reklama
Reklama

Przy okazji każdego otwieranego Orlika powtarza: "Prawdziwi polscy patrioci uczą swoje dzieci grać w piłkę". Patriotyzmem inkrustuje wystąpienia. "Nikt nie dał panu monopolu na patriotyzm i prawdę" – mówi do prezesa PiS, broniąc Władysława Bartoszewskiego. Podobnych słów używa w obronie Lecha Wałęsy. Nawet spór o Instytut Pamięci Narodowej Donald Tusk wykorzystuje do powiedzenia, jak ważne dla niego są wartości patriotyczne i polska historia.

Donald Tusk nie przepuścił też okazji do zaapelowania do PiS – przy okazji wyboru szefa NATO – o nieprzeszkadzanie w budowaniu pozycji Polski na arenie międzynarodowej.

A warto przypomnieć, co obecny premier napisał na ten sam temat w 1989 roku. "Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać..." – stwierdził w ankiecie przeprowadzanej w 1987 r. przez "Znak".

Dawne to dzieje. Dziś nawet prezydent Lech Kaczyński potwierdził to, co mówią sondaże, i przyznał: "premier Tusk jest dobrym patriotą". Pośrednio potwierdzając, że sztandar patriotyzmu przestał być własnością braci Kaczyńskich.

[srodtytul]Społeczny solidaryzm [/srodtytul]

Podział na "Polskę solidarną" i "Polskę liberalną" był szczytowym osiągnięciem strategów Prawa i Sprawiedliwości. Wówczas Platforma na początku nie dostrzegała zabójczej dla niej strategii, później nie rozumiała jej długofalowych skutków, na koniec zaś nie była w stanie sprostać intelektualnemu – i marketingowemu – wyzwaniu. Widać jednak, że przyczyny porażki 2005 roku zostały przez Donalda Tuska poddane profesjonalnej analizie. Jeśli spin doktorzy PiS z braku lepszych pomysłów wrócą do podziałów z 2005 r., Platforma musi być utożsamiana z mitem Polski solidarnej. Stać pewnie po tej stronie, po której stała "Solidarność".

Reklama
Reklama

A czyż jest lepszy symbol Polski solidarnej od Lecha Wałęsy? Symbol "Solidarności" został dokooptowany do drużyny Platformy, a jego syn znalazł się na jej listach wyborczych, także w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Im silniejsze ataki kierowane są na Lecha Wałęsę, tym głośniej broni go Donald Tusk.

Jeszcze niedawno jednym z postulatów polskich liberałów było "ograniczanie związkowego motłochu". Dziś, co wzmacnia tezę o przejęciu przez ekipę Platformy sztandarów Polski solidarnej, honorowe pierwsze miejsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego na Podkarpaciu zaproponowano związkowcowi wszech czasów – Marianowi Krzaklewskiemu.

Premier nie znajduje już czasu na publiczne pokazywanie się z bankowcami, na co narzekał ostatnio Jan Krzysztof Bielecki. Woli wspólne konferencje z Michałem Bonim, symbolem profesjonalnego rozwiązywania problemów społecznych, i z Jolantą Fedak, minister pracy i polityki społecznej, powtarzającą, że szczególnie w kryzysie musimy być… solidarni. Słowo to powraca dziś zresztą w każdej publicznej wypowiedzi szefa rządu.

Ekipa Tuska przejęła najważniejszy element, na którym opierał się polityczny kręgosłup PiS. Kto bowiem ma dziś w swoich szeregach najbardziej znanych związkowców i szanuje ich prawa, kto broni symbolu "Solidarności" – Lecha Wałęsy, kto pochyla się nad ludźmi pracy, jest z nimi solidarny, rozwiązując ich problemy?

[srodtytul]Walka z korupcją[/srodtytul]

Sztandar walki z korupcją to – według wszystkich badań – creme de la creme wizerunkowej tożsamości Prawa i Sprawiedliwości. Niesiony wysoko, z przekonaniem monopolu na rację.

Reklama
Reklama

Ostatnie miesiące pokazują, że Donald Tusk nie uznaje tego monopolu. Przede wszystkim jednak nie chce się zapisać w najnowszej historii Polski jako lider kolejnej po 1989 r. formacji, która straciła w polityce wszystko, wikłając się w spełnianie oczekiwań gospodarczego establishmentu.

Farsa, jaką było powołanie pełnomocniczki rządu ds. walki z korupcją, to już przeszłość. Premier mianuje ministra sprawiedliwości wbrew środowiskom uwielbiającym kreować scenę publiczną. Pozbawia absolutnie jakiegokolwiek wpływu (w realnej polityce) senatora Tomasza Misiaka. Odwołuje londyńskie spotkanie Aleksandra Grada z szefostwem Goldman Sachs.

Idzie dalej niż Jarosław Kaczyński: nakazuje przygotowanie nowelizacji ustawy o lobbingu, a przy okazji wzmacnia CBA i ABW, a nie – jak liczył na to establishment – osłabia. Wprowadza – co nie udało się PiS – bijącą w koncerny farmaceutyczne transparentność w tworzeniu list leków refundowanych. Podejmuje też decyzję o wstrzymaniu prywatyzacji Polmosów w Bielsku -Białej i Józefowie, bo najwyższą cenę za nie dał… ojciec posła Platformy. Chodzi o ważny przekaz dla opinii publicznej: Donald Tusk wypala korupcję żelazem.

Ale czy premier tak na poważnie? – pytają szefowie firm, dla których hasło "Zmień kraj, pójdź na wybory" było gwarantowaną inwestycją. "Telekomunikacja daje 20 mln zł za głowę Streżyńskiej" – to tytuł z "Parkietu", poważnego tytułu giełdowego. Dla zachowania monopolu na rynku telekomunikacyjnym i zmiany prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej przygotowano już nawet w Sejmie i Senacie stosowną nowelizację ustawy skracającą jej kadencję.

Donald Tusk interweniował: pochwalił prezes UKE, dzięki której Polacy płacą dziś o połowę mniej za rozmowy telefoniczne. Nie tylko nie zwolnił Streżyńskiej, ale wręcz otoczył ją antylobbingową tarczą.

Reklama
Reklama

Jeśli Donald Tusk wykorzysta czas kryzysu na rozprawienie się ze zwiększającą koszty działania firm i zaburzającą rynkową konkurencję korupcją, nie tylko przejmie najważniejszy sztandar PiS, ale też wzmocni swą naturalną bazę wyborczą: wciąż cherlawą klasę średnią. Podział nitki budowanej autostrady na pięć odcinków, uwolnienie telekomunikacji od dyktatu monopolisty, a nawet część prac komisji "Przyjazne państwo" zwiększa szanse mniejszych firm.

Aby wejście w życie podobnych rozwiązań było możliwe, premier nie może być jednak zakładnikiem wielkiego biznesu i dużych grup medialnych. Musi skomunikować się z wyborcą bezpośrednio. Temu służą działania jego story spinnersów generujących na każdy dzień ciekawą historię, jakby wyjętą wprost z podręczników marketingu narracyjnego. I im większa jest dziś presja: Tusku musisz! (zwolnić Streżyńską, przywrócić Ćwiąkalskiego, wyrzucić Krzaklewskiego, zlikwidować IPN – itd.), tym bardziej zdecydowana jest postawa premiera. Postawa budująca z czasem wizerunek nowego bezkompromisowego szeryfa.

[srodtytul]Co zostanie Kaczyńskim?[/srodtytul]

Spin doktorzy PiS – Adam Bielan i Michał Kamiński – zajęci własnymi kampaniami do Parlamentu Europejskiego nie dostrzegają zagrożenia. Nie zastanawiają się, jaki będzie skutek odebrania Prawu i Sprawiedliwości jego wizerunkowej tożsamości. Nie rozważają, co PiS napisze na billboardach w kolejnych wyborach – prezydenckich i parlamentarnych.

A dla PiS to pytanie zasadnicze: co pozostanie braciom Kaczyńskim, jeśli patriotyzm, solidaryzm społeczny i walka z korupcją staną się symbolami Platformy Obywatelskiej?

Reklama
Reklama

[i]Autor jest konsultantem politycznym, specjalistą ds. marketingu politycznego[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/07/eryk-mistewicz-skradzione-sztandary-braci-kaczynskich/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Patriotyzm, solidaryzm, walka z korupcją stanowiły do niedawna zbiór elementów, których – jak się wydawało – nikt poza liderami Prawa i Sprawiedliwości nie miał prawa użyć. Ale jeśli totemów się nie pilnuje, nie można narzekać, że są przejmowane. Klasyka politycznego marketingu.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Marek Konopczyński: W czyim interesie jest nowa ustawa o zawodzie psychoterapeuty?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Wszystkie książki historyczne, których nie przeczytał Donald Trump
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama